Wiedza o znaczeniu kolejności urodzenia może przyczynić się do lepszego zrozumienia dynamiki zachodzącej w rodzinach patchworkowych, czyli takich, w których dzieci pochodzą z różnych związków rodziców. Kiedy rodzina powiększa się w ten sposób, najstarsze lub najmłodsze dziecko (w którejkolwiek z rodzin) może odczuwać duży dyskomfort z powodu utraty swojej pozycji. Dziecko, które było najstarsze, nagle staje się środkowym lub najmłodszym, a najmłodsze traci pozycję „rozpieszczanego maleństwa”. Jeśli takim dzieciom okaże się zrozumienie i aktywnie włączy się je w proces spotkań rodzinnych (o nich więcej w rozdziale dziewiątym) oraz proces rozwiązywania problemów, to w sposób konstruktywny umożliwi im się doświadczanie przynależności i znaczenia.
Kolejny wyjątek to sytuacja, kiedy dzieci „samowolnie” zamieniają się cechami przypisanymi danej pozycji w kolejności urodzenia. Jeżeli drugie dziecko wykazuje skłonność do ciężkiej pracy oraz rywalizacji i ma potrzebę dogonienia starszego rodzeństwa, może w końcu przejąć pozycję najstarszego. W takim przypadku najstarsze się poddaje i zrzeka cech przypisanych swojej roli. Decyduje: „Jeśli nie mogę być pierwsze ani najlepsze, po co mam się starać?”. Poddanie się w obliczu niemożności osiągnięcia ideału jest najlepszym dowodem perfekcjonizmu. Najstarsze dziecko, które „poddało się” i ustąpiło miejsca młodszemu, często staje się życiowym nieudacznikiem. To wyjaśnienie pomaga wielu rodzicom zrozumieć trudną sytuację zdetronizowanego najstarszego dziecka. Ich dotychczasowy gniew i frustracja zmieniają się we wsparcie, którego tak bardzo potrzebuje ich pierworodna pociecha.
Najmłodsze dziecko, odgrywając rolę „sprintera”, zwalnia pozycję „rozpieszczanego maleństwa”. Zajmuje je następne w kolejności i przyjmuje cechy najmłodszego.
Jeszcze innym czynnikiem wyjaśniającym odstępstwa od reguły jest atmosfera w rodzinie. Albo potęguje, albo minimalizuje ona różnice pomiędzy rodzeństwem. W rodzinach, które cenią sobie rywalizację (jak w wielu rodzinach amerykańskich), różnice się uwydatniają, natomiast w tych, dla których ważna jest współpraca, różnice są niwelowane. Brak zgody w kwestii metod wychowawczych pomiędzy rodzicami tworzy atmosferę współzawodnictwa, natomiast ich jednolity front wspiera ducha współpracy.
Jak wspominałam wcześniej, ogólna zasada, która sprawdza się niemal zawsze, mówi o tym, że dwoje najstarszych dzieci będzie się bardzo różnić, jeśli są tej samej płci i dzieli je mała różnica wieku. Miałam okazję na własne oczy przekonać się, że i od tej zasady istnieją wyjątki. Przeprowadzając adlerowską rozmowę o stylach życia z pewną panią, która miała o półtora roku starszą siostrę, byłam przekonana, że będą zupełnie odmienne. Rozmowa pokazała, jak bardzo się myliłam. Były niezwykle podobne. Doszedłszy do pytania o charakterystykę rodziców, spytałam, czy pozwoli mi zgadywać. Powiedziałam, że jej rodzice bardzo się kochali i współpracowali ze sobą. Zgadzali się w kwestii stylu wychowywania dzieci, a ich córki czuły się kochane i traktowane sprawiedliwie. Spytała, skąd to wszystko wiem. Swoje przypuszczenia oparłam na wiedzy dotyczącej wpływu atmosfery w rodzinie na dzieci. Jeśli dwie siostry, które dzieli zaledwie półtora roku, mają niezwykle podobne, a nie różne, cechy charakteru, można zgadywać, że rodzicom udało się stworzyć atmosferę współpracy, a nie współzawodnictwa.
W pewnym okręgu szkolnym informacja o kolejności urodzenia pomogła nauczycielom i wychowawcom ustalić, że w klasach z problemami w nauce gros dzieci to osoby najmłodsze lub psychologicznie najmłodsze. Zadano sobie istotne pytania: czy problemy w nauce mają podłoże fizjologiczne czy behawioralne? Jeśli fizjologiczne, to czy ich brak w przypadku najstarszych dzieci wynika z tego, że nauczyły się je w inny sposób równoważyć? Czy najmłodsze dzieci uczą się wykorzystywać problemy, by zyskać więcej przywilejów?
W jednej ze szkół podstawowych grupa uczniów z klasy pierwszej doprowadzała nauczyciela do skrajnej rozpaczy. W klasie drugiej nauczyciel rozważał przejście na wcześniejszą emeryturę. Nauczyciel prowadzący tę grupę w klasie trzeciej nie mógł się doczekać wakacji. Wreszcie nauczycielka, która objęła klasę w czwartym roku nauki, przeprowadziła ankietę na temat kolejności urodzenia i okazało się, że 85 procent uczniów to najmłodsze dzieci. Wiele z nich przez większość czasu demonstrowało bezradność i domagało się specjalnej uwagi. Przy pomocy spotkań klasowych, których celem było między innymi rozwinięcie umiejętności rozwiązywania problemów, nauczycielce udało się osiągnąć znaczną poprawę – dzieci stały się bardziej samodzielne i więcej sobie pomagały.
Judy Moore, nauczycielka piątych klas, napisała pracę magisterską na temat kolejności urodzenia i grup nauki czytania. Odkryła, że w grupach najbardziej zaawansowanych duży odsetek uczniów stanowiły dzieci najstarsze i jedynacy, natomiast w grupach najmniej zaawansowanych dzieci najmłodsze. Pani Moore nagrywała reakcję każdej grupy podczas odpowiedzi na zadawane przez nią pytania. W grupie zaawansowanej wszystkie dzieci podnosiły ręce, bo jako pierwsze chciały udzielić odpowiedzi. Grupa średnio zaawansowana cechowała się większym spokojem i mniejszą skłonnością do współzawodnictwa, zawsze jednak znajdowało się dziecko, które znało odpowiedź. Dzieci w grupie najmniej zaawansowanej zwykle nie znały odpowiedzi, odpowiadały, że nie rozumieją i potrzebują pomocy.
Jeden z chłopców w klasie pani Moore, nazwijmy go John, miał najsłabsze wyniki w nauce czytania. Aby wykluczyć niski iloraz inteligencji, najpierw wysłała go na testy psychologiczne. Później, w celu określenia stylu życia, przeprowadziła z Johnem rozmowę, podczas której okazało się, że jest on najmłodszym dzieckiem. Co ciekawe, John miał trzy starsze siostry, Georgię, Robertę i Paulę, a wszyscy w rodzinie nazywali go „królem Johnem”. Informacje te uświadomiły jej szczególną rolę chłopców w tej rodzinie i prawdopodobny problem nadmiernego rozpieszczania. Z jakiego powodu John miałby robić coś sam – na przykład uczyć się – jeśli nigdy nie doświadczył odpowiedzialności? Przeczucia pani Moore sprawdziły się, kiedy psycholog poinformował ją, że John jest niezwykle utalentowany. Po prostu całą swoją inteligencję wykorzystywał do szlifowania ujmującej umiejętności manipulacji.
W uprzejmej rozmowie pani Moore powiedziała Johnowi, że jest bardzo zdolny i bez problemu poradzi sobie w grupie najbardziej zaawansowanej. Przeniosła go do niej, a on sprostał jej oczekiwaniom. Zrozumiał, że już dłużej nie może jej oszukiwać. Najtwardszy orzech do zgryzienia miała z jego siostrami, dla których tak wielkie oczekiwania pani Moore względem ich małego braciszka były zupełnie niezrozumiałe.
W tej sytuacji kluczowe było podejście pani Moore do Johna, kiedy poinformowała go o swoim odkryciu. Nie powiedziała mu moralizatorskim tonem: „Jakbyś się postarał, to czytałbyś lepiej”. Zamiast tego z szacunkiem wsparła go słowami: „John, odkryłam, że jesteś niezwykle zdolnym młodym człowiekiem. Przenoszę cię do najbardziej zaawansowanej grupy w czytaniu, ponieważ wierzę, że świetnie sobie tam poradzisz”.
Na pewno zdarzyło ci się usłyszeć od rodziców tego typu zdanie: „Gdybyś się tylko postarał, miałbyś lepsze wyniki”. Na takie pełne rozczarowania dictum na pewno reagowaliście jak oparzeni. To podejście zniechęca wszystkie dzieci.
Nie można bezkarnie powtarzać najstarszemu dziecku, że gdyby się tylko postarało, osiągnęłoby lepsze wyniki. Najstarsze dzieci nie osiągają najlepszych możliwych wyników, ponieważ starania mające doprowadzić do perfekcji często prowadzą do napięcia, które po prostu wyklucza najwyższej jakości pracę.
Taki przekaz w przypadku średniego dziecka zniechęca je ze względu na