Jeśli hrabia w ogóle podejrzewał, co się działo za jego plecami, to nie chciał o tym wiedzieć.
Zajmowało go sprawowanie urzędu na dworze, obowiązki namiestnika królewskiego i administrowanie ogromnymi posiadłościami.
Książę wiedział, jak zresztą wszyscy, że pierwsza żona hrabiego była niezwykle bogata. Jej fortuna powiększała się wraz ze śmiercią różnych krewniaków, którzy zostawiali jej w spadku swoje mienie.
Przypominał sobie, jak mówiono, że uwielbiała męża i pozostawiła mu swój ogromny majątek, dając w sprawach finansowych całkowicie wolną rękę.
Nic też dziwnego, że Isobel ze swoimi skłonnościami do intryg postanowiła zagarnąć dla siebie jak najwięcej, zanim jej stary mąż umrze.
Wiadomo było, że po śmierci hrabiego cała fortuna miała przypaść dzieciom z obu małżeństw.
Książę podejrzewał, że Isobel, w trosce o swą wspaniałą figurę, nie ma zamiaru rodzić dzieci.
Nadzieje hrabiego na dziedzica, dla którego ożenił się z kobietą o tyle lat młodszą od siebie, najpewniej nic jej nie obchodzą.
Bóg jeden wiedział, jak bardzo książę potrzebował pieniędzy. Jednak nie miał zamiaru z tego powodu sprzedawać swojego tytułu ani żenić się z pasierbicą Isobel.
Wobec szantażu hrabiny sytuacja wyglądała całkiem inaczej. Miała przecież listy, które pisał do Yvonne de Mauzon.
Każdy mężczyzna w Londynie wiedział, że ambasador jest wyjątkowo zazdrosnym mężem.
Było to całkiem zrozumiałe, zważywszy, że jego żona uważana była za kobietę nie tylko piękną, ale też nieopisanie fascynującą.
Wystarczyło, że spojrzała na mężczyznę zza zasłony swych rzęs i uśmiechnęła się do niego, by każdy poczuł wrzenie krwi w żyłach.
Książę podczas swych licznych romansów nie spotkał nigdy kobiety tak niezaspokojonej i prowokującej.
Od chwili gdy Yvonne de Mauzon uśmiechnęła się do niego zachęcająco, myślał tylko o niej.
Urzekła go tak dalece, że czekał tylko na moment, kiedy będzie mógł zostać jej kochankiem.
Musieli być bardzo ostrożni, na szczęście jednak ambasador często wyjeżdżał do Francji.
Kiedy on i Yvonne spotkali się wreszcie, dowiodła, że opowieści krążące o niej nie są wcale przesadzone.
Od tej chwili książę żył nieprzerwanie w oczekiwaniu na wiadomość, gdzie będą mogli się bezpiecznie spotkać.
W porównaniu z nią żadna kobieta nie wydawała mu się godna zainteresowania, a co dopiero pożądania.
Teraz jednak wiedział, że dał się złapać w pułapkę. I nie miał żadnej szansy, by się wymknąć.
Próbując się jeszcze ratować powiedział:
– Yvonne nie mogła być na tyle nierozsądna, by trzymać listy ode mnie. Zawsze umiałaś kłamać, Isobel. Jeśli są rzeczywiście w twoim posiadaniu, chciałbym je zobaczyć.
Hrabina roześmiała się.
– Spodziewałam się, że to powiesz, i przyszłam przygotowana.
– Masz je ze sobą?
Przemknęła mu szalona myśl, że jeśli tak jest naprawdę, będzie mógł zabrać jej listy i wrzucić je do ognia.
To, co zniknie w płomieniach, nie będzie mogło zostać użyte przeciwko niemu.
Isobel mogłaby sobie opowiadać o listach, ale nikt by jej nie uwierzył.
Otworzyła swój woreczek w tym samym odcieniu zieleni co suknia. Wyciągnęła jakieś papiery i podała je księciu. Wziął je do ręki. W tej samej chwili krzyknął:
– Ależ to są kopie!
– Oczywiście, drogi Crispinie! Czy myślałeś, że jestem taka głupia, by oddać ci oryginały, tobie, mężczyźnie o tyle silniejszemu ode mnie, i to w pomieszczeniu, gdzie płonie ogień na kominku!
Książę starannie obejrzał trzymane w dłoniach papiery. Potem wrzucił je do paleniska i przyglądał się, jak zamieniają się w popiół.
– Jeśli chcesz, mogę zrobić dla ciebie nowe kopie – zaoferowała Isobel.
Naigrawała się z niego. Miał ochotę ją uderzyć. Już raz to zrobił. Był wtedy tak oszalały z zazdrości, że nie potrafił nad sobą zapanować. Wtedy brutalność kochanka spodobała się jej, teraz czerpała przyjemność dręcząc go.
Opanował się nadludzkim wysiłkiem.
– Czy możemy porozmawiać o tym rozsądnie?
– Nierozsądny jest pomysł, że mam matkować córce Alberta! – powiedziała Isobel twardym tonem. – Poślubisz ją, Crispinie, ponieważ nie masz innego wyjścia.
Książę czuł wściekłość, ale nie chciał się upokarzać.
– Wydaj ją za kogoś innego – zaproponował – komu bardziej potrzebne są pieniądze.
– Proszę bardzo – zgodziła się Isobel – jeśli zaproponujesz mi jakiegoś księcia.
Crispin usiłował przypomnieć sobie jakiegoś księcia, który byłby w podobnie nędznej sytuacji jak on. Bezskutecznie.
Northumberland, Newcastle, Roxburghe, Sutherland, Norfolk, oni wszyscy byli niezwykle bogaci. Nie mieli żadnego powodu, by frymarczyć swoimi tytułami.
Przez moment miał ochotę powiedzieć Isobel, że nie boi się jej pogróżek. Tak jak książę Wellington, który powiedział do Harriette Wilson: „Publikuj i bądź przeklęta”, kiedy ta groziła, że opisze go w swoich pamiętnikach.
Ale wiedział, że nie tylko grozi mu pojedynek z ambasadorem. Swoim postępkiem skazałby Yvonne.
Tego mężczyzna nie mógł uczynić kobiecie, która powierzyła mu swą reputację.
Wiedział doskonale, że Yvonne panicznie boi się swojego męża. Z całym przekonaniem twierdziła, że mógłby ją zabić, gdyby tylko dostał dowód jej niewierności.
Książę poczuł się jak w potrzasku.
Długie, wąskie palce Isobel przekręcały właśnie klucz w zamku.
Głosem, który zabrzmiał jakoś obco, odezwał się z wysiłkiem:
– Czego chcesz ode mnie?
– Wiedziałam, że okażesz rozsądek – stwierdziła Isobel. – Powiem ci, czego chcę.
Rozsiadła się wygodniej na sofie. Książę stanął przed nią. Miał wrażenie, że jego ciało zamienia się w kamień.
– Safina przyjedzie z Florencji za trzy dni – zaczęła Isobel. – Będę czekała na nią nie w Londynie, ale w Dover. I przywiozę ją prosto do Wyn, gdzie weźmiecie ślub w twojej prywatnej kaplicy.
Książę zacisnął dłonie w pięści, aż pobielały mu kostki, ale milczał.
– Następnie udacie się w podróż poślubną i nikt nie zobaczy Safiny ani nie dowie się, że ona w ogóle istnieje – dodała hrabina – do czasu, aż Albert otrząśnie się z szoku i ogłosi anons o waszym małżeństwie w „Gazette”.
– Co on sobie pomyśli? – zapytał książę.
– Powiem mu, że spotkałeś Safinę we Florencji i oszalałeś z miłości do niej. A ponieważ obawiałeś się, że może poślubić kogoś innego, ożeniłeś się z nią natychmiast.
– Czy naprawdę wierzysz, że twój mąż