– Miał pan rację, generale – powiedział Ruger. – Właśnie poinformowano mnie, że major Aida leci promem dostawczym.
Mattan skinął głową. Nie był zaskoczony, choć spodziewał się, że podjęcie decyzji zajmie Sorilli więcej czasu.
– Zastanawiał się pan kiedyś, czy nie jesteśmy czarnymi charakterami w naszej historii? – spytał cicho, nie odwracając się.
– Staje się pan na starość filozofem – odparł Ruger, kręcąc głową. – Robię, co mam do zrobienia, nie mniej ani więcej.
– Znam doskonale jej akta – stwierdził Mattan. – Nie powinna być na połowie misji, na których była, nie mówiąc już o dowodzeniu.
– Cóż, major odniosła za każdym razem spektakularny sukces. Dokonała dla nas niemożliwego.
– I oczekujemy, że zrobi to ponownie. – Mattan parsknął pogardliwie. – Tego nie da się ciągnąć w nieskończoność. W końcu poprosimy ją o zbyt wiele. Może już to zrobiliśmy.
– Pracowałem z nią w czasie wojny częściej niż pan – przypomniał generałowi Ruger. – Widziałem, jak zmienia katastrofę w szansę wygranej, po czym bierze tę szansę i wsadza wrogom w…
Mattan zachichotał, przerywając admirałowi.
– Zawsze była w tym dobra. Mógłbym panu sporo opowiedzieć…
– Może innym razem. Ufam jej. Będzie dobrze – oznajmił Ruger.
– Jest zmęczona. Już nie ma do tego głowy. Widziałem to w jej oczach. Ma dość. Źle się z tym czuję, nie powinniśmy jej tu ściągać z powrotem.
– Jeśli będę musiał wysłać tysiąc, dziesięć tysięcy, milion dobrych żołnierzy jako mięso armatnie, żeby tylko obronić Układ Słoneczny, zrobię to – powiedział chłodno Ruger. – I pan też, nie oszukujmy się.
– Owszem – westchnął Mattan. – Po prostu robię się na tyle stary, że moje wyrzuty sumienia zaczynają przeważać nad patriotyzmem.
– Jak na człowieka z sił specjalnych, generale, zdecydowanie za dużo pan myśli – roześmiał się Ruger. – W każdym razie, jeśli chce pan przywitać panią major, to ląduje za dwadzieścia minut.
– Dziękuję, admirale.
– Nie ma za co. A wyrzuty sumienia nie są warte konsekwencji trwania w bezczynności.
– Co do tego się zgadzamy. Sumienie jest na czas pokoju – odparł Mattan szorstko.
* * *
– Ciśnienie wyrównane. – Po komunikacie pilota Sorilla odpięła się od fotela i wstała z niewygodnego siedzenia, które jej przydzielono, gdy zjawiła się tuż przed odlotem ze stacji Hayden. – Śluza otworzy się za dziesięć sekund.
Sorilla ruszała szczęką, żeby nie strzeliło jej w uszach, gdy właz się otworzy. Wyrównanie ciśnienia oznaczało jedynie, że spełniali wojskowe wymagania dla otwarcia śluz, zatem istniały spore szanse, że prom wciąż nie jest pod tym względem zsynchronizowany z okrętem. Chwilę później kabinę wypełnił syk i Aida poczuła, jak powietrze niekomfortowo naciska na jej bębenki.
Przełknęła ślinę, po czym zatkała nos i nieco zwiększyła wewnętrzne ciśnienie na uszy. Westchnęła, gdy poczuła zapach powietrza z okrętowych filtrów.
„Niemal mi tego brakowało. Niemal”.
Doznanie nie było przyjemne, ale kojarzyło się w pewnym sensie z domem. Wzięła kilka głębokich oddechów i wrażenie stało się nieco mniej intensywne. Przecisnęła się przez skrzynie ze świeżym jedzeniem i innymi towarami, które prom przywiózł z Haydena. W końcu wkroczyła na rampę i opuściła jego wnętrze.
– Pani major, witamy na „SOL”.
Sorilla była tylko nieco zaskoczona, że powitał ją generał, i wcale się nie dziwiła, że wiedział o jej przybyciu, mimo że go nie zapowiadała.
– Sir – skinęła głową – cieszę się, że tu jestem.
Parsknął, ale powstrzymał się od komentarza.
– Mamy dla pani kwaterę w sekcji oficerskiej, niedaleko wieżyczki admiralskiej. Ponoć jedną z lepszych.
Roześmiała się.
– Przez ostatnie kilka miesięcy spałam w schronie. Na pewno jakoś dam sobie radę.
– Spodziewam się, że będzie pani na pokładzie przez znaczny czas tej misji. Więc chociaż niech będzie wygodnie.
Wzruszyła ramionami.
– Jaka jest właściwie moja misja, generale?
– Spodziewałem się tego pytania. Proszę zostawić plecak i pójść ze mną. Kapralu!
Stojący obok marine stanął na baczność.
– Sir?
– Zaopiekuj się bagażem pani major. W komputerze znajdziesz namiary na jej kajutę.
– Tak jest, sir. Będzie czekał na panią w kwaterze, ma’am.
– Dziękuję, kapralu – odparła Sorilla, idąc za generałem.
– Żaden problem, ma’am.
* * *
– Oto, co wiemy – powiedział Mattan, przesyłając plik na implanty Sorilli. – Ze szczegółami proszę zapoznać się w wolnej chwili, ale krótko rzecz ujmując, Sojusz jest tak samo jak my zainteresowany tym, żeby nie przerodziło się to w coś większego. Niewątpliwie zachowaliby to dla siebie, ale wiedzą, że spenetrowaliśmy już nieco ich publiczne media, i nie byli pewni, jak długo udałoby im się utrzymać tajemnicę.
Sorilla przeglądała dane na swoich implantach rogówkowych.
– Oczywiście włączenie w to nas daje im też informacje o ludziach, zdaje sobie pan sprawę?
– Nie ucz ojca dzieci robić, Siostro. Właśnie dlatego chcemy wysłać tam panią.
– Bo mnie już znają, a nie kogoś nowego, z kim mogą zmierzyć się kiedyś w polu? Jasne. Jeszcze jakieś powody?
– No cóż, pani specjalizacja, oczywiście. Mamy tu do czynienia z groźnymi terrorystami. A pani wielokrotnie się nimi zajmowała – odparł.
– Muzułmańskimi ekstremistami? Tak. Nigdy nie walczyłam z chrześcijańskimi terrorystami, a przynajmniej nie z białymi suprematystami. Trochę z chrześcijańskimi ekstremistami z Afryki Środkowej, ale to co innego. Działają bardziej jak muzułmańscy, to kwestia kulturowa. Potrzebuję informacji o wszystkich, którzy byli na tym statku kolonizacyjnym.
– Wszystko to już przesłałem – odpowiedział Mattan, rozbawiony na myśl, że Sorilla mówi mu, jak ma wykonywać pracę. – Informacje są chyba bardziej dokładne niż te, z którymi zwykle ma pani do czynienia.
– To będzie miła odmiana – stwierdziła, otwierając plik z danymi o amerykańskim statku Diaspory. – Dlaczego?
– Może nie zawsze zwalczano ich tak skutecznie, jak było to możliwe, ale dawne FBI traktowało ich poważnie. Większość z tych chłopaków nie pierdnęłaby w lesie bez podsłuchu. Wiemy wszystko, co oni wiedzieli, gdy opuścili Ziemię.
– Dobra. Spróbuję wyciągnąć z materiału coś pożytecznego, ale zajmie to nieco czasu – odparła Sorilla z wyraźnym zmęczeniem w głosie.
–