Tom 1 • Grzechy Imperium
Tom 2 • Gniew Imperium
Tom 3 • Krew Imperium
Brandonowi Sandersonowi,
który jako pierwszy profesjonalista uwierzył w moje pisanie i nauczył mnie, jak utrzymać się z tej dziwnej pracy
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Prolog
Ka-Sedial medytował, siedząc w plamie światła na najwyższym piętrze budynku, który niegdyś stanowił miejską siedzibę lady kanclerz w Górnym Landfall. Pokój był naprawdę wspaniały, wypełniony dziełami sztuki, instrumentami astronomicznymi, rzadkimi księgami i przestrzennymi łamigłówkami – pokój zabaw kogoś, kto na edukację spogląda z pasją. Ka-Sedial nie zmienił tu prawie niczego od dnia, w którym zajął miasto, i doszedł do wniosku, że polubiłby poprzednią właścicielkę. On i Lindet mogliby wieść interesujące dyskusje, zanim ściąłby pani kanclerz głowę.
Siedział na wyściełanym stołku, zwrócony twarzą ku wschodowi, a zarazem ku przepięknemu witrażowi w oknie, z zamkniętymi oczyma, i cieszył się chwilą ciszy. Cisza i spokój były w jego przypadku rzadkim luksusem. Sedial zastanawiał się, czy w nadchodzących dniach zdoła zaznać ich nieco więcej. Rządzenie było obowiązkiem, straszną odpowiedzialnością, z którą niewielu umiało sobie poradzić z powodzeniem.
Pukanie do drzwi przerwało te rozmyślania i Sedial potarł oko, próbując pozbyć się uciążliwego bólu, pulsującego gdzieś na dnie oczodołu, po czym złożył dłonie na kolanach.
– Wejść.
Za uchylającymi się drzwiami ukazała się twarz mężczyzny w średnim wieku, o kwadratowej szczęce, a rysach ostrych i zdecydowanych, przywodzących na myśl wojskowego. Przybysz był średniego wzrostu, jednakże ramiona miał potężne i naznaczone czarnymi tatuażami ludzi-smoków. Ji-Noren pełnił, oficjalnie przynajmniej, rolę strażnika Sediala. W rzeczywistości był szpiegiem, mistrzem sztuk wojennych i jednym z kilkunastu ludzi-smoków, którzy woleli lojalności dochować Sedialowi, nie imperatorowi.
– Tak? – zapytał go Ka-Sedial.
– Znaleźliśmy dziewczynę.
– Dziewczynę?
– Tę, którą dałeś Ichtracii.
Sedial prychnął na wspomnienie swej zdradzieckiej wnuczki.
– Przyprowadź.
Minęło trochę czasu, zanim Ji-Noren wprowadził drobniutką Palo, mniej więcej dziewiętnastoletnią, niewątpliwie bardzo atrakcyjną – oczywiście gdyby Sedial był na tyle młody, by znajdować przyjemność w towarzystwie takich dziewcząt. Zadygotała, gdy Ji-Noren położył jej dłoń na ramieniu. Pochodziła z jednej z tych biednych rodzin, żyjących w straszliwych slumsach zwanych Ognistą Jamą. Miała być czymś w rodzaju pokojowego daru dla Ichtracii, niewolnicą, z którą Uprzywilejowana mogłaby uczynić, co tylko zechce. A Ichtracia po prostu uwolniła dziewczynę, ignorując rozkazy dziadka.
Sedial spoglądał na Palo przez chwilę i sięgnąwszy ku niej swą magią, starał się odszukać jakikolwiek ślad wnuczki. Gdyby spędziły razem choć trochę czasu, znalazłby coś, najlżejsze echo.
Nic.
Z rękawa dobył skórzane etui, które rozwinął, odsłaniając kilka fiolek i igieł. Wyciągnął jedną z metalowych drzazg.
– Daj mi rękę.
Dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze. Oczy uciekły jej w głąb czaszki, jak u ogarniętego paniką konia, i niewiele brakowało, a Sedial poleciłby Norenowi wbić jej nieco rozumu do głowy siłą. Zamiast tego jednak sam pochwycił niedoszłą niewolnicę za nadgarstek. Przekłuł żyłę na grzbiecie drobnej dłoni i rozmazał kroplę krwi opuszką kciuka, po czym zwolnił chwyt.
Zignorował przerażone skomlenie dziewczyny i spojrzeniem przywarł do plamki szkarłatu. Odetchnął płytko kilka razy i dotknął krwi swą magią, czuł, jak tworzy się most między jego ciałem a ciałem dziewczyny, między jego umysłem a jej.
– Kiedy widziałaś Ichtracię po raz ostatni? – zapytał.
Dolna warga dziewczyny zadrżała. Sedial delikatnie zwiększył nacisk magii i z ust małej Palo polały się słowa.
– Ani razu od dnia, gdy zostawiłeś mnie z nią. Odesłała mnie w kilka minut po twoim odejściu!
– I nie miałaś z nią później żadnego kontaktu?
– Nie!
– Wiesz, gdzie może się ukrywać?
– Nie wiem, Wielki Ka! Wybacz mi!
Sedial westchnął, starł krew z kciuka, używając czystej szmatki ze stołu za plecami. Wsunął igłę do etui i ponownie je zawinął, po czym machnął dłonią, odprawiając dziewczynę.
– Ona nic nie wie. Niech wraca do Jamy.
Ji-Noren pochwycił młodą Palo za ramię, ale ona ani drgnęła, tylko, szczękając zębami, utkwiła wzrok w Sedialu.
– Czy ty…
– Co, moja droga? – spytał zniecierpliwiony. – Czy nie zamierzam cię torturować? – Posłał jej swój najlepszy dziadkowy uśmiech. – Wierz mi, gdybym tylko sądził, że to by coś dało, byłabyś już w drodze do mych Kościanych Oczu. Ale jesteś przypadkową osobą, pozbawioną silnej woli, a bez względu na to, co o mnie słyszałaś, nie rozgniatam robaków jedynie z czystej złośliwości. Tylko z konieczności. – Raz jeszcze machnął dłonią i chwilę później po dziewczynie nie było śladu.
Ji-Noren powrócił po kilku minutach. Stał przy drzwiach pogrążony w milczeniu, podczas gdy Sedial próbował ponownie zanurzyć się w błogostan medytacji, jaki ogarnął go wcześniej. Bezskutecznie. Chwila spokoju przeminęła. Głowa go bolała. Miejsce za okiem pulsowało dotkliwie za każdym razem, gdy Sedial używał magii. Westchnął nieznacznie i dźwignął się na nogi. Podszedł do biurka po przeciwnej stronie pomieszczenia, usiadł i zaczął podpisywać rozkazy przeniesienia robotników Palo z budowania domów w północnej części do nowej fortecy wznoszonej na południu.
– Czy możemy odnaleźć Ichtracię w inny sposób? – zapytał cicho Ji-Noren.
– Nie – odparł Sedial. Prześledził spojrzeniem treść rozkazu i opatrzył dokument podpisem u dołu. – Nie możemy. Zwykłe sposoby zawiodły, przesłuchaliśmy każdego, kto miał z nią jakikolwiek związek.
– A sposoby magiczne?
– Uprzywilejowani z Dynizu nauczyli się chować przed Kościanymi Oczami już dawno temu. Nawet krew naszej rodziny nie wystarczy, bym przełamał jej obronę.
– A ten szpieg? Bravis?
Sedial spojrzał na posiniały nadgarstek. Siniec był sprawką jednej z wnuczek,