Nieustające święto. Waldemar Lejdward. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Waldemar Lejdward
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7859-602-8
Скачать книгу
Jesteśmy wyrzutkami społecznymi. Najgorszy motłoch ma więcej praw niż palacze. Nawet ćpunów spotyka miłosierdzie, tylko dla palaczy nie ma litości.

      ‒ Powinieneś więc rzucić palenie.

      ‒ Nie mogę. Próbowałem zaprzestać palić, ale nie udało się.

      ‒ Rzuciłem palenie po studiach, gdy dostałem pracę w szkole ‒ zauważyłem. ‒ Walczyłem z paleniem wśród uczniów. Wstyd było pokazać się z papierosem w ustach. Przykład musiał iść z góry.

      ‒ Będę kurzył do końca życia. Palenie sprawia człowiekowi wielką przyjemność. Chcę zakosztować uciech, ile się da.

      Pokiwałem głową ze zrozumieniem.

      Razem udaliśmy się na obiad do stołówki. Podany posiłek był smaczny, choć niezbyt obfity. Szefowi kuchni zależało pewnie, żeby kuracjusze nie objadali się, by byli sprawni fizycznie. Przy stole, przy którym miałem wyznaczone miejsce, siedziały jeszcze cztery osoby. Po mojej lewej stronie siedziała zażywna jejmość, z dużym kokiem na głowie, pochodziła z Warszawy i miała snobistyczne maniery, po prawej stronie zajmowała miejsce kobieta w więcej niż średnim wieku, śmiała się przy każdej nadarzającej okazji głośnym, dźwięcznym śmiechem, przyjechała z Kalisza; naprzeciwko zaś mnie siedziała starsza, tęga niewiasta, nie odzywała się podczas jedzenia i spoglądała ciągle w górę, nie wiadomo skąd przybyła, a obok niej zajmował krzesło taksówkarz z Gdyni. Gość był wysoki, czerstwy, często zabierał głos i przewodził w prowadzonej rozmowie przy stole, opowiadając różne zabawne, ale przyzwoite dowcipy.

      Po obiedzie oczywiście wybrałem się na spacer do parku zdrojowego, pod tężnię, żeby pooddychać jodem wydzielającym się z kapiącej solanki. Przy ścieżce wiodącej w głąb parku stała wysoka, oszklona, pomalowana na zielono wieżyczka meteorologiczna. Zatrzymałem się przed punktem pomiaru, wewnątrz którego znajdował się termometr z barometrem. Termometr wskazywał jedynie +1stopień ciepła, a ciśnienie było na niskim poziomie.

      Pomaszerowałem dalej. Minąłem długi, prostokątny klomb, na którym stały niskie krzewy, przykryte białymi czapami z włókniny. Ciekawe, co kryje się pod dokładnie zawiązanymi otulinami? Czy przed wyjazdem z uzdrowiska będzie można jeszcze podziwiać urok karłowatych roślinek?

      Kiedy zbliżałem się do tężni, nie słyszałem tak charakterystycznego szumu wody cieknącej do basenów pod drewnianą konstrukcją zespołu. Panowała zupełna cisza. Czyżby tężnia była nieczynna? Wszedłem do wnętrza inhalatorium. Rzeczywiście, dopływ solanki do sieci wodnej był wyłączony. Wyjaśnienie, które nasuwało się, było jedyne: w obawie przed skutkiem nocnego mrozu obieg roztworu solnego został zamknięty. Wewnątrz było niemal pusto: jedna lub dwie osoby przebywały w środku. Pojawił się nowy przechodzień. Zbliżył się do miejsca, gdzie stałem.

      ‒ Dzień dobry panu ‒ przywitał się nieoczekiwanie.

      ‒ Witam ‒ odparłem.

      ‒ Czy może pan powiedzieć, skąd obsługa tężni bierze gałęzie do układania widocznego stosu?

      ‒ Tak ‒ rzekłem.

      Widziałem stertę gałęzi, powiązanych w snopki, leżącą poza tężnią, przygotowaną do uzupełnienia stanu kompleksu.

      ‒ Chodźmy razem. Pokażę panu!

      Wyszliśmy bocznym wyjściem na zaplecze tężni i na ośnieżonym trawniku, przylegającym do inhalatorium, wskazałem przybyszowi spoczywające wielkie pryzmy gałęzi.

      ‒ Tarnina ‒ oznajmił gość. ‒ Nie wiedziałem, jaki gatunek drzewa jest używany. Teraz nie mam wątpliwości. Tarnina.

      ‒ Zna się pan na rodzajach drzew?

      ‒ Trochę. Byłem oficerem wojska. Uczyłem rekrutów terenoznawstwa.

      ‒ Acha. Wierzę, że ma pan rację.

      ‒ Jeździłem wiele po świecie. Byłem na Syberii, na Półwyspie Arabskim, w północnej Afryce. Obecnie szukałem lokum, żeby osiąść na stałe. Wreszcie trafiłem do Inowrocławia. I postanowiłem osiedlić się w mieście. W uzdrowisku jest odpowiedni klimat.

      ‒ Myślę, że będzie pan zadowolony.

      ‒ Mam nadzieję, że dokonałem właściwego wyboru.

      ‒ Życzę panu miłego pobytu.

      ‒ A pan jest przejazdem w Inowrocławiu?

      ‒ Można tak powiedzieć. Jestem kuracjuszem.

      ‒ Zatem życzę panu również przyjemnego pobytu w uzdrowisku.

      ‒ Dziękuję.

      ‒ Nawzajem.

      I po wymianie grzeczności rozstaliśmy się.

      4

      Kontynuowałem ćwiczenia ruchowe w sali terapeutycznej. Seria zabiegów nie uległa zmianie. Najpierw było rozciąganie wszystkich mięśni grzbietowych, leżąc na plecach, potem były uruchamiane poszczególne partie mięśni ciała, raz z jednej strony, następnym razem z drugiej. Wykonywałem ćwiczenia dość chętnie, licząc, że zabiegi gimnastyczne pozwolą zwiększyć sprawność ruchową organizmu.

      Gabi miał inne zabiegi terapeutyczne. Zaaplikowano koledze inhalacje solankowe. Zobaczyłem nieoczekiwanie ziomka w sali dla osób regenerujących górne drogi oddechowe, siedzącego przed aparatem wziewnym. Skończyłem właśnie zaordynowaną porcję ćwiczeń ruchowych i przechodziłem obok sali z inhalatorami. Przy długim stole usytuowane były trzy stanowiska zabiegowe. Ponad blatem wystawały długie, wygięte, białe rury. Każdy z kuracjuszy trzymał końcówkę przewodu w ustach i wdychał pary wydzielane z urządzenia. Gdy następowała wymiana osób pobierających zabieg, wtedy z wolnej, niezajętej rury wydobywał się pióropusz mlecznego aerosolu. Gabi, tak jak i inni kuracjusze, pochłaniał zbawczy opar, który odżywiał tkanki śluzówki. Zatrzymałem się w drzwiach i pozdrowiłem krajana ręką, Gabi odwzajemnił się także koleżeńskim gestem, nie odrywając ust od aparatu.

      Kolejnym zabiegiem, na który się zgłosiłem, był masaż wodny. Wszedłem do sali, w której był wykonywany aquavibron. W pomieszczeniu zastałem teraz innego terapeutę, młodszego i bardziej rozmownego. Wskazania, które podawał, były bardziej szczegółowe i nacechowane większą troską o poprawność dokonywanego zabiegu. Byłem ciekawy o nazwę aparatu:

      ‒ Dlaczego urządzenie, które pan obsługuje, nazywa się aquavibron; przecież nie ma śladu wody, która wydobywa się na zewnątrz? ‒ zapytałem.

      ‒ Aparat działa w oparciu o wodę ‒ odparł. ‒ Jest urządzeniem zamkniętym.

      ‒ Rozumiem.

      ‒ Woda pod ciśnieniem przedostaje się głowicy wibracyjnej. Powoduje drgania membrany, po czym powraca do punktu wyjścia.

      ‒ Jasne.

      ‒ Impulsy wibracyjne powodują rozluźnienie tkanek mięśni, osłabiają ból, działają antydepresyjnie i dają wiele innych korzyści dla zdrowia.

      ‒ Doskonale.

      Tymczasem zabiegowy skończył usługę i wyłączył aparat.

      ‒ Dziękuje za wyjaśnienia ‒ powiedziałem, ubierając się. Teraz wiem, jak to urządzenie działa i jakie przynosi skutki.

      ‒ Cieszę się, że mogłem w czymś pomóc.

      Pożegnałem się z usłużnym rehabilitantem i opuściłem salę z masażem.

      Kiedy wkroczyłem do zajmowanego pokoju, Gabi powitał mnie promiennym uśmiechem.

      ‒ Dobrze, że jesteś ‒ zawołał. ‒ Mam małą niespodziankę.

      ‒ Tak? ‒ zdziwiłem się.

      Gabi sięgnął do szafki i wyciągnął