Ricardo doskonale wiedział, że jego prawo kosztów komparatywnych, które opracował przede wszystkim po to, żeby rozwiązać pewien problem dotyczący handlu międzynarodowego, stanowi szczególny przypadek bardziej ogólnego prawa asocjacji.
Jeśli A jest bardziej wydajny niż B w taki sposób, że do wyprodukowania jednostki towaru p potrzebuje 3 godzin, a nie 5 godzin, których potrzebuje B, do wyprodukowania zaś jednostki towaru q potrzebuje 2 godzin, a nie 4 godzin, których potrzebuje B, to obydwaj zyskają, jeśli A zajmie się produkowaniem q, pozostawiając B produkowanie p. Jeżeli każdy z nich zużywałby 60 godzin na wyprodukowanie p i 60 godzin na wyprodukowanie q, to rezultatem pracy A byłoby 20p + 30q; rezultatem pracy B natomiast 12p + 15q; w sumie wytworzyliby 32p + 45q. Jeśli jednak A ograniczy się do produkowania samego q, to wytworzy 60q w ciągu 120 godzin, B natomiast – ograniczywszy się do produkowania samego p – wytworzy w tym czasie 24p. Ich działania przyniosą w sumie 24p + 60q. Wobec tego, że dla A p jest odpowiednikiem 3/2q, a dla B odpowiednikiem 5/4q, oznacza to produkt większy niż 32p + 45q. Widzimy więc, że podział pracy daje korzyści wszystkim, którzy w nim uczestniczą. Współpraca ludzi zdolniejszych, bardziej przedsiębiorczych z mniej utalentowanymi i mniej przedsiębiorczymi przynosi zyski i jednym, i drugim. Korzyści wynikające z podziału pracy są zawsze wzajemne.
Prawo asocjacji pozwala nam zrozumieć zmiany, które doprowadziły do postępującej intensyfikacji współpracy społecznej. Widzimy, jakie motywy skłoniły ludzi do tego, żeby nie traktować siebie po prostu jako rywali w walce o przywłaszczenie ograniczonych, pozwalających na przetrwanie zasobów, które są dostępne w przyrodzie. Rozumiemy, co skłoniło ich i stale skłania do łączenia się z innymi w celu współpracy. Każdy krok na drodze ku bardziej zaawansowanej formie podziału pracy służy interesom wszystkich, którzy biorą w nim udział. Jeśli chcemy pojąć, dlaczego człowiek nie wybrał życia w samotności, by poszukiwać jak zwierzęta pożywienia i schronienia wyłącznie dla siebie, a w najlepszym razie również dla swoich bliskich oraz małych dzieci, to w naszych próbach wyjaśnienia nie musimy uciekać się do cudownej interwencji bóstwa ani czczej teorii o wrodzonym popędzie do łączenia się z innymi. Nie musimy też zakładać, że pewnego dnia odosobnione jednostki lub prymitywne gromady zawarły ze sobą umowę w celu ustanowienia więzi społecznej. Czynnikiem, który sprawił, że prymitywne społeczeństwo i organizacja codziennej pracy podlegały stałemu rozwojowi, było ludzkie działanie ze świadomością, że dzięki podziałowi pracy uzyskuje się większą wydajność.
Ani historia, ani etnologia, ani żadna inna dyscyplina wiedzy nie wyjaśnia, jak przebiegała ewolucja prowadząca od hord i gromad, w których żyli zwierzęcy przodkowie człowieka, do prymitywnych, ale już bardzo zróżnicowanych grup społecznych. O grupach tych dowiadujemy się dzięki wykopaliskom, najstarszym dokumentom historycznym oraz relacjom badaczy i podróżników, którzy zetknęli się z plemionami pierwotnymi. Zadanie, jakie stoi przed nauką w związku z potrzebą wyjaśnienia początków społeczeństwa, sprowadza się z konieczności do wskazania tych czynników, które mogą i muszą prowadzić do łączenia się ludzi i stopniowego nasilania się tego zjawiska. Prakseologia rozwiązuje ten problem. Jeśli (i w takim stopniu, w jakim) praca w systemie podziału pracy jest wydajniejsza od pracy izolowanej, oraz jeśli (i w takim stopniu, w jakim) człowiek jest zdolny zauważyć ten fakt, samo ludzkie działanie dąży do współpracy i asocjacji. Człowiek staje się istotą społeczną nie dlatego, że poświęca własne potrzeby w imię mitycznego Molocha, społeczeństwa, lecz dlatego, że kieruje się chęcią poprawy własnej sytuacji. Jak uczy doświadczenie, ów stan – wyższa wydajność uzyskana dzięki podziałowi pracy – jest możliwy, gdyż jego przyczyna – wrodzona nierówność ludzi oraz nierównomierny rozkład geograficzny naturalnych czynników produkcji – jest realna. Dzięki temu można zrozumieć przebieg ewolucji społecznej.
Wobec prawa asocjacji Ricarda, bardziej znanego pod nazwą prawa kosztów komparatywnych, wysuwa się wiele zarzutów. Przyczyny tego są oczywiste. Prawo Ricarda jest niewygodne dla tych, którzy woleliby uzasadnić protekcjonizm i izolację gospodarczą kraju innymi argumentami niż egoistyczne interesy niektórych producentów lub potrzeby związane z przygotowaniami do wojny.
Ricardo sformułował tę teorię głównie w celu odparcia argumentów przeciw wolności handlu międzynarodowego. Protekcjonista stawia pytanie: „Jaki los czeka w warunkach wolnego handlu takie państwo, które we wszystkich dziedzinach ma słabsze warunki produkcji niż pozostałe kraje?”. Dopuszczenie swobodnego przepływu zarówno produktów, jak i dóbr kapitałowych oraz pracy spowodowałoby, że w kraju będącym w tak niekorzystnym położeniu nie rozwijałby się żaden przemysł. Jeśli ludzie mogą liczyć na lepsze warunki życia gdzie indziej niż w kraju o niesprzyjających – w porównaniu z innymi rejonami – warunkach produkcji, nie będą się w nim osiedlać i jego terytorium pozostanie bezludne jak obszary podbiegunowe, tundra i pustynie. Ricardo jednak opisuje świat, w którym panujące warunki są konsekwencją zasiedlenia w przeszłości, świat, w którym dobra kapitałowe i praca są związane z ziemią przez określone instytucje. W takich warunkach wolny handel, to znaczy swobodny przepływ towarów, nie może doprowadzić do sytuacji, w której kapitał i praca są rozdzielone między poszczególne rejony, w zależności od panujących tam lepszych lub gorszych warunków umożliwiających osiągnięcie wyższej wydajności pracy. I tu zaczyna działać prawo kosztów komparatywnych. Każdy kraj podejmuje produkcję w tych branżach, którym może zaoferować stosunkowo, choć nie bezwzględnie, najlepsze warunki. Mieszkańcy danego kraju zyskają, jeśli powstrzymają się od wykorzystania pewnych możliwości – bardziej sprzyjających w sensie bezwzględnym oraz z punktu widzenia technologii – i zdecydują się na import towarów produkowanych za granicą w warunkach, które – w sensie bezwzględnym oraz z punktu widzenia technologii – są mniej sprzyjające od warunków panujących w ich kraju. Opisany przypadek jest podobny do sytuacji chirurga, który uważa, że do sprzątania sali operacyjnej i przygotowywania narzędzi należy zatrudnić kogoś, kogo przewyższa również pod względem umiejętności wykonania tych zadań, a sam powinien poświęcić się wyłącznie przeprowadzaniu operacji, w czym wyższość jego umiejętności jest jeszcze wyraźniejsza.
Twierdzenie o kosztach komparatywnych nie ma żadnego związku z teorią wartości w ekonomii klasycznej. Nie dotyczy wartości ani cen. Jest ono sądem analitycznym; wniosek zawiera się w dwóch założeniach, z których jedno mówi, że czynniki produkcji technicznie możliwe do przemieszczenia charakteryzują się różną produktywnością w różnych miejscach; a drugie – że mobilność tych czynników jest instytucjonalnie ograniczona. Twierdzenie to, niezależnie od osądu o poprawności wynikających z niego wniosków, może pomijać zagadnienia związane z oceną wartości, ponieważ może się odwołać do zestawu prostych założeń, a mianowicie: mają być wytwarzane tylko dwa produkty; produkty te mogą być swobodnie przemieszczane; do wyprodukowania każdego z nich niezbędne są dwa czynniki; jeden z tych czynników (albo praca, albo dobra kapitałowe) jest identyczny w obu procesach produkcyjnych, a drugi (własność określonego gruntu) jest inny w każdym z tych procesów; mniejsza dostępność czynnika potrzebnego w obydwu procesach decyduje o stopniu wykorzystania czynnika, który jest w każdym z nich różny. Posługując się tymi założeniami, które umożliwiają ustalenie współczynnika substytucji