Nabór. Vincent V. Severski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Vincent V. Severski
Издательство: PDW
Серия: Zamęt
Жанр произведения: Шпионские детективы
Год издания: 0
isbn: 9788381433846
Скачать книгу
wcale nie był zaskoczony. Ma oczy i widzi. Mogło go to zaboleć, ale…

      – Ale to, co dzisiaj usłyszałem… – Marcel wszedł jej w słowo.

      Na moment zamilkli.

      – Powinienem się tego spodziewać – odezwał się Marcel. – Mam kilka innych spraw, w których władza idzie po bandzie albo nawet gorzej.

      – Chyba dotąd byłam naiwna! Jestem w szoku po tym, co usłyszałam na górze! – przyznała się Maria. – Wiesz, my tu tak trochę… żyjemy w innym świecie, a teraz jeszcze ta sytuacja międzynarodowa, wojna z Iranem wisi w powietrzu i u nas wszyscy…

      – Zastanawiam się, co teraz zrobić – powiedział Marcel takim tonem, jakby chciał jej coś zasugerować. – To jest przecież zlecenie Agencji.

      – Myślę, że przede wszystkim musimy ostrzec Monikę – stwierdziła Maria. – Farbiarz jest lojalnym, a nawet gorliwym aparatczykiem. Teraz, kiedy Dima im zwiał, stanie na głowie, by się zrehabilitować. Wszyscy wiemy, że stoi za tym Bolecki. Dlatego spokojnie możesz poinformować Wesołowskiego, że Dima jest w Atenach, zresztą sami szybko by do tego doszli. Bardzo chciałabym zobaczyć miny jego i Boleckiego. Myślę, że będą naprędce organizować jakąś ekipę operacyjną, żeby ustalić, co spiskuje Dima i z kim. Znają adres jego mieszkania w Atenach…

      – Mogą też poprosić greckie służby o pomoc – włączył się Marcel.

      – Wątpię. Baliby się…

      – Też wątpię, bo żadna profesjonalna służba by na to nie poszła, ale Wesołowski to zaprzeczenie profesjonalizmu, więc wszystko możliwe.

      – Musiałby mi to zlecić, a Bolecki nie zgodzi się na nasz udział. Nie ufa nam, a właściwie to wręcz nas nienawidzi. On pewnie nawet nie wie, że WBW współpracuje z prokuraturą. Jak już dopadnie Romana, to skorzysta z okazji, by rozwiązać Agencję. Musi mieć argumenty dla Amerykanów i Anglików.

      Gerber przyglądała się Marcelowi, który spokojnie pił kawę. Był wobec niej szczery, a przecież dopiero się poznali. W dodatku była osobą formalnie zaangażowaną w sprawę.

      Emocje powoli opadały i dopiero teraz uświadomiła sobie, że może nie powinna być tak otwarta. Komu jak komu, ale szefowi wewnętrznej bezpieki nie wolno wchodzić w bliską relację bez wcześniejszego rozpracowania człowieka – pomyślała zaniepokojona swoim prostym odkryciem. Marcel mógł być przecież uwikłany w układ z władzą i gotowy zdradzić dla własnej korzyści. Nieraz tak się zdarzało.

      Przez chwilę się zastanawiała, czy się nie wycofać. Miała jeszcze czas. Ale Marcel rzeczywiście nie poinformował na naradzie o wyjeździe Dimy i spotkaniu z Konradem Wolskim, czarną owcą znienawidzoną przez wielu polityków od lewa do prawa.

      – Wiem, że rozpytywałaś dziś u nas o to zlecenie na Dimę – oznajmił niespodziewanie Marcel. – To ja wyraziłem zgodę na udzielenie ci informacji.

      Gerber spojrzała na Marcela z mieszaniną niedowierzania i szacunku jednocześnie.

      – Od razu się domyśliłem, że jesteś z nim w kontakcie i… pewnie używacie jakiegoś nowego komunikatora, którego nie przeczyta Pegaz. – Pokiwał głową z uznaniem. – A jeśli nie, to szybko coś zainstalujcie.

      Maria skinęła głową i się uśmiechnęła.

      – A poza tym – ciągnął – dużo o tobie wiem. ABW to nie jest zła służba, ale ma pecha do szefów. Jeżeli masz jakieś wątpliwości, czy powinnaś ze mną spiskować, to zapewniam cię, że ja nie mam nic przeciwko temu, by spiskować z tobą. Właściwie to się do ciebie wprosiłem, tam… przy windzie. I od razu szczerze się przyznaję, że to było całkowicie spontaniczne. Źle się dzieje w państwie polskim – rzucił nieco naiwnie i spojrzał na Marię, jakby oczekiwał od niej jakiejś deklaracji.

      Podniosła filiżankę do ust i próbowała wykorzystać te kilka chwil, żeby uporządkować myśli. Wyglądało to, jakby Marcel wczytał się w jej wątpliwości.

      Nie jestem chyba taka przejrzysta, a on taki przenikliwy – pomyślała z lekką ironią.

      Mógł to być zwykły przypadek, bo przecież sytuacja jest wystarczająco klarowna, a jednak Maria poczuła się nieco zdezorientowana, że tak łatwo dała się ustawić do rogu. W końcu była naczelnikiem WBW i to ona powinna dyktować warunki. Ale Marcel zrobił to w sposób kulturalny, więc uznała, że może się poddać, bo i tak liczy się efekt końcowy, czyli porozumienie, a może nawet sojusz.

      – Trochę ta nasza rozmowa pachnie naiwnym spiskiem. – Odstawił filiżankę. – A to poważna sprawa, Mario. – Jego ton nie brzmiał jednak poważnie. – Co proponujesz?

      Maria znów na moment straciła czujność i nie była pewna intencji Marcela. Nie czuła jego ironii, dwuznaczności, niewyraźnych spojrzeń. Trochę ją to denerwowało i niepokoiło jednocześnie, ale Marcel był w tej swojej niejasności taki sympatyczny. Nie miał w sobie nic z gnid, których w ostatnim czasie tak się namnożyło. Postanowiła zaufać sobie i jemu i więcej się nad tym nie zastanawiać. I tak powiedziała już tyle, że mogła szybko dostać własnego prokuratora i dołączyć do Dimy.

      – Jeszcze kawy? – zapytała, ale Marcel delikatnie pokręcił głową. – W takim razie ustalmy, na czym stoimy.

      – Okej.

      – No to zróbmy tak… – zaczęła niepewnie, przyglądając się poważnej minie Marcela. – Zróbmy tak… – powtórzyła, jakby jeszcze się zastanawiała. – Ty masz kontakt z Konradem Wolskim, ja z Dimą, oni mają kontakt ze sobą, a wszyscy razem znają się z Moniką Arent i Romanem Leskim. Jednym słowem…

      – A wszyscy razem to dobry kapitał ludzki Agencji Wywiadu…

      – Wszyscy poza służbą… niestety.

      – Ktoś kiedyś będzie musiał odbudować polski wywiad i zadbać o bezpieczeństwo Polaków – rzucił z lekkim patosem Marcel i Maria znów poczuła, że nie odróżnia jego ironii od zaangażowania.

      – W sumie to racja – potwierdziła. – Zatem?

      – Działamy – odparł Marcel i spojrzał na zegarek. – W takim razie poproszę jeszcze o kawę.

      22

      Do kawiarni Adonis było pięćset metrów. Mały lokal w eklektycznym stylu prowadzony był przez Anthimosa i Apostolisa, dwóch siedemdziesięcioletnich gejów o ufarbowanych na platynowy blond włosach. Dima lubił tam chodzić, bo mieli wyborną kawę i duży wybór francuskich ciasteczek z czekoladą, dżemem i serem oraz najlepszy w Atenach rabarbaritis. Ale przede wszystkim było tam cicho i luźno. Wygodne fotele dodawały komfortu.

      Po drodze Dima opowiedział Tamarze o stanie zdrowia Józefa. Zadała kilka pytań, ale tak naprawdę chciała wiedzieć, w jakiej kondycji jest Dima. Jego ojciec był dla niej obcym człowiekiem. Natychmiast też wyczuła, że Dima woli pewne szczegóły przemilczeć, więc nie kontynuowała wątku i szybko przeskoczyła do pytania, które w ostatnim czasie zadawała mu coraz częściej.

      – Kiedy w końcu się ożenisz? Jedyna Ajelet w rodzie Behomoiras to trochę mało. Nie sądzisz? – Wzięła go pod ramię.

      – Myślę o tym poważnie, bo jestem już emerytem, czyli chyba czas się ustatkować, pomyśleć o dzieciach. – Roześmiali się i Dima dodał: – Właściwie to ja wcale nie żartuję.

      – W końcu pojawił się ktoś wartościowy?

      – Pomyśl najpierw o sobie. Nie możesz być wciąż sama. Jesteś bardzo