– Bardzo duży. A co może być dużym celem podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej?
Krzeptowski odwrócił się. Myślał o takiej możliwości od dawna. Spędził wiele godzin na sprawdzaniu rozmaitych opcji. Oprócz oficjalnych, choć utajnionych scenariuszy, przygotowanych przez ekspertów i analityków, tworzył także własne. Słyszał, że w Stanach CIA ma specjalną komórkę, gdzie stu dwudziestu wysoko opłacanych ludzi nie zajmuje się niczym innym, jak wymyślaniem nieprawdopodobnych wariantów ataku terrorystycznego. Im bardziej zwariowany i fantastyczny, tym uważniej jest oceniany przez specjalnie napisane programy komputerowe. Gdy system uzna któryś wariant za choć trochę prawdopodobny, wszystkie amerykańskie agendy rządowe zajmujące się bezpieczeństwem państwa zostają poinformowane, na co mają dodatkowo zwracać uwagę.
Krzeptowskiemu oczywiście nikt za takie myślenie nie płacił, przynajmniej nie bezpośrednio. Ale nadkomisarz wiedział swoje. Był pewien, że Warszawa jest zbyt atrakcyjnym i na swój sposób łatwym celem, by go nie wykorzystać.
I dzisiejsze wydarzenia świadczyły dobitnie o tym, że jego przypuszczenia zaczynały się materializować.
Myśli Jakuba musiały biec identycznym torem. Tyszkiewicz podniósł słuchawkę telefonu i rzucił sekretarce:
– Umów mnie z Biernackim. Natychmiast. Chcę, żeby poświęcił mi godzinę.
Słuchawka sucho trzasnęła o plastik obudowy.
Zbigniew Biernacki pełnił funkcję szefa ochrony Stadionu Narodowego.
23
– Mahmud Saleh, Pakistańczyk. Abdullatif al-Zahiri, Pakistańczyk. Klei się? – Krzeptowski popatrzył po zebranych.
Szefowie wydziałów, wyjąwszy Olbrychta, który spodziewany był dopiero za mniej więcej pół godziny, oraz Goździka, w dalszym ciągu odprawiającego rytualne tańce z prokuratorem i prasą, to wpatrywali się w Krzeptowskiego, to zerkali na wyświetlane na ekranie podobizny obu mężczyzn. Ale na razie nikt nie zabierał głosu.
W sali konferencyjnej było znacznie goręcej niż na korytarzu. Krzeptowski miał nieodparte wrażenie, że jest znacznie goręcej niż na zewnątrz. Wszyscy się pocili. Stojące na stole butelki z wodą były opróżniane w szybkim tempie.
– Przyjmijmy na razie, że się klei. Trzeci czynnik: łącznik. Oto on. – Na ekranie pojawiła się powiększona podobizna kierowcy granatowej astry. – Gliński?
Eugeniusz Gliński, szef grupy ekspertów lingwistycznych i antropologicznych, zmarszczył nos.
– Roboczo możemy przyjąć, że mężczyzna przedstawiony na tym zdjęciu również pochodzi z Bliskiego Wschodu lub z Azji Zachodniej.
– Czyli może być Pakistańczykiem?
– To spekulacja.
– Ale wykluczyć nie można?
– Na pewno nie na podstawie tego zdjęcia.
Krzeptowski rozumiał naukową ostrożność, ale nie miał zamiaru bawić się w szczegóły. Na razie uzyskał tyle, ile chciał.
– Mamy złodzieja astry, który wskazał pośredników. Obaj są w naszych rękach. Jednym z pośredników jest Polak libańskiego pochodzenia, Samir Baszir. Przy okazji: oprócz polskiego facet ma też paszport libański. Kazałem sprawdzić. W ciągu ostatnich dwóch lat był sześć razy na Bliskim Wschodzie. Sporo jak na gościa, który nigdzie oficjalnie nie pracuje. Dalej: wiemy, że ładunek nie odpalił z powodu uszkodzenia kabla zasilającego detonator. Olbrycht jest zdania, że to mogło być celowe uszkodzenie. Podkreślam: mogło. Nie ma dowodów, ale wiecie, jak jest z Olbrychtem. Raczej się nie myli. Jeżeli było tak, jak mówi, mamy do czynienia ze świadomie nieudaną próbą zamachu. Organizatorzy chcieli nam coś powiedzieć. Pytanie: co? Aha, jeszcze jedno. W momencie, w którym Saleh zdecydował się odpalić ładunek, obok przejeżdżał autobus z niemieckimi turystami. – Krzeptowski pokręcił przecząco głową, widząc, że kilka osób przymierza się do zabrania głosu. – Później. Jedźmy dalej z faktami. Antoni wpadł na ślad powiązań finansowych al-Zahiriego z Fundacją Nowych Czasów. Wiemy więcej od rana?
Smotrycz zerknął do leżących przed nim notatek.
– Trochę. Oficjalnie fundacja przez ostatnie pół roku pozyskała ponad trzy miliony złotych. Niemal tyle samo wydała, teraz ma na koncie może dziesięć tysięcy. Coraz bardziej dochodzę do przekonania, że jej działalność to przykrywka. Poszedłem śladem ich akcji charytatywnych. Parę odbyło się w rzeczywistości, ale faktycznie miały bardzo skromny przebieg i zasięg. Zadzwoniłem w kilka miejsc, w których były organizowane zbiórki. Były, owszem, ale z reguły robiła je jedna osoba, która pojawiła się z puszką na kwadrans, góra dwadzieścia minut. Niemożliwe fizycznie, by uzbierała kilka milionów złotych przez pół roku. W całości zasilił ją al-Zahiri.
– Jak?
– Tylko kilku wpłat dokonał oficjalnie. Reszta poszła przez martwe dusze. Sprawdziłem. Jedenaście kont, na różne nazwiska. Konta zostały zasilone gotówką i z nich szły przelewy na rachunek fundacji. Pogadałem z kierownictwami kilku banków. Nie ma to jak być sympatycznym i uderzyć w nutę troski o bezpieczeństwo obywateli. Zdobyłem obrazy z monitoringu.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.