Kruger. Tygrys. Tom II. Marcin Ciszewski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Marcin Ciszewski
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-64523-68-7
Скачать книгу
było już o krok, widzieli jego blade światła, kiedy Ewelina cichym głosem poprosiła o dziesięć minut odpoczynku. Kolcow, niemal wyczuwający ciepłe wnętrze dworca, wolałby ostatni odcinek drogi przebyć jak najszybciej, ale dziewczyna wyglądała na całkowicie wyczerpaną. Zimno przenikało do szpiku kości, ostatni posiłek jedli rano, i cóż to był za posiłek: odrobina suszonego mięsa popita zimną, lurowatą kawą. Poruszali się wolno: ciągnąca sanki, kupiona kilka dni temu od chłopa zabiedzona chabeta szła właściwie wyłącznie stępa; ogólnie sprawiała wrażenie dobiegającej kresu żywota.

      Ewelina przez całą drogę milczała, pogrążona w myślach.

      Kolcow zmusił konia do zjechania ze szlaku. Zatrzymali się w rachitycznym zagajniku. Dziewczyna wysiadła z sań i, badając przestrzeń długim na metr kijem, zniknęła w ciemności. Mrok miał atramentową barwę, śnieg mdło lśnił w świetle gwiazd. Mróz tężał.

      Kolcow przypiął kobyle worek z obrokiem, a potem sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej kartkę. Tekst, zapisany równym, kaligraficznym pismem, roił się od skreśleń i poprawek. Ciemność nie pozwalała rozróżnić liter, ale Iwan nie miał zamiaru czytać. Znał każde słowo na pamięć. Był to brudnopis listu napisanego wiele dni temu, na jednym z postojów.

      Droga Anno Janowiczowna,

      piszę do Ciebie, ponieważ nie zobaczymy się już więcej. Podjąłem decyzję, która w zasadniczy sposób zmieniła moje życie.

      Nie rób sobie wyrzutów: to nie Twoja wina. Zdaję sobie sprawę, że nie byłem dla Ciebie łatwym towarzyszem życia; spełnienie moich wymagań kosztowało Cię z pewnością dużo wysiłku i dyscypliny, do której – jestem w pełni świadom – niełatwo było Ci się wdrożyć. Ja ze swej strony nie dawałem Ci tego, co każdy mąż ma obowiązek dawać; nadziei macierzyństwa. Nie jest to moją winą. Najwyższy w tej materii poskąpił mi niestety swej łaski, co w żaden sposób nie zmienia sytuacji. Zawiodłem Cię, wiem o tym.

      Nie mogłem dalej tak żyć; w nie swoim kraju, używając nie swojej mowy, z dala od Matuszki Rosji, bez celu i sensu. Czymże bowiem jest bogactwo materialne, gdy nie wypełnia go duchowa treść? Pozłotą, niczym więcej. Wydmuszką, umilającą życie, ale gotową pęknąć przy byle obrocie fortuny.

      Postanowiłem więc wyrzec się Ciebie i rozpocząć nowe życie. Wybacz mi; zmilczę o szczegółach mego planu. By jednak nie folgować sobie i ewentualnym przyszłym słabościom, zdecydowałem również o pozbyciu się majątku; wkrótce przystąpię do realizacji tego zamierzenia. Nie chcąc jednak zostawiać Cię bez środków do życia w tych niełatwych przecież czasach, zapisuję Ci w całości nasze wspólne mieszkanie oraz dziesięć tysięcy rubli w złocie, zdeponowanych w Banku Zachodnim. Upewniłem się, że walory te nie wpadły w ręce opryszków, którzy napadli na ów bank w ostatnich dniach października, czego oboje byliśmy świadkami. Wysłałem już do banku odpowiednie upoważnienie wystawione na Twe nazwisko.

      Szczerze życzę Ci, byś była szczęśliwa. Jeśli pojawi się w Twym życiu odpowiedni mężczyzna, wiedz, że nie jestem temu przeciwny.

Szczerze oddany,Iwan

      Kolcow ostatecznie wysłał list dopiero wczoraj, nie mając żadnej gwarancji, że dotrze do adresatki. Wcześniej wielokrotnie miał okazję to zrobić w znacznie bezpieczniejszy sposób, udowadniał sobie wszelako, że okazje nie są wystarczająco pewne. Poczta działała nieregularnie, czasami nie działała wcale. Gdzieś w głębi ducha czuł jednak, że się oszukuje; chodziło o coś zupełnie innego.

      Pomocnik nie ułatwiał podjęcia decyzji.

      – Nie chcesz spalić wszystkich mostów, dopóki nie upewnisz się, że twoje nowe życie ma sens – mawiał, gdy Iwan na postojach obracał w rękach zaklejoną kopertę. Jego nieznośna, pełna wyższości pewność siebie doprowadzała nieraz Kolcowa do szału. Pomocnik nie przejmował się przejawami złego humoru swego interlokutora. Siadywał, w zależności od okazji, na krześle lub skraju barłogu, jak zawsze nieskazitelnie elegancki i wytworny, hołdujący dobrym manierom, precyzyjny i bezlitośnie logiczny. I punktował, bez wysiłku znajdując luki w rozumowaniu Iwana.

      – Nieprawda.

      – Szkoda czasu na wykręty, Iwanie. – Pomocnik sprawiał wrażenie niezmiernie zdegustowanego. – Andriejew zanęcił cię perspektywami nowego życia i nowych wyzwań, ale wcale nie jesteś pewien, czy ta propozycja ci odpowiada. W gruncie rzeczy niezły z ciebie kunktator. Zawsze idziesz na pewniaka.

      – Brednie – denerwował się Kolcow. – Tłukę się przez pół Ukrainy z niewidomą dziewczyną, zostawiając za sobą całe moje dotychczasowe życie, żonę, majątek, wygody i rozległe znajomości. Zmierzam do Kijowa właśnie po to, by rozpocząć nowe życie. Chcę zerwać z Anną, czego list jest dowodem. I ty to nazywasz kunktatorstwem?

      – Och, z Kijowa do Warszawy wcale nie jest tak daleko. Zawsze można wrócić – parskał lekceważąco Pomocnik. – Zabrać dziewczynę, albo i nie, jeśli uznasz, że ci się znudziła, i pojechać do Warszawy, wprost w ciepełko gotowego mieszczańskiego gniazdka. Co innego, gdybyś wysłał ten list. Wtedy powrót nie byłby możliwy, przynajmniej bez utraty twarzy. A na to nigdy sobie nie pozwolisz. Anna mimo wszystkich twoich wątpliwości była stałym punktem życia, pewnikiem, nad którym sprawowałeś pełną kontrolę. Gdy odetniesz tę pępowinę i rzeczywiście poweźmiesz decyzję, by rozdać majątek, gdy zameldujesz się u Andriejewa i rozpoczniesz współpracę z nim, uznam, że rzeczywiście chcesz zmian.

      – Decyzja została podjęta.

      – Chciałbyś dać Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek, Iwanie, ot co. – Nie dawał się przekonać Pomocnik. – Dobrze. Powiedzmy, że ci wierzę. Rozstaniesz się z Anną, pozbędziesz majątku i zameldujesz u Andriejewa. Możesz mi powiedzieć, w jaki sposób zamierzasz poświęcić się nowym zadaniom, jednocześnie pilnując dziewczyny?

      – To nie będzie stanowiło problemu – odparł Iwan, poważniejąc. Pomocnik nawet nie zwrócił uwagi na twardsze nuty w jego głosie.

      – Odwrotnie. Będzie stanowiło, i to poważny. Pamiętasz, jak Andriejew mówił, że do rzeki rewolucji można wejść tylko raz? Nie wyglądał na żartownisia. Będzie wymagał od ciebie pełnego poświęcenia. A także twego czasu. Będziesz musiał zanurzyć się w nowej pracy aż po czubek głowy. Nie zostanie miejsca na nic innego. A ona? Jej nie tylko trzeba pilnować. Nią trzeba się również opiekować. Niańczyć ją. Jest bardziej bezradna niż pięcioletnie dziecko.

      – Nie.

      – Co: nie? W którym punkcie się ze mną nie zgadzasz? Jest niewidoma? Jest. Zwraca na siebie uwagę? Oczywiście. A przez to na ciebie również. Tracisz przy niej głowę? Jak nigdy przy nikim. Wcześniej nie widziałem cię tak rozkojarzonego. Do tej pory miałem do czynienia z człowiekiem odznaczającym się bystrym umysłem i pełną rozwagą w działaniu. Byłeś niemal po niemiecku dokładny, niekiedy nawet przesadnie. Teraz to pieśń przeszłości. Obok ciebie mógłby przejechać bijący w bębny pułk kawalerii i ty, wpatrzony w tę dziewiczą piękność, nawet byś tego nie zauważył.

      – Przesadzasz.

      – Pozbądź się jej, Iwanie, dobrze ci radzę. Obojętnie – wrócisz do Anny czy zameldujesz się u Andriejewa – ta dziewczyna jest wyłącznie zbędnym balastem, mogącym na dodatek cię pogrążyć.

      – Nie.

      Pomocnik zamilkł, ale w głosie Iwana po raz pierwszy od opuszczenia Lwowa zabrakło stanowczości. Stalowy upór znikł. Iwan Kolcow zaczął zdawać sobie sprawę, że Pomocnik ma rację.

      Ewelina, cicha i uległa, małomówna i zamknięta w sobie, bezradna, ale w pewien sposób jednak twarda