Stara Flota. Tom 3. Wiktoria. Nick Webb. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nick Webb
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-65661-16-6
Скачать книгу
do przechwycenia przez superpancernik. Mniej więcej w tym samym momencie będziemy mijać trzy inne okręty Roju. – Proctor podniosła głowę znad konsoli. – Jeżeli dobrze się ustawimy, to może uda nam się zniszczyć wszystkie trzy…

      Granger uśmiechnął się ponuro.

      – Szansa na rehabilitację za poprzednią nieudaną próbę samobójczą. Dobrze. Wykonać.

      Na mostku znowu zapanowała cisza, gdy zespół nawigatorów przeprowadzał obliczenia, a chorąży Prince dokonywał korekt wektora orbitalnego, aby „Wojownik” wleciał prosto w jeden z okrętów Roju. Przy odrobinie szczęścia przebije się przez niego i zderzy z kolejnym. Wybuch powinien zniszczyć trzecią jednostkę.

      Zniszczenie trzech okrętów Roju to dobry sposób na śmierć.

      – Kapitanie – odezwał się chorąży Prucha – transmisja przychodząca.

      „Błagam, niech to będzie admirał Zingano” – pomyślał Granger.

      – Źródło?

      – Mogę się mylić, ale wygląda na to, że z superpancernika.

      Granger odwrócił się gwałtownie.

      – Od Roju?

      – Na to wygląda, kapitanie. – Zaskoczony chorąży sprawdził na konsoli. – Obraz i dźwięk.

      Granger obrócił się w fotelu do głównego ekranu i skinął do chorążego.

      – Połącz.

      Z widoku zniknęła zmasakrowana planeta, a w jej miejscu pojawił się obcy. Nie z Roju. Nie Dolmasi. Przedstawiciel trzeciej rasy obcych. Humanoid o naciągniętej skórze w niebieskawym odcieniu.

      – Kapitanie Granger, czy zawiążesz z nami przymierze?

      Granger odpowiedział odruchowo, chociaż nawet jemu wydało się to nierzeczywiste.

      – Tak. – Nic innego nie mógł powiedzieć. – A z kim?

      – Z piątym rodem Konkordatu Siedmiu. Pokazałeś nam, że możemy zrzucić jarzmo, tak jak to zrobiłeś w przypadku Dolmasi.

      Granger przesunął dłonią po szyi na znak, żeby chorąży Prucha wyłączył mikrofon, i odwrócił się do Proctor.

      – To musi być jakaś sztuczka. Mają nas na widelcu.

      – Być może – zgodziła się. – Ale jaki mamy wybór?

      Kapitan wzruszył ramionami i skinął na chorążego, żeby włączył dźwięk.

      – Dobrze. Możecie dowieść swoich szczerych intencji i zniszczyć okręty Valarisi w waszym zasięgu? – Specjalnie użył nazwy, którą stosował sam Rój.

      Ku zaskoczeniu Grangera obcy skinął głową.

      – Oczywiście, kapitanie. Proszę wykorzystać nasz okręt jako osłonę. Wykrywamy, że wasz wiele już nie wytrzyma.

      Granger dał znak, aby chorąży Prucha ustawił „Wojownika” zgodnie z sugestią obcego. Superpancernik znalazł się pomiędzy nim i trzema zbliżającymi się okrętami Roju.

      – Kapitanie, superpancernik otworzył ogień – zameldował chorąży Diamond. – Bombardowanie promieniami antymaterii.

      Ekran podzielił się na dwie części. Połowę zajmował okręt obcych, a drugie pół pokazywało zniszczenia, jakie siał w Roju. Superpancernik miał co najmniej dziesięciokrotnie silniejszą artylerię niż ostrzeliwane jednostki i w kilkanaście sekund rozprawił się z wrogami. Okręty Roju rozpadły się lub spłonęły w górnych warstwach atmosfery.

      – Kapitanie – odezwała się Proctor z niedowierzaniem w głosie – mamy raporty z innych jednostek floty, że pozostałe okręty Roju już się wycofują. Jeden wykonał skok kwantowy.

      Spojrzała na niego.

      – Mam zarządzić pościg?

      Granger pokręcił szybko głową, choć nadal nie dowierzał. Sytuacja wydawała się tak absurdalna, że wciąż próbował zrozumieć wydarzenia z ostatnich kilku minut.

      – Nowe kontakty, kapitanie – zameldował chorąży Diamond i zaraz się rozpromienił. – To admirał Zingano i jego flota.

      Superpancernik wykonał gwałtowną korektę kursu i pognał za okrętem Roju, który pełnym ciągiem oddalał się od planety. Ponad sto zielonych promieni ucięło jednak wszelkie nadzieje na ucieczkę. Sylwetka superpancernika uniosła się nad płonącym wrakiem.

      – Może obcy wykryli, że nadciąga Zingano, i postanowili wykonać swój ruch?

      – Może – przyznał Granger. – Niebawem się pewnie dowiemy.

      Superpancernik wykonał zgrabny zwrot i wrócił na pozycję w szyku przed „Wojownikiem”. Granger nie mógł pozbyć się wrażenia, że został oszukany. Albo że ktoś oszukiwał. Wszystko to było zbyt proste. Już dwa razy Granger i jego ludzie otarli się o śmierć.

      „Lepiej, żeby historia tego obcego trzymała się kupy”.

      ROZDZIAŁ 13

      Ziemia, Ateny w stanie Alabama

      Stocznia imienia senatora Josepha P. Hilla

      Wiceprezydent Isaacson uśmiechnął się szeroko, na ile tylko pozwoliły mu napięte, wymęczone mięśnie policzków. Gdy tylko unosząca się kamera odwróciła się, aby objąć panoramę, rozluźnił się nieco, ponieważ wiedział, że zgromadzone w dole na ulicy tłumy nie zobaczą go tak wyraźnie, jak obiektywy. Jednak nawet one nie dostrzegłyby westchnienia Isaacsona.

      Nikt nie zobaczy wiceprezydenta tak, jak ona. Ona widziała wszystko. Zawsze była przy nim, od przebudzenia do zaśnięcia. Rządziła jego myślami i uczuciami. I oczywiście czynami, a do pewnego stopnia również słowami. Przynajmniej tymi, które Isaacson wypowiadał. Musiał jednak panować również nad komentarzami, które przemykały mu przez głowę.

      Nie mógł nawet pomyśleć o niej „suka”. Przynajmniej nie świadomie. Gdyby się ośmielił, cierpiałby niewyobrażalne katusze. Był to niefortunny efekt uboczny wszczepienia trzydziestu implantów do odczytywania myśli i emocji, z których każdy mógł wyemitować pięćdziesiąt cztery milidżule bólu prosto do umysłu.

      Niekiedy, podczas rozmów z pewnymi senatorami albo rosyjskimi agentami, przed którymi Isaacson nadal starał się odgrywać naczelnego spiskowca, pozwalał sobie na wyżywanie się na prezydent Avery i obrażanie jej wszystkimi wulgarnymi wyzwiskami, jakie tylko zdołał wydobyć z głębi rozchwianego umysłu. Rosjanie i wybrani senatorowie mieli w Isaacsonie widzieć wciąż zimnokrwistego zdrajcę, dlatego Avery pozwalała mu na te wyskoki. Jednak w każdej innej sytuacji, zwłaszcza publicznej, wiceprezydent był tylko marionetką. I najlepszym zastępcą prezydent.

      – Dziękuję, bardzo dziękuję. Jesteście dla mnie zbyt uprzejmi – powiedział do mikrofonu wiszącego o metr od jego ust. Tysiące ludzi wyszło plac i sąsiednie ulice, aby zobaczyć Isaacsona na żywo. Była to już kolejna ceremonia przecinania wstęgi przy wypuszczaniu ze stoczni najnowszego ciężkiego krążownika, ale mieszkańcy Aten w Alabamie czuli dumę ze swojego wkładu w wysiłek wojenny.

      Oddany krążownik był piątym zbudowanym w tej stoczni od rozpoczęcia wojny. Cztery poprzednie zostały zniszczone, rzecz jasna, tak jak ponad sześćdziesiąt procent wypuszczonych ostatnio jednostek. Mimo to duma zgromadzonych wydawała się niemal namacalna.

      – Wiecie, kiedyś praktykowałem u senatora Hilla. – Isaacson zawiesił głos dla dramatyzmu. – Zdaje się, że niektórzy z was słyszeli o senatorze