– Choć gdyby tak się stało, pewnie nie skończyłoby się to dobrze dla żadnego z nas.
– Nie, pewnie nie – przyznała.
Poczekała, aż Wiktor wypali, a potem oboje weszli do budynku. Forst chciał zabrać swoje rzeczy i czym prędzej opuścić to miejsce, ale udało jej się przekonać go, by dał się zbadać. Zgrabnie ominęła szczegóły, nie precyzując, czy chodzi jej o kolano, czy utratę pamięci. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli zrobią to lekarze.
Sama kupiła kilka batonów w automacie stojącym nieopodal rejestracji, a potem usiadła w poczekalni. Odpakowała marsa, nabrała tchu i wyjęła telefon. Wiedziała, że ma sporo osób do obdzwonienia.
Forst wrócił po nieco ponad godzinie. Usiadł na krześle obok i spojrzał pytająco na puste opakowania po batonikach.
– Raz na jakiś czas sobie pozwalam – odezwała się Wadryś-Hansen. – Wiesz, co mawiał Melchior Wańkowicz.
– Że mars krzepi?
– Niezupełnie, ale mniejsza z tym.
– Zawsze mogłaś wybrać się na stołówkę. Serwują tutaj wyśmienite kromki suchego chleba z masłem.
– Nie wątpię – odparła cicho Dominika, osuwając się nieco na krześle.
Spojrzała na telefon jak na największego wroga, a potem westchnęła.
– Nie próżnowałaś – ocenił Forst. – Coś z tego wynikło?
Wadryś-Hansen podała komórkę Wiktorowi, a potem podniosła się i podeszła do automatu. Miała wrażenie, że wyjadła niemal cały asortyment. Powiódłszy wzrokiem po batonach, wybrała kitkata dla siebie i liona dla Forsta.
– Niewiele – oznajmiła. – Nikt nie wie, gdzie jest Gerc. Wszyscy twierdzą, że wziął rekordowo długi urlop. Początkowo miał wynosić kilka dni, ale znacznie się przeciągnął.
Obróciła się i rzuciła mu liona.
– Nie kontaktował się z nikim od tamtego czasu?
– Raz – odparła, opierając się plecami o automat. – Parę tygodni temu zadzwonił do jednego z warszawskich prokuratorów, bo chciał dowiedzieć się czegoś w sprawie rosyjskiego przemytu broni w Europie.
Odpakowała batonika i poczuła, że znacznie przesadziła ze słodkościami. Mimo to ugryzła kawałek.
– Jakieś szczegóły? – spytał Forst.
– Nie, Aleks pytał ogólnie.
– I czego się dowiedział?
– Samych ogólników o tym, gdzie i kiedy w ostatnim czasie namierzono ruskich. Właściwie zatrzymania były rozsiane po całej Europie, przypuszczam, że niewiele konkretów Gerc z tego wyciągnął.
– Ale może dostał kontakt do kogoś, kto orientował się lepiej?
– Raczej nie, powiedzieliby mi o tym. Ale sprawdzę jeszcze.
Rozmowę przerwał dzwonek komórki Wadryś-Hansen. Forst zerknął na wyświetlacz i zmarszczył brwi.
– Osica – oświadczył.
– Odbieraj śmiało. Komendant i tak z pewnością chce rozmawiać z tobą.
Wiktor skrzywił się, jakby stanął przed wyjątkowo przykrą koniecznością zrobienia czegoś, na co nie był gotowy. Mimo to przesunął palcem po ekranie, a potem przyłożył telefon do ucha.
– Pański głos to miód na moje…
Forst nagle urwał, a na jego twarzy odmalował się wyraźny niepokój. Dominika widziała, jak pogłębia się z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez Osicę. Po chwili Wiktor powoli opuścił komórkę jak w transie.
– Forst? – spytała Wadryś-Hansen.
Nie odpowiadał. Nie poruszył nawet oczami. Wpatrywał się pustym spojrzeniem w jakiś punkt przed sobą i sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie się znajduje.
– O co chodzi? – zapytała.
Kiedy w końcu skierował na nią wzrok, odniosła wrażenie, że nigdy nie widziała go tak przerażonego.
PRZEDTEM
Calle Pablo Mercader Torregrosa, Torrevieja
9
Kilka minut po zmroku dwóch mężczyzn obeszło niewysoki dom, przeszło pod policyjnymi taśmami, a potem dostało się na teren wokół budynku. W żadnym z okien nie paliło się światło, alarm był wyłączony. Wokół panowała cisza, jakby znajdowali się na jednej z hiszpańskich wiosek w górach, a nie w nadmorskim centrum turystycznym.
Weszli do domu i ostrożnie się rozejrzeli.
– Co za burdel… – szepnął Gerc.
Był to bodaj pierwszy raz, kiedy Wiktor musiał się z nim zgodzić. Ktoś wywrócił cały dom do góry nogami, wyrzucił całą zawartość szuflad na podłogę i rozbebeszył materace w sypialni i salonie.
Nie, nie ktoś. Ekipa dochodzeniowców, którzy poszukiwali przemycanej ze Wschodu broni. Gercowi udało się potwierdzić, że jeden z kanałów wiódł przez Torrevieja, choć i bez tego Forst miał co do tego pewność. Liczyło się jednak to, by po nitce dotrzeć do kłębka i u Hiszpanów zweryfikować, że chodzi o ten konkretny adres przy Pablo Mercader Torregrosa.
Dolly z pewnością nie miała z tym wiele wspólnego, cały proceder organizował Bałajew lub któryś z jego współpracowników. Wiktor pochwalił ich w duchu za to, że tym razem skoncentrowali się wyłącznie na broni – gdyby było inaczej, śledczy zarekwirowaliby zapewne wszystko, co znaleźli na miejscu.
Tymczasem zabrali jedynie to, co miało związek z towarem. Wszystko inne zostawili.
– Ty zajmij się sypialnią – odezwał się Aleks. – Ja sprawdzę salon.
Forst nie miał zamiaru ani się sprzeczać, ani wykonywać jego poleceń. Zrobił więc to, co umiał najlepiej – odpowiedział milczeniem. Pochyliwszy się nad stosem wyrzuconych z szuflad papierów, zaczął je metodycznie przeglądać.
Już po chwili trafił na to, czego szukał.
– Gerc – rzucił.
Prokurator przerwał własne poszukiwania w pokoju obok i wszedł do salonu. Spojrzał z góry na Wiktora, potem na trzymane przez niego zdjęcie i przykucnął obok.
– Jest tego więcej – dodał Forst, rozkładając fotografie na podłodze.
Olga miała taką samą fryzurę jak na zdjęciu w witrynie salonu. Musiały zostać zrobione mniej więcej w jednym czasie, ale z pewnością nie w Hiszpanii. Ulice były pokryte grubą warstwą śniegu, a Szrebska miała na sobie grubą białą kurtkę.
Forst wbijał w nią wzrok, czując, jak serce uderza mu coraz szybciej. Zupełnie jak na moment przed przyłożeniem igły do żyły. Organizm wiedział już, czego się spodziewać, i przygotowywał się na falę upojenia.
Ale w tym wypadku perspektywa była odległa. Fotografii było przynajmniej kilkanaście, co dawało mu nadzieję, że ostatecznie coś na ich podstawie ustali – wiedział jednak, że musi uzbroić się w cierpliwość.
Wiktor potarł nasadę nosa. Ciąg głośnych jak armatnia salwa dźwięków rozbrzmiał mu w głowie, przypominając o jego przypadłości. Zbliżała się migrena.
– Gdzie