Ogniem i mieczem. Henryk Sienkiewicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Henryk Sienkiewicz
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
A gdzie waść się wybierasz? — spytał pan Zagłoba.

      — Do Kudaku[779].

      — Gorąco tam ci będzie.

      Ale namiestnik nie słyszał już przepowiedni, bo wyszedł z izby na podwórzec, gdzie przy koniach stali semenowie[780] prawie już gotowi do podróży.

      — Na koń i na brzeg! — zakomenderował pan Skrzetuski. — Konie wprowadzić na statki i czekać na mnie!

      Tymczasem w izbie stary chorąży rzekł do Zagłoby:

      — Słyszałem, że podobno waść teraz pułkownikom kozackim dworujesz i z nimi pijesz.

      — Pro publico bono, mości chorąży.

      — Obrotny masz waść dowcip i podobno od wstydu większy. Chcesz sobie Kozaków in poculis[781] skonwinkować[782], by przyjaciółmi ci byli w razie zwycięstwa.

      — Choćbym też, będąc męczennikiem tureckim, nie chciał zostać i kozackim, nie byłoby nic dziwnego, bo dwa grzyby mogą najlepszy barszcz popsować. A co do wstydu, nikogo nie zapraszam, by go pił ze mną — sam go wypiję, i da Bóg, że mi nie będzie gorzej od tego miodu smakował. Zasługa jako olej musi na wierzch wypłynąć.

      W tej chwili wrócił Skrzetuski.

      — Ludzie już ruszają — rzekł.

      Zaćwilichowski nalał miarkę:

      — Za szczęśliwą podróż!

      — I zdrowy powrót! — dodał pan Zagłoba.

      — Będzie się wam dobrze jechało, bo woda ogromna.

      — Siadajcie waszmościowie, wypijem resztę. Niewielki to antałek[783].

      Siedli i pili.

      — Ciekawy kraj waść zobaczysz — mówił Zaćwilichowski. — A kłaniaj się panu Grodzickiemu w Kudaku! Ej, żołnierz to, żołnierz! Na końcu świata siedzi, daleko od hetmańskich oczu, a porządek u niego taki, że daj Boże w całej Rzeczypospolitej podobny. Znam ja dobrze Kudak i porohy[784]. Za dawnych lat częściej się tam jeździło — i aż duszy smutno, gdy się pomyśli, że to przeszło, minęło, a teraz...

      Tu chorąży wsparł mleczną głowę na ręku i zadumał się głęboko. Nastała chwila ciszy, słychać było tylko tupot koński w bramie, bo ostatek ludzi pana Skrzetuskiego wyjeżdżał na brzeg ku bajdakom.

      — Mój Boże! — mówił ocknąwszy się z zadumy Zaćwilichowski — a jednak dawniej, choć i wśród rozterków[785], lepsze bywały czasy. Ot, pamiętam jak dziś, pod Chocimiem[786], dwadzieścia siedem lat temu! Gdy husaria szła pod Lubomirskim do ataku na janczarów[787], to mołojcy[788] w swoim okopie rzucali czapki w górę i krzyczeli, aż ziemia drżała, do Sahajdacznego[789]: „Puskaj, bat’ku, z Lachami umiraty[790]!” A dziś co? Dziś Niż[791], który winien być przedmurzem chrześcijaństwa, puszcza Tatarów w granice Rzeczypospolitej, by się na nich rzucić dopiero wtedy, gdy z łupem będą wracali. Dziś gorzej: bo oto Chmielnicki łączy się wprost z Tatary[792], z którymi chrześcijan będzie do kompanii mordował...

      — Wypijmy na ten smutek! — przerwał Zagłoba. — Co to za trójniak!

      — Dajże, Boże, jak najprędzej mogiłę, by na wojnę domową nie patrzyć — mówił dalej stary chorąży. — Wspólne winy mają się we krwi obmywać, aleć nie będzie to krew odkupienia, boć tu i brat będzie mordował. Kto na Niżu? Rusini. A kto w wojsku księcia Jaremy? Kto w pocztach[793] pańskich? Rusini. A małoż ich w obozie koronnym? A ja sam kto taki? Hej, nieszczęsna Ukraino, krymscy poganie włożą ci łańcuch na szyję i na galerach tureckich wiosłować będziesz!

      — Nie biadajcież tak, mości chorąży! — rzecze pan Skrzetuski — bo już chyba ślozy[794] z oczu nam pójdą. Może też jeszcze pogodne słońce nam zaświeci!

      Ale słońce zachodziło właśnie, a ostatnie jego promienie padały czerwonym blaskiem na białe włosy chorążego.

      W mieście dzwoniono na Anioł Pański i na pochwalnię.

      Wyszli. Pan Skrzetuski poszedł do kościoła, pan Zaćwilichowski do cerkwi, a pan Zagłoba do Dopuła w Dzwoniecki Kąt.

      Ciemno już było, gdy się znowu zeszli nad brzegiem Taśminowej[795] przystani. Ludzie pana Skrzetuskiego siedzieli już w bajdakach[796]. Przewoźnicy wnosili jeszcze ładunki. Zimny wiatr ciągnął od pobliskiego ujścia do Dniepru i noc obiecywała być niezbyt pogodna. Przy świetle ognia palącego się nad brzegiem woda rzeki połyskiwała krwawo i zdawała się z niezmierną chyżością uciekać gdzieś w nieznaną ciemność.

      — No, szczęśliwej drogi! — mówił chorąży ściskając serdecznie dłoń młodzieńca. — A pilnuj się waść!

      — Nie zaniecham niczego. Bóg da, że niedługo się zobaczymy.

      — Chyba w Łubniach[797] albo w obozie książęcym.

      — To waszmość już koniecznie do księcia?

      Zaćwilichowski podniósł ramiona w górę:

      — A co mnie? Kiedy wojna, to wojna!

      — Zostawajże waszmość w dobrym zdrowiu, mości chorąży.

      — Niechże cię Bóg strzeże!

      — Vive valeque[798]! — wołał Zagłoba. — A jeśli woda aż do Stambułu waści zaniesie, to kłaniaj się sułtanowi. Albo też: jechał go sęk!... Bardzo to zacny był trójniak!... Brr! jak tu zimno!

      — Do widziska!

      — Do obaczyska!

      — Niech Bóg prowadzi!

      Zaskrzypiały wiosła i plusnęły o wodę, bajdaki popłynęły. Ogień palący się na brzegu począł oddalać się szybko. Przez długi czas Skrzetuski widział jeszcze sędziwą postać chorążego oświeconą płomieniem stosu i jakiś smutek ścisnął mu nagle serce. Niesie go ta woda, niesie, ale oddala od serc życzliwych i od ukochanej, od krain znanych; niesie go nieubłaganie jak przeznaczenie, ale w dzikie strony, w ciemność...

      Wypłynęli z ujścia Taśminowego na Dniepr.

      Wiatr świstał, wiosła wydawały plusk jednostajny a smutny. Przewoźnicy poczęli śpiewać:

      Oj, to te pili, pilili,

      Ne tumany ustawali[799].

      Skrzetuski obwinął się w burkę i położył na posłaniu, które umościli dla niego żołnierze. Począł myśleć o Helenie, o tym, że ona dotąd nie w Łubniach, że Bohun został, a on odjeżdża. Obawa, złe przeczucia, troski obsiadły go jak kruki. Począł


<p>779</p>

Kudak (nazwa z tur.) — twierdza nad brzegiem Dniepru, zbudowana w 1635 r. z inicjatywy hetmana Stanislawa Koniecpolskiego, nazywana „kluczem do Zaporoza”, dzis w granicach miasta Dniepropietrowska.

<p>780</p>

semen (daw.) — Kozak na czyjejs sluzbie, zbrojny sluzacy.

<p>781</p>

in poculis (lac.) — przy kieliszku.

<p>782</p>

skonwinkowac (z lac.) — przekonac, zjednac.

<p>783</p>

antalek (starop.) — naczynie na miod, butelka.

<p>784</p>

poroh (ukr.: prog) — naturalna zapora skalna na rzece, uniemozliwiajaca swobodna zegluge; kraina ponizej porohow Dniepru nazywala sie Nizem albo Zaporozem i byla zamieszkana przez spolecznosc Kozakow zaporoskich.

<p>785</p>

rozterkow — dzis popr. forma D. lm: rozterek.

<p>786</p>

Chocim (ukr. Chotyn) — miasto i twierdza nad Dniestrem, wowczas na granicy z podporzadkowana Turkom Moldawia, dzis w pld.-zach. czesci Ukrainy; bitwa pod Chocimiem (1621) — taktyczne zwyciestwo wojsk polsko-litewsko-kozackich nad armia turecka.

<p>787</p>

janczarzy a. janczarowie (z tur.) — piechota turecka.

<p>788</p>

molojec (ukr.) — mlody, dzielny mezczyzna, zuch; tu: Kozak.

<p>789</p>

Konaszewicz-Sahajdaczny, Petro herbu Pobog (1570–1622) — hetman i wybitny wodz kozacki, walczyl po stronie Rzeczypospolitej w wojnie polsko-rosyjskiej 1609–1618, organizowal kozackie wyprawy lupiezcze do Stambulu, dowodzil Kozakami w bitwie pod Chocimiem.

<p>790</p>

Puskaj, bat’ku, z Lachami umiraty (ukr.) — Pozwol, ojcze, z Polakami umierac.

<p>791</p>

Niz a. Zaporoze — kraina ponizej porohow Dniepru, zamieszkana przez spolecznosc Kozakow zaporoskich.

<p>792</p>

z Tatary — dzis popr. forma N. lm: z Tatarami.

<p>793</p>

poczet — orszak, sludzy, towarzyszacy panu w podrozach.

<p>794</p>

slozy (starop.) — lzy.

<p>795</p>

Tasmina, ukr. Tiasmyn — rzeka na srodkowej Ukrainie, prawy doplyw Dniepru.

<p>796</p>

bajdak (ukr.) — duza rzeczna lodz zaglowo-wioslowa.

<p>797</p>

Lubnie — miasto na Poltawszczyznie, na sr.-wsch. Ukrainie, rezydencja ksiazat Wisniowieckich.

<p>798</p>

Vive valeque (lac.) — zyj i badz zdrow.

<p>799</p>

Ne tumany ustawali (ukr.) — nie mgly wstawaly.