Flint się krzywi, a potem odwraca i maszeruje z powrotem na parking. Nie wydaje się ucieszony tą sytuacją.
W oczekiwaniu na Flinta i jego rodziców wyjmujemy z Harrym gitary i rozgrzewamy palce.
– Gdzie mieszkają twoi dziadkowie?
– W Kolorado.
– W jakim mieście?
Harry koncentruje się na palcach, które przebiegają po strunach.
– Nie wiem.
Uśmiecham się. Oczywiście, że nie wie, ale nie dzieje się tak dlatego, że mu nie powiedziano, ale ponieważ nie uznał, że ten drobny szczegół wart jest zapamiętania.
– Co tak długo? – Przewraca oczami, gdy w pomieszczeniu pojawia się Flint i jego rodzice.
– Raz, dwa, lecimy. – Nie czeka, aż się przedstawię czy przywitam. Gram z chłopcem, zerkając co jakiś czas na Flinta i jego rodziców, którzy, w przeciwieństwie do syna, cały czas się uśmiechają.
Kiedy kończymy, wszyscy klaszczą, nawet Flint.
– Wspaniale, Harrisonie! – Babcia ściska go, co dzieciak sztywno akceptuje.
– Ellen, poznaj moją mamą Camillę i tatę Gene’a. A to Ellen Rodgers.
Ściskam im obojgu dłonie.
– Harrison ciągle o tobie opowiada. – Camilla się uśmiecha.
– Zatem to lokatorka, która, jak mówiłeś, ma fajne… – Gene uśmiecha się do syna przez chwilę, jakby żartował. – …zęby.
Flint patrząc na ojca, mruży oczy.
Nie nadążam.
Uśmiecham się, pokazując całą białą klawiaturę w ustach.
Mężczyźni wymieniają pomiędzy sobą kolejne znaczące spojrzenie. Z pewnością nie rozmawiali o moich zębach.
– Cóż, pięć minut minęło, Harrisonie. Musimy jechać do restauracji.
– Wiem, wiem… – Wkłada gitarę do futerału. – Musimy jechać do restauracji, żebym mógł wrócić z babcią i dziadkiem do domu, podczas gdy ty pójdziesz na randkę.
Flint prostuje się nagle, przeskakuje wzrokiem pomiędzy rodzicami a synem.
Camilla uśmiecha się szelmowsko.
– Głupio, byś się z tym ukrywał. Ostatnim razem, gdy tu byliśmy, wyjaśniłam, że jesteś dorosły i masz potrzebę…
– Kobiecego towarzystwa – kończy płaskim tonem Harrison. – Spoko. Kumam. Chodźmy. Pa, Elle.
– Miło było państwa poznać. – Gene i Camilla kiwają grzecznie głowami i zabierają chłopaka do windy.
– Zaraz dołączę. – Woła za nimi Flint, wpatrując się we mnie.
– Bystry dzieciak. – Przygryzam wargę, unosząc na chwilę brwi.
– Nie sprowadzam kobiet do domu. Nie mam pojęcia, jak będąc samotnym ojcem, radzić sobie w takich sytuacjach.
– To nie jest moja sprawa, Flint. – Wkładam gitarę do futerału. – Myślałam, że ustaliliśmy już, iż nie jesteś mi nic winien, a już zwłaszcza wyjaśnień na temat tego, kiedy spotykasz się z kobietami i co z nimi robisz.
– Dzięki, że nie powiedziałaś niczego rodzicom ani Harrisonowi o…
Przechylam głowę na bok i wytrzeszczam oczy.
– O? Ręce? – Unoszę ją i parskam krótkim śmiechem. – To nic. Jestem na tyle dorosła, że potrafię dotrzymać tajemnicy. Nie mam dwunastu lat.
– W moje urodziny poprzebijałaś balony. – Posyła mi coś, co można by uznać za uśmiech.
Tak, poprzebijałam…
– Nie czeka na ciebie stolik w restauracji? Randka? Kobiece towarzystwo?
– Ellen…
Kładąc rękę na biodrze, patrzę w podłogę i kręcę głową.
– Podobało mi się. – Unoszę głowę. – Gdy mnie dotykałeś. Gdy ja dotykałam ciebie. Podobało mi się. To coś dla mnie znaczyło, ale… nie to, o czym myślisz. Nie miłość. Żaden związek. To tylko fizyczne doświadczenie, które było dla mnie istotne. Nie chcę skazić tego słowami. Kiedy odejdę, nie chcę pamiętać tego, co ci powiedziałam, ani co ty powiedziałeś mi. Chcę pamiętać jedynie twój dotyk w tamtej chwili.
Tak. Zdezorientowałam go. Widzę, jak marszczy brwi.
Śmieję się.
– Idź. Czekają na ciebie. Nie wyczytuj niczego pomiędzy wierszami. Nie pozwól, by to, co między nami zaszło, powstrzymało cię przed skorzystaniem z poobiednich planów. W porządku. Nic nas nie łączy, a jeśli sądziłeś inaczej, zapewniam, że tak nie jest.
Kiwa kilkakrotnie głową, na jego twarzy widać zadumę, gdy odwraca się i zmierza do windy. Gaszę światła i zamykam za sobą drzwi. Flint czeka na mnie, przepuszcza pierwszą do kabiny. Chwilę później, gdy z niej wysiadamy, chwytam go za rękę. Patrzy w dół, po czym unosi spojrzenie do mojej twarzy.
Puszczam i biorę się za poprawianie krawata.
– Podoba mi się ten garnitur. Nic nie przebije klasycznego czarnego garnituru z czerwonym jedwabnym krawatem. – Wygładzam materiał dłonią.
– Nucisz.
– Mmm… – Unoszę głowę i się uśmiecham. – Idź, uszczęśliw jakąś kobietę. Tylko nie pozwól jej się w sobie zakochać, jak stało się w moim przypadku. – Odwracam się i odchodzę, nie oglądając za siebie.
W jednej z bocznych kieszeni marynarki mam paczkę miętowych gum do żucia, w drugiej trzy prezerwatywy. Rodzice zostają z Harrisonem. Syn dał mi swoje błogosławieństwo, bym mógł spokojnie cieszyć się „kobiecym towarzystwem”. Mam w telefonie pięć numerów, każdy z nich zapewni mi wieczorem dobrą zabawę – niezobowiązujące bzykanko.
Mimo tego pragnę tylko jej. Wciąż czuję smak Ellen. Jakim cudem potrafi sprawić, że jednocześnie czuję się rozdrażniony i spragniony? Patrzy na mnie w sposób, w jaki robiła to Heidi. To niepokojące.
Siedząc w samochodzie zaparkowanym kilka przecznic od własnego domu po odwiezieniu syna i rodziców, wciskam kontakt z jej imieniem i wpatruję się w numer. Kciuk wisi nad ikonką zielonej słuchawki. Rezygnuję jednak i postanawiam wybrać jeden z tych mniej skomplikowanych kontaktów. Przerzucam je w tę i z powrotem, aż mój kciuk postanawia wybrać za mnie.
Kobieta odbiera po trzecim sygnale.
– Halo?
– Hej.
– Flint?
– Lubisz jazz?
– Ee… – Śmieje się cicho. – Tak, lubię.
– Przyjadę po ciebie za dziesięć minut.
Kończę rozmowę i wprowadzam jej adres do nawigacji. Kiedy parkuję przed blokiem, Ellen podchodzi do mojego samochodu i podciąga kołnierz trencza pod szyję. To tyle, jeśli chodzi o maniery dżentelmena. Zamykam drzwi, skoro nie zdążyłem wysiąść.
– Brrr… – Drży, wsiadając i pokazując mi w uśmiechu szczękające zęby. – Wiesz, nie oczekuję wyszukanego wieczoru. Wystarczy sam seks, jeśli tylko o to ci chodzi.
Wrzucam bieg, kręcąc