Nie było szczęśliwszego ojca niż Fryderyk. Nosił ją na rękach od rana do nocy. Jak tylko zakwiliła był przy niej, oczywiście wyłącznie wtedy, kiedy przebywał w domu.
„To najpiękniejsze i najsłodsze stworzenie na świecie – pisał do przyjaciela. – Nie potrafię zrozumieć tych sił działających w świecie, które potrafią człowieka zwykłego obdarzyć takim szczęściem, jakie mnie spotkało.”
Maria często napominała męża, aby nie męczył dziecka. Cokolwiek powiedziała, było jakby grochem o ścianę rzucać. Fryderyk po prostu się zakochał, a jego serce, jak myślał, podwoiło rozmiary. Nosił w sobie teraz dwa razy większe pokłady miłości, którymi raczył obdarowywać również żonę. Niestety, nie dane im było sprowadzić na świat kolejnego potomka.
Klemensa była starsza o pięć lat od narodzonej w tysiąc dziewięćset trzydziestym roku córki Poniatowskiego, Izabelli, co jednak nie przeszkadzało, żeby stały się najlepszymi przyjaciółkami. Ich pierwsze spotkanie odbyło się, kiedy Stanisław Poniatowski stał się wojewodą mazowieckim, a więc mała Izabella nie miała jeszcze pełnego roku.
– Jest taka maleńka – zachwycała się Klemensa, na co wszyscy się śmiali.
Córki obu panów rosły, Klemensę często wysyłano do przyjaciółki, z którą od dziecięcych lat utrzymywała korespondencję i tak oto pewnego dnia roku 1758 była świadkiem, kiedy to Marcello Bacciarelli farbami olejnymi namalował wizerunek Poniatowskiego. Marcello miał wtedy dwadzieścia siedem lat i Klemensa była bardzo zakochana. Był to wspaniały nadworny malarz, urodzony w Rzymie, posiadający swoisty czar i urodę. Niestety, nie zwracał na dziewczynę uwagi. Trzeba tutaj przyznać jedną ważną rzecz: otóż Klemensa nie należała do urodziwych kobiet, co miało niewątpliwie wpływ na całe jej życie. Marcello namalował ją w wolnym czasie i pamiątkę tę trzymała schowaną głęboko w kredensie już na zawsze, wyciągając ją tylko czasami i wspominając. Często wtedy zastanawiała się, jakby mogło wyglądać jej życie, gdyby malarz ją pokochał.
Na szczęście Klemensa nieczęsto jeździła na dwór Poniatowskiego, ponieważ Izabella w wieku osiemnastu lat wyszła za mąż i zamieszkała w Białymstoku, dlatego to właśnie tam kierowała się jej przyjaciółka w razie największych potrzeb.
Izabella nie tylko dlatego, że była córką swej matki, ale również dlatego, że miała bardzo starego męża, należała do osób energicznych i światłych. Klemensa często pomagała jej w zakładaniu szkół w Białymstoku, oraz dopomagała przy finansowych wsparciach pensji. Kiedy miewały czas, najwięcej spędzały go w bibliotece, w której znajdowały się ciekawe zbiory ksiąg, jak dzieła literatury polskiej i zagranicznej, mapy, ryciny, plany architektoniczne i albumy, teleskopy i globusy. Obie kobiety doskonale się rozumiały. Klemensa zdradziła jej wtedy swój sekret, że pewien lekarz stara się o jej rękę.
– Ależ to wspaniale – wykrzyknęła uradowana przyjaciółka i uścisnęła ją serdecznie. – Musisz mi wszystko opowiedzieć.
Rozpromieniona Klemensa wyjawiła jej wiele tajemnic.
W roku tysiąc siedemset sześćdziesiątym czwartym brat Izabelli, Stanisław August, został królem. Od tamtego czasu wiele ich spotkań odbywało się na dworze. Tam też doszło do tragedii, kiedy to ukochany lekarz porzucił kobietę i uciekł z kochanką.
Dwa lata po koronacji Klemensa powiła pierwszego syna w dosyć mocno posuniętych już latach, ponieważ trzeba tu kolejny raz wspomnieć, iż nie była kobietą piękną i przyciągającą uwagę płci przeciwnej. Miesiące płaczu i żalu nad sobą, kiedy porzucił ją lekarz, wyryły na jej twarzy swoje piętno.
Przebywając pewnego dnia na dworze poznała podkomendnego, w którym szalenie się zakochała. Ślub odbył się prędko, ponieważ i jej nieurodziwy przyszły mąż aż palił się w swych późnych latach do żeniaczki. Żadne nie wiedziało, że Izabella, poruszona nieszczęściem przyjaciółki, wzięła sprawy w swoje ręce i to właśnie dzięki niej tych dwoje się spotkało.
Jej mąż umarł tydzień po powiciu ich syna, a Klemensa stanęła przed ciężkim dylematem: stała się dziedziczką skromnej fortuny, jednak jej rodzinny dwór pozostawał bez dziedzica i bez nazwiska. Dlatego korzystając z pomocy Izabelli, jej syn został ochrzczony imieniem Stanisław i na żądanie matki przyjął nazwisko Różewski, po dziadku, który dawno już nie żył.
– Jaki ten mały piękny – zachwycała się nad synem Klemensy Izabella, dziwiąc się skrycie, jak też z dwóch tak nieładnych ludzi narodziła się taka urodziwa istota.
– Tak bardzo żałuję, że ojciec nie mógł go zobaczyć – powiedziała na to Klemensa, wspominając śmierć ojca parę lat temu.
– Jestem pewna, że go widzi – zapewniała ją przyjaciółka.
Mały wniósł nowe życie do Dworu pod czerwonymi makami, jak go zaczęła nazywać Klemensa. Wokół domu bowiem rozciągały się rozległe łąki i pola, które pokrywały czerwone maki. Jakby tego było mało z biegiem czasu kwaity wyrosły nad wejściem do domu, pokrywając kawałek dachu czerwonymi barwami.
Chłopiec był żywy i często zrywał dla matki naręcza dzikich kwiatów, w których przeważały maki. Każdego dnia przynosił nową wiązankę, a jej oczy łagodniały, a czasami nawet napływały łzami. Choć nie miała męża, oto otrzymała od Boga prezent, dar z niebios: kochające dziecko, które tak samo jak ona jego, darzyło ją wielkim uczuciem. Gdyby nie miała nikogo, jej życie byłoby pozbawione znaczenia, tymczasem cały sens tkwił w tym, że żyli dla siebie i jedno dawało siebie drugiemu.
Mijały lata, Klemensa posuwała się w latach, a jej syn wyrastał na przystojnego młodzieńca. Czasami przypominał jej ojca…
W roku tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym, w dwa lata po zwołaniu sejmu, Stanisław miał dwadzieścia cztery lata i wielkie ambicje na przyszłość. Zakochany po uszy w pięknej Konstancji z Ciechockich, czekał na nią długie lata aż do momentu jej rozwodu z Karolem Żwanem. W roku tysiąc osiemset dziewiątym powiła na świat męskiego, nieślubnego potomka rodziny. Dano mu na imię Michał Różewski.
Michał, który żył z ojcem w rodzinnym dworze w Imielinie, a z matką spotykał się sporadycznie, będąc już dorosłym mężczyzną, zakochał się nieszczęśliwie do Konstancji Gładkowskiej, której matką chrzestną była jego własna matka. Niestety Konstancja poznała Fryderyka Chopina i od tego momentu świata poza nim nie widziała. Czekał na nią wiele długich lat, jednak kiedy w roku tysiąc osiemset trzydziestym drugim poślubiła Józefa Grabowskiego, serce pękło mu na pół i rzucił się w ramiona prostytutki. Poprzysiągł też, że nigdy więcej nie odda serca żadnej kobiecie. Co też się stało.
W tym czasie królem Polski był od roku tysiąc osiemset piętnastym cesarz Rosji, Mikołaj I Pawłowicz, gdyż Polska znajdowała się pod zaborami. Michał pozostawiwszy narodzonego w roku trzydziestym trzecim syna w rękach opiekunek, wyjechał do Rosji, gdzie zawiłe ścieżki losu doprowadziły go do Olgi Nikołajewny Romanowej, córki cesarza Mikołaja I, która wyszła za mąż za Karola Wirtemberskiego, z którym Michał utrzymywał przez wiele lat utajony związek uczuciowy. Nigdy już nie powrócił do Polski. Umarł na długo przed wybuchem jednego z największych skandali, kiedy ujawniono związek homoseksualny Karola Wirtemerskiego z Karolem Woodcookiem.
Mały Jan Różewski przez całe życie wychowywał się bez ojca i jedynie listy przesyłane mu raz w miesiącu pozwalały z biegiem czasu zachować o nim pamięć. W roku tysiąc osiemset sześćdziesiątym trzecim miał trzydzieści lat i brał udział w Powstaniu Styczniowym, gdzie został przyjacielem Romualda Traugutta. Co się działo potem, nie wie właściwie nikt, jednakże w rok po powstaniu Jan pojawił się w domu z niemowlakiem na rękach, mówiąc, że jego matka umarła w połogu i nie ma się nim kto opiekować. W pośpiechu ochrzczono dziecko imieniem Marcin Różewicz.
Marcin