Ogniem i mieczem. Henryk Sienkiewicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Henryk Sienkiewicz
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
target="_blank" rel="nofollow" href="#n_1113" type="note">[1113], chwytając następnie za krawędź statku, wdzierali się nań z wściekłością. Opór był krótki. Wierni Barabaszowi semenowie, skłuci, zrąbani lub porozrywani rękami, zalegli trupem pomost — stary z szablą w ręku bronił się jeszcze.

      Krzeczowski przedarł się ku niemu.

      — Poddaj się! — krzyknął.

      — Zdrajco! Na pohybel! — odparł Barabasz i wzniósł szablę do cięcia.

      Krzeczowski cofnął się szybko w tłum.

      — Bij! — zawołał do Kozaków.

      Ale zdawało się, że nikt nie chce pierwszy podnieść ręki na starca. Na nieszczęście jednak pułkownik pośliznął się we krwi i upadł.

      Leżący nie wzbudzał już tego szacunku czy też przestrachu i wnet kilkanaście ostrz pogrążyło się w jego ciało. Starzec zdołał tylko wykrzyknąć: „Jezus Maria!”

      Zaczęto siekać leżącego i rozsiekano w kawałki. Uciętą głowę przerzucano z bajdaku[1114] do bajdaku, bawiąc się nią jak piłką dopóty, dopóki po niezręcznym rzuceniu nie wpadła w wodę.

      Pozostawali jeszcze Niemcy, z którymi trudniejsza była sprawa, bo regiment składał się z tysiąca starego i wyćwiczonego w różnych wojnach żołnierza.

      Dzielny Flik poległ wprawdzie z ręki Krzeczowskiego, ale na czele regimentu pozostał Johan Werner, podpułkownik, weteran jeszcze z trzydziestoletniej wojny.

      Krzeczowski pewny był prawie zwycięstwa, gdyż bajdaki niemieckie otoczone były ze wszystkich stron kozackimi, chciał jednak zachować dla Chmielnickiego tak znaczny zastęp niezrównanej i doskonale uzbrojonej piechoty, dlatego wolał z nimi rozpocząć układy.

      Zdawało się przez jakiś czas, że Werner zgadza się na nie, gdyż rozmawiał spokojnie z Krzeczowskim i słuchał uważnie wszelkich obietnic, jakich mu przeniewierczy pułkownik nie szczędził. Żołd, z którym Rzeczpospolita była zalegała, miał być natychmiast za ubiegły czas i za rok jeszcze z góry wypłacony. Po roku knechtowie[1115] mogli się udać, gdzie by chcieli, choćby nawet do obozu koronnego.

      Werner niby namyślał się, ale tymczasem wydał cicho rozkazy, by bajdaki przysunąć do siebie tak, aby utworzyły jedno zwarte koło. Na okręgu tego koła stanął mur piechurów, ludzi rosłych i silnych, przybranych w żółte kolety[1116] i takiejże barwy kapelusze, w zupełnym szyku bojowym, z lewą nogą wysuniętą naprzód do strzału i z muszkietami przy prawym boku.

      Werner z obnażoną szpadą w ręku stał w pierwszym szeregu i namyślał się długo.

      Na koniec podniósł głowę.

      — Herr Hauptmann[1117]! — rzekł — zgadzamy się!

      — Nie stracicie na nowej służbie! — zawołał z radością Krzeczowski.

      — Ale pod warunkiem...

      — Zgadzam się z góry.

      — Jeśli tak, to i dobrze. Nasza służba u Rzeczypospolitej kończy się w czerwcu. Od czerwca pójdziemy do was.

      Przekleństwo wyrwało się z ust Krzeczowskiego, powstrzymał jednak wybuch.

      — Czy kpisz, mości lejtnancie? — spytał.

      — Nie! — odparł z flegmą Werner. — Nasza cześć żołnierska każe nam układu dotrzymać. Służba kończy się w czerwcu. Służymy za pieniądze, ale nie jesteśmy zdrajcami. Inaczej nikt by nas nie najmował, a i wy sami nie ufalibyście nam, bo kto by wam ręczył, że w pierwszej bitwie nie przejdziem znowu do hetmanów?

      — Czego tedy chcecie?

      — Byście nam dali odejść.

      — Nie będzie z tego nic, szalony człowiecze! Każę was w pień wyciąć.

      — A ilu swoich stracisz?

      — Noga z was nie ujdzie.

      — Połowa z was nie zostanie.

      Obaj mówili prawdę; dlatego Krzeczowski, chociaż flegma Niemca wzburzyła w nim wszystką krew, a wściekłość poczynała go dławić, nie chciał jeszcze rozpoczynać bitwy.

      — Nim słońce zejdzie z łachy — zawołał — namyślcie się, po czym każę cynglów ruszać.

      I odjechał pośpiesznie w swojej podjazdce, by się z Chmielnickim naradzić.

      Nastała chwila oczekiwania. Bajdaki[1118] kozackie otoczyły ciaśniejszym pierścieniem Niemców, którzy zachowywali chłodną postawę, jaką tylko stary i bardzo wyćwiczony żołnierz zdoła zachować wobec niebezpieczeństwa. Na groźby i obelgi wybuchające co chwila z kozackich bajdaków odpowiadali pogardliwym milczeniem. Był to prawdziwie imponujący widok tego spokoju wśród coraz silniejszych wybuchów wściekłości ze strony mołojców[1119], którzy potrząsając groźnie spisami[1120] i piszczelami[1121]”, zgrzytając zębem i klnąc oczekiwali niecierpliwie hasła do boju.

      Tymczasem słońce skręcając od południa ku zachodniej stronie nieba zdejmowało z wolna swoje złote blaski z łachy, która stopniowo pogrążała się w cieniu.

      Na koniec pogrążyła się zupełnie.

      Wówczas zagrała trąbka, a zaraz potem głos Krzeczowskiego ozwał się z daleka:

      — Słońce zeszło! Czy już namyśliliście się?

      — Już — odparł Werner i zwróciwszy się ku żołnierzom machnął obnażoną szpadą.

      — Feuer[1122]! — skomenderował spokojnym, flegmatycznym głosem.

      Huknęło! Plusk ciał wpadających do wody, okrzyki wściekłości i gorączkowa strzelanina odpowiadały na głos niemieckich muszkietów. Armaty zatoczone na brzeg ozwały się basem i poczęły ziać kule na niemieckie bajdaki. Dymy przesłoniły łachę zupełnie — i tylko wśród krzyków, huku, poświstu strzał tatarskich, grzechotania „piszczeli” i samopałów[1123] regularne salwy muszkietów zwiastowały, że Niemcy bronią się ciągle.

      O zachodzie słońca bitwa wrzała jeszcze, ale zdawała się słabnąć. Chmielnicki w towarzystwie Krzeczowskiego, Tuhaj-beja i kilkunastu atamanów przyjechał na sam brzeg rekognoskować[1124] walkę. Rozdęte jego nozdrza wciągały dym z prochu, a uszy napawały się z lubością wrzaskiem tonących i mordowanych Niemców. Wszyscy trzej wodzowie patrzyli na rzeź jakby na widowisko, które zarazem stanowiło pomyślną dla nich wróżbą.

      Walka ustawała. Wystrzały umilkły, a natomiast coraz głośniejsze okrzyki kozackiego tryumfu biły o niebo.

      — Tuhaj-beju! — rzekł Chmielnicki — to dzień pierwszego zwycięstwa.

      — Jasyru nie ma! — oburknął murza[1125] — nie chcę takich zwycięstw!

      — Weźmiesz go na Ukrainie. Cały Stambuł i Galatę[1126] napełnisz swymi jeńcami!

      — Wezmę choć ciebie, jak nie będzie kogo!

      To rzekłszy


<p>1114</p>

bajdak (ukr.) — duza rzeczna lodz zaglowo-wioslowa.

<p>1115</p>

knecht — niemiecki zolnierz piechoty.

<p>1116</p>

kolet (z fr. collet: kolnierz) — stroj wojskowy ze skory losia lub wolu.

<p>1117</p>

Herr Hauptmann (niem.) — panie hetmanie.

<p>1118</p>

bajdak (ukr.) — duza rzeczna lodz zaglowo-wioslowa.

<p>1119</p>

molojec (ukr.) — mlody, dzielny mezczyzna, zuch; tu: zbrojny, Kozak.

<p>1120</p>

spisa — rodzaj wloczni; Kozacy uzywali najczesciej spis krotkich, z ostrymi grotami na obu koncach.

<p>1121</p>

piszczel a. kij — prymitywna reczna bron palna, uzywana od XIV w.

<p>1122</p>

Feuer (niem.) — ognia.

<p>1123</p>

samopal — prymitywna bron palna, uzywana przez Kozakow w XVI i XVII w.

<p>1124</p>

rekognoskowac (z lac. recognosco) — rozpoznac, zbadac, przegladac.

<p>1125</p>

murza [wym. mur-za] a. mirza [wym. mir-za] — ksiaze tatarski.

<p>1126</p>

Galata — dzis dzielnica Stambulu, polozona po europejskiej stronie ciesniny Bosfor, dawniej osobne miasto tureckie.