O psie który wrócił do domu. W. Bruce Cameron. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: W. Bruce Cameron
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Приключения: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-66234-19-2
Скачать книгу
na mnie.

      Mężczyzna wyprostował się.

      Mama pokręciła głową z odrazą.

      – Jesteś na haju.

      – Może troszkę. – Mężczyzna roześmiał się. Powłócząc nogami, wszedł do salonu i rozejrzał się wokół. Mama mierzyła go chłodnym wzrokiem.

      – Posłuchaj – zaczął. – Dużo o nas myślałem. Czuję, że popełniliśmy błąd. Tęsknię za tobą, skarbie. Powinniśmy dać sobie jeszcze jedną szansę. W końcu nie młodniejemy.

      – Nie będę z tobą rozmawiała, gdy jesteś w takim stanie. Nigdy.

      – W jakim stanie? W jakim stanie?

      Mężczyzna podniósł głos, a ja wzdrygnęłam się i odskoczyłam. Mama oparła dłonie o biodra.

      – Nie zaczynaj. Nie mam ochoty na kłótnie. Chcę tylko, żebyś sobie poszedł.

      – Nie pójdę, dopóki nie podasz mi jednego dobrego powodu, dlaczego mnie rzuciłaś.

      – O Boże.

      – Dobrze wyglądasz, Terri. Chodź do mnie. – Uśmiechnął się.

      – Nie. – Mama zaczęła się od niego cofać.

      – Mówię serio. Masz pojęcie, jak często o nas myślę? Dobrze nam było razem, skarbie. Pamiętasz ten hotel w Memphis…

      – Nie. Przestań. – Mama potrząsnęła głową. – Wcale nie było nam dobrze. Nie byłam przy tobie sobą.

      – Nigdy nie byłaś bardziej sobą, niż gdy byliśmy razem.

      – Bzdura.

      – Okej, przyszedłem, żeby powiedzieć ci te wszystkie komplementy, a ty zachowujesz się jak zołza.

      – Proszę, wyjdź.

      Mężczyzna rozejrzał się po pokoju.

      – Nieźle. Wygląda na to, że twój syn znowu z tobą zamieszkał? – Zmrużył oczy. – Może potrzebuje męskiej rozmowy o tym, że czas najwyższy dorosnąć i przestać trzymać się spódnicy mamusi.

      Mama westchnęła.

      – Brad, twoje aluzje są co najmniej nie na miejscu.

      – Naprawdę? Chcesz, żeby skończył jak jego ojciec? Żeby znaleźli go martwego za jakimś monopolowym? Pewnie nawet nie pamiętasz, że mi o tym mówiłaś. Zapomniałaś już, w jakim stanie byłaś, kiedy cię znalazłem? – powiedział szyderczo. – Jesteś mi coś winna.

      – Tak myślisz? Nic ci nie jestem winna. Nic dla mnie nie znaczysz, nic a nic.

      – Nie czuję się tu szanowany. Wiesz, co mam na myśli? Nie masz prawa odmawiać mi szacunku. Nie po tym, co razem zrobiliśmy. Co wiem.

      – Musisz już iść! – powiedziała Mama podniesionym, gniewnym głosem. Spuściłam wzrok z nadzieją, że to nie na mnie jest zła, ale przestraszona podniosłam go, gdy mężczyzna chwycił Mamę za ręce.

      Pięć

      Przestań! – Mama krzyknęła tak głośno, że aż zaczęłam szczekać. Byłam przerażona. Oboje zatoczyli się na ścianę, coś spadło i się stłukło. Skuliłam się.

      Usłyszałam głuchy odgłos, a mężczyzna jęknął i cofnął się, zgięty wpół. Mama ruszyła za nim. Jej dłonie uderzały głucho o jego twarz. Okręciła się i go kopnęła, a on zachwiał się.

      – Ty suko! – wrzasnął na nią. Zaczął młócić rękami, Mama chwyciła go za jedną, wykręciła i z całej siły stanęła mu na stopach, a on upadł na podłogę. Przestałam szczekać.

      – Boże, Terri – wycharczał. Biły od niego wściekłość i ból. Trzymał się za nadgarstek. Poczułam zapach jego krwi. Z wargi zaczęła ściekać mu po brodzie czerwona strużka.

      – Nie, nawet nie próbuj. Jeśli wstaniesz, zrobię ci prawdziwą krzywdę – ostrzegła gniewnie Mama.

      Mężczyzna wbił w nią wzrok.

      – Musisz już iść – powiedziała do niego.

      – Złamałaś mi nadgarstek.

      – Nie, nie złamałam. Mogłam, ale tego nie zrobiłam.

      – Zabiję cię.

      – Jesteś w moim domu i jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, to ja cię zabiję – odparła z wściekłością. – A teraz wynoś się. Nie, powiedziałam już: nie wstawaj! Wyczołgaj się. No już. Znikaj, zanim zmienię zdanie.

      Oszołomiona patrzyłam, jak mężczyzna rusza na czworaka do drzwi. Poszłam go obwąchać, ale Mama warknęła: „Bella, nie!”, więc skuliłam się i usiadłam. Wiedziałam, że zrobiłam coś, za co jest na mnie zła.

      – Zaraz zwymiotuję – wydusił z siebie mężczyzna.

      – Nie tutaj. Jazda.

      Dotarł do drzwi wyjściowych i otworzył je, dźwigając się na nogi. Odwrócił się i zaczął coś mówić do Mamy, ale ona podeszła do drzwi i zatrzasnęła mu je przed nosem. Słyszałam, jak upada na schodach, ale potem przeszedł przez podwórko i jego zapach wywietrzał.

      Mama bardzo długo stała przed drzwiami. Była taka smutna. Podeszłam i trąciłam nosem jej dłoń, która była mokra od wycierania oczu. Było mi przykro, bo zachowałam się jak niegrzeczna sunia.

      – Och, Bella, czy ja choć raz kiedyś zrobię coś dobrze?

      Kiedy usiadła na sofie, wskoczyłam do niej i położyłam jej głowę na kolanach. Poczułam, że jej napięcie i smutek nieco zelżały. Dawałam Mamie pociechę. To było ważniejsze niż chodzenie na spacery czy pomaganie w karmieniu kotów – to było moje najważniejsze zadanie w życiu. Wiedziałam, że muszę siedzieć z nią tak długo, jak długo będzie mnie potrzebowała.

      Pogłaskała mnie po sierści.

      – Jesteś dobrym pieskiem, Bello. Bardzo, bardzo dobrym pieskiem.

      Jednym z przedmiotów w domu, który nauczyłam się rozpoznawać, był „telefon”. Był metalowy i nie należał do rzeczy, którymi miałam ochotę się bawić, ale Mama i Lucas często o nim rozmawiali. Niekiedy przykładali telefon do twarzy i mówili do mnie, choć nigdy nie wiedziałam, jak to rozumieć, i nigdy nie kończyło się to smakołykami.

      Gdy tak leżałam przytulona do Mamy, przyłożyła telefon do policzka.

      – Lucas, możesz rozmawiać? – zapytała. Na dźwięk jego imienia podniosłam wzrok. – Brad właśnie tu był. Nie, nic mi nie jest. Nie wiem, przecież nie przeprowadziliśmy się tu w tajemnicy, mógł się od kogoś dowiedzieć. Musiałam go trochę przetrzepać. Był pod wpływem… nie wiem czego. Na pewno tequili. No i uwielbia fajkę. Nie, nie przyjeżdżaj, jest ze mną Bella.

      Zamerdałam ogonem.

      – Chciałam ci tylko powiedzieć, że zawsze się bałam, że jeśli jeszcze kiedyś go zobaczę, jego świat wyda mi się pociągający. Że będę chciała wrócić do niego i do tamtego życia. Jakby część mnie nie wierzyła, że jestem na odwyku. Ale gdy wszedł, od razu wiedziałam, że już nigdy tego nie zrobię. Ani sobie, ani tobie. Prawie cię straciłam… Nie, posłuchaj, wiem, ile przeze mnie wycierpiałeś, i chcę tylko, żebyś wiedział, że nie musisz się o mnie martwić. Nigdy więcej. Okej? – Mama zamilkła i przez chwilę tylko słuchała. – Tak, idę dziś na meeting. Też cię kocham, synku.

      Odłożyła telefon, wciąż niespokojna. Wdrapałam się jej na kolana.

      Napięcie stopniowo