– Śpisz, chłopie? – Podinspektor spytał radośnie, jakby to był ranek, a nie grubo po dwudziestej drugiej. I nie czekając na odpowiedź, zaczął Meyerowi wyłuszczać swój genialny pomysł dotyczący sprawy internetowego pedofila, nad którą pracowali z psychologiem niecałe dwa tygodnie temu. – Siedzę tu sobie przy piwku i nagle, słuchaj, eureka. On je wyłapuje w sieci, ale wybiera tylko dziewczynki z okolicy Będzina. Zorka z kadr tam mieszka. Jej córka chodzi do tej samej klasy co jedna z tych biednych ośmiolatek, więc podszyje się pod małolatę, nada temat, że jest uczennicą tej szkółki, i chwycimy go na gorącym… Cały budynek będzie otoczony. Nie będzie miał szans!
– Tak, Waldek, świetnie… Jutro pogadamy – próbował zbyć go Hubert i jednocześnie wydobyć z bagażnika trójkąt ostrzegawczy, który powinien ustawić za wrakiem passata.
– No przyznaj. Sam byś lepiej nie wymyślił! – Szerszeń wydawał się lekko obrażony.
– Tak, świetnie to obmyśliłeś, przyznaję. Jutro wszystko omówimy. Pomogę ci. Ale teraz, wiesz… – psycholog zawiesił głos i starannie zasłonił głośnik telefonu ręką, tak by nie przedostawały się przezeń odgłosy dobiegające z trasy szybkiego ruchu – …jestem w takim biurze… Wiesz, w takim miejscu… Mam tu trochę słaby zasięg. Halo, halo… – Meyer wstydził się przyznać, że w idiotyczny sposób rozbił swój ukochany wóz. W tym momencie obok niego przejechała ciężarówka, głośno trąbiąc klaksonem i całkowicie zagłuszając rozmowę.
– W biurze? W jakim biurze? – natychmiast zreflektował się podinspektor. – Co ty mi tu za farmazony napieprzasz? Ty myślisz, że ja głuchy jestem? Co ty, autostopem jedziesz, że ciężarówki słyszę?
– No… właściwie to jestem na ulicy… – jąkał się Meyer.
– Miałeś wypadek? Co ci się stało? Gadaj!
– Rozwaliłem się jak baba – skapitulował Hubert. – Opona mi pękła. Już miesiąc temu mnie ostrzegali, że są na niej jakieś burchle i powinienem wymienić. Ale czasu nie było… Kurwa mać, żeby tak własne auto mnie zawiodło!
– Gdzie jesteś? – Szerszeń natychmiast spoważniał. – Ile wypiłeś?
– No co ty, Waldek. Nie wsiadłbym za kółko, za kogo mnie masz – żachnął się Meyer.
– Słabość ludzka rzecz. Lepiej powiedz prawdę.
– Jestem trzeźwy – powtórzył Meyer z naciskiem. – Jak niemowlę.
– Dobra, kurwa. Gdzie jesteś?
– Pod Siewierzem.
Zerknął na parkan z napisem.
– Darex. Fabryka wafli – odczytał.
– Dobra, wiem. Siedź tam i czekaj. Ale to potrwa. Jestem po piwku, muszę zorganizować radiowóz. – Szerszeń odłożył słuchawkę.
Godzinę później auto Meyera trafiło na policyjny parking w Siewierzu, a profiler do domu podinspektora, bo Szerszeń nie chciał nawet słyszeć tłumaczeń Huberta, że weźmie taksówkę do Ligoty albo zanocuje w komendzie. Oczywiście Meyer poskąpił na autocasco, więc będzie musiał wyłożyć trochę grosza na naprawę wozu, a raczej jego złomowanie. Szerszeń całą drogę suszył więc profilerowi głowę.
– Bęcwał jesteś, ot co – powtarzał.
– Wiem, stary. Odpuść już sobie.
– Nie strugaj mi tu bohatera! Zachowałeś się jak cipa!
– I tak miałem fart.
– I to jaki. Tylko passacika szkoda. Ale nic to. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Dobrze, że Zofijka pojechała akurat do wód. Dopiero byś usłyszał lament.
Meyer tylko westchnął i cierpliwie wysłuchiwał perory podinspektora o stanie polskich dróg, jakości ogumienia, szczęściu i, rzecz jasna, sytuacji w polskiej policji. Szerszeń wreszcie znalazł słuchacza, który nie miał dokąd uciec, i opowiedział Meyerowi kolejne dziesiątki dowcipów, które zresztą profiler słyszał już wiele razy. Po przyjeździe do domu podinspektor wręczył Meyerowi drinka.
– Odpręż się. Znasz to? Pesymista widzi ciemny tunel.
– Chyba nie… – Meyer uśmiechnął się i upił łyk podrzędnej whisky. Czuł, jak alkohol rozgrzewa mu gardło. Im mniej miał alkoholu w szklance, tym bardziej śmieszyły go dowcipy Szerszenia.
– No to słuchaj! – Waldek z impetem uderzył rękoma o uda. – Bo to o mnie i o tobie.
– Tak? – zaciekawił się profiler. – A ja to niby pesymista jestem?
– Zaraz się dowiesz! Coś ty taki w gorącej wodzie kąpany? – uciszył go Szerszeń. – Więc pesymista widzi ciemny tunel. Optymista widzi światełko w tunelu. Realista widzi światło pociągu. A maszynista?
Meyer się zamyślił.
– Semafor?
– Trzech debili na torach widzi! – Szerszeń aż zatrząsł się ze śmiechu. Dostrzegłszy jednak zmarszczone czoło psychologa i jego marsową minę, dodał: – Czyli ciebie, Hubercie. No i mnie. Ja też jestem z tobą na tych torach. Jak zawsze. No już, uśmiechnij się. Humor to najlepsze koło ratunkowe na oceanie życia.
– Zmęczony jestem. – Profilerowi nie drgnął nawet kącik ust. Przymknął oczy i się przeciągnął. Szerszeń usłyszał strzelanie kości.
– To jeszcze po jednym i do wyrka – zarządził.
– A ten trzeci? Kim jest ten trzeci debil? – zainteresował się wreszcie Meyer.
– Czekaj, niech pomyślę. – Podinspektor udał, że się zastanawia. – Może wielki debil z czerwonym godłem za plecami. Nasz stary! Jakby wiedział, że jest na torach razem z nami…
Tym razem Szerszeniowi naprawdę udało się rozśmieszyć psychologa. Akurat przełykał ostatni łyk whisky, kiedy porwał go gromki śmiech. Zakrztusił się i zaczął dusić. Szerszeń ze spokojem wstał z fotela i z impetem walnął go kilka razy w plecy.
– Co ty, fabryka wafli cię nie załatwiła, a chcesz mi tu wykorkować? Wstydu nie masz… – Meyer kasłał jeszcze chwilę, a podinspektor wciąż mówił, nie przerywając ani na chwilę: – Co by zresztą Zośka powiedziała na widok trupa na nowiutkim dywanie. Cipa z ciebie jak nic, Meyer.
Zanim się położyli, było grubo po drugiej w nocy.
Dziś Hubert cieszył się, że skończyło się na kilku szklaneczkach, w przeciwnym razie nie dałby rady przyczołgać się na miejsce zdarzenia, a co dopiero zbierać śladów i je analizować. Wpół do ósmej obudził ich telefon z komendy. Szerszeń został