– Taksówką jadę do Barta, a to trochę nie po drodze, nie uważasz? – Zaczynałem się lekko gotować.
– No ale to chyba na tym polega wspólne wyjście na imprezę, nie sądzisz? – drążyła temat, nie patrząc na mnie, tylko na Natalię.
Ach, jak ja nienawidziłem być stawiany pod ścianą, powinna o tym dobrze wiedzieć.
– No ale chyba trafisz do Barta sama, zresztą Patrycja mieszka obok ciebie, możecie razem pojechać, a na imprezie się spotkamy. – Byłem już naprawdę bardzo zły, zwłaszcza że widziałem, jak Natalia patrzy to na mnie, to na Martę.
– Ale Antek… – odezwała się nagle – przecież możesz wziąć taksówkę i przyjechać po Martę, a ja pojadę z Radkiem i Anką – dokończyła.
No to super! – pomyślałem.
– Świetny pomysł, Natalia. Tony, to o szóstej u mnie? Okej? – Marta popatrzyła na mnie uważnie.
– Okej – mruknąłem. – A teraz jedźmy wreszcie, skoro już wiemy, kto, gdzie i jak ma dotrzeć do Barta, jakby to było co najmniej na pieprzonym księżycu – warknąłem.
Wsiedliśmy z Natą do auta, nie zdążyłem nawet ruszyć spod domu Patki, a już poczułem, jak ciśnienie rozsadza mi czaszkę.
– Pozwolisz, że sam będę decydował, kiedy, jak i z kim będę jeździł? Musisz uszczęśliwiać wszystkich na siłę? – wysyczałem.
– Ale o co ci chodzi? – wyjąkała.
Zatrzymałem gwałtownie samochód, aż głowa poleciała jej do przodu. Całe szczęście, że była zapięta pasami.
– Chodzi o to, że nie chcę, byś się wtrącała w nieswoje sprawy i odgrywała samarytankę, zwłaszcza w stosunku do Marty! – krzyczałem.
– Ale nie rozumiem, Antek, nie krzycz – powiedziała spokojnie.
– Nie krzyczę!!! – wyryczałem. – Tylko nie cierpię, jak ktoś się wpieprza tam, gdzie powinien siedzieć cicho!
– Nie będę z tobą w ten sposób rozmawiać! – Natalia szarpnęła pasy, złapała torebkę i wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami tak, że cały samochód się zatrząsł.
– Natychmiast wsiadaj! – wrzasnąłem, wylatując za nią. – Nie rób scen – powiedziałem już o ton ciszej.
– Ja? Ja robię sceny? Myślałam, że to zwykła uprzejmość z mojej strony. Wiem, że Marta bardzo chciała iść z tobą na tę imprezę, o niczym innym w szkole nie mówiła. A ty się jakoś dziwnie zachowywałeś, więc była to z mojej strony zwykła koleżeńska uprzejmość, nie musisz być moją pieprzoną niańką, jak kiedyś powiedziałeś!
Ooo, nasza grzeczna dziewczynka używa niecenzuralnych słów.
– Ona nie jest twoją koleżanką i nie jesteś jej nic winna, nie musisz robić żadnych uprzejmości – powiedziałem, już w miarę spokojnie. – A teraz chodź do auta, porozmawiamy w drodze.
– Dobrze, ale nie podnoś na mnie głosu! – ostrzegła, wsiadając do samochodu.
Gdy ruszyliśmy, panowała cisza. Natalia patrzyła przez boczne okno, nie mając zamiaru się odezwać.
– Przepraszam za mój wybuch, ale miałem ku temu powód – zacząłem.
– Ciekawe jaki? A poza tym, co miało znaczyć, że Marta nie jest moją koleżanką? Uważasz, że nie nadaję się na jej kumpelę? – zapytała gwałtownie.
– Uważam, że ona nie nadaje się na twoją. Słuchaj, to trochę chore, ale wiem, że jej intencje nie są szczere i tylko czeka, aż powinie ci się noga – powiedziałem ostrożnie.
Bo jak miałem jej oznajmić, że to właśnie dzięki dzisiejszej mojej obecności przy boku Marty miała łatwe wejście w środowisko szkoły? Wiedziałem, że z diabłem paktów się nie zawiera, że takie interesy w końcu odwrócą się przeciw mnie.
– Na razie nasze układy są okej, jakoś sobie radzę. Fakt, Marta jest specyficzna, ale na pewno nie jest zła – powiedziała, patrząc na mnie.
– Taaa, uwierz mi, znam to środowisko od podszewki, wiem, na co ją stać, wiem, jak potrafi zranić, jeśli bardzo chce. Wolałbym, żebyś zawsze o tym pamiętała.
Dojeżdżaliśmy już do domu, wjechałem do garażu, wysiadłem i podążyłem za Natalią do przedsionka. Weszliśmy na górę. Ja w prawo do mojego pokoju, ona w lewo. Już miałem wchodzić do pokoju, gdy zawołałem:
– Nata!
– Tak? – Odwróciła się natychmiast.
– Do Barta chciałem jechać z kimś innym… – powiedziałem szybko.
Kiwnęła głową, odwróciła się w stronę swojego pokoju i spokojnie odparła:
– Ja też.
Byłem już gotowy, jednak wcale, ale to wcale nie chciało mi się jechać na tę imprezę. Trudno, nie mogłem się teraz wycofać, zwłaszcza że Nata na pewno pojedzie, a nie chciałem, żeby była tam bez mojego nadzoru. Zamówiłem taksówkę i czekałem, siedząc na łóżku i zastanawiając się, czy nie powinienem pójść i z nią porozmawiać. Jednakże to ona przyszła do mnie.
– Mogę? – zapytała przez drzwi.
– Tak, jasne! – Zerwałem się z łóżka.
Weszła do pokoju, a mnie z wrażenia wbiło w podłogę. Była ubrana w zieloną obcisłą sukienkę, która pięknie opinała jej zgrabne ciało, w ręku trzymała skórzaną czarną kurtkę, na nogach miała równie czarne wysokie kozaki. Włosy, zawsze splecione w schludny warkocz, teraz były rozpuszczone i spływały łagodnymi falami na plecy i ramiona. Nie miała makijażu, tylko usta błyszczały, jakby je dopiero co oblizała. Zaschło mi w gardle.
– Moja taksówka już jest, jadę po Ankę i Radka, zobaczymy się na miejscu – powiedziała, patrząc na mnie uważnie.
– Okej. – Nie byłem w stanie powiedzieć nic bardziej inteligentnego.
– To idę. – Popatrzyła jeszcze raz na mnie, odwróciła się i wyszła.
Super, zapowiadał się fascynujący wieczór!
Po chwili zadzwonił domofon i moja matka zawołała mnie z informacją, że taksówka właśnie podjechała. Wsiadłem, rzuciłem adres i zamyśliłem się, patrząc przez okno w ciemność.
Czemu ja oszukiwałem siebie i wszystkich dookoła? Podobała mi się ta dziewczyna, aż do bólu, wzbudzała we mnie różne sprzeczne uczucia, od wściekłości po rozczulenie, a wszystko razem zmierzało do pożądania. Tak, właśnie, nazwijmy rzeczy po imieniu, chłopie. Chcesz tej dziewczyny, pragniesz jej każdą cząstką swego ciała. I wiesz, że nie dasz rady długo tego ukrywać.
Zorientowałem się, że jestem już pod domem Marty. Poprosiłem taksówkarza, żeby chwilę zaczekał i zadzwoniłem do niej.
Odebrała po pierwszym sygnale.
– Wychodź, czekam w taksówce.
– A nie wejdziesz na chwilę? – zapytała.
– Marta, to popijawa u Barta, a nie bal maturalny, czekam w taksówce – powiedziałem ostro i wyłączyłem telefon.
Za chwilę wybiegła z domu i wsiadła do samochodu. Ruszyliśmy.
– Witaj, kochanie, nieźle wyglądasz – powiedziała.
– Hej, słuchaj, a nie zabierasz Patki, przecież ona mieszka tu