– A może właśnie wypadek był celowy? – sugeruje Marcela. – Zauważ, że gość porwał Sylwię ze szpitala, ponieważ wybudziła się ze śpiączki i bał się, że powie o wszystkim, co wie.
– Tego nie wiemy.
– Ale hipotetycznie to bardzo prawdopodobny cel. Poza tym facet był przygotowany na wypadek samochodowy. Nie ucierpiał. Miał przebranie, koloratkę. Grał rolę z zimną krwią.
– To fakt.
– Upozorował samobójstwo Opolskiego, ponieważ ten widział go wtedy w lesie, gdy porwał Sylwię. Wiedział dużo o tobie. Co chciał osiągnąć przez te komunikaty na tatuażach dźwiękowych? Tego nie ustalimy, dopóki go nie dorwiemy.
Arek z trudem zmusza się do jedzenia. Przeżuwa wolno każdy kęs chleba, a jajecznica ledwo przechodzi mu przez gardło.
– A co z tym tropem kolczyków? Czy mogło chodzić o nielegalną biżuterię? – dopytuje Marcelina.
Lubosz przypomina sobie zdarzenia, o których nie jest łatwo mu myśleć. Sylwia przeszła operację. Zwyrodnialec wyciął jej parę żeber wolnych. Niektóre modelki same poddają się takim zabiegom, by uzyskać lepszą talię. Dlaczego oprawca to zrobił? Tego wciąż nie wiadomo. Jednak wielce prawdopodobne jest, że chciał zaspokoić swój chory umysł w nieprzeciętny sposób. Sylwia podczas wypadku miała na sobie kolczyki. Marek znalazł jeden z nich w samochodzie. Później przyniósł go do szpitala i założył dziewczynie. Chciał oddać najbardziej osobisty przedmiot, który do niej należał. Śledczy odkryli, że beżowe kolczyki o nieregularnym kształcie zrobiono z kości Sylwii. Dokładnie z kości jej żeber.
– To spalony trop. Nie tędy droga – wyjaśnia Arek.
Śledczy rozpracowywali nielegalną firmę parającą się wytwarzaniem diamentów pamięci, czyli biżuterii pochodzącej z ludzkich szczątków, i przemytem ich za granicę. Połączyli fakty. Osoba, która wykonała kolczyki z kości Sylwii, mogła mieć odpowiednią wiedzę o procesie dekompozycji ludzkiego ciała i powiązania z rozpracowywaną grupą, ale ta odnoga śledztwa okazała się całkowicie ślepa.
– Tutaj chodzi o coś jeszcze… – oznajmia Lubosz.
– W jakim sensie?
– W kolejnym raporcie Krótkowskiego…
– Jakim kolejnym raporcie? – przerywa mu nagle Marcela.
– Nie mówiłem ci jeszcze. Nie było kiedy. Dużo się ostatnio działo.
Lubosz streszcza Marceli to, co zaszło tuż po uprowadzeniu Sylwii ze szpitala. Gdy obiecał sobie kolejny raz porozmawiać z Krótkowskim, przyprzeć go do muru i wyciągnąć prawdę. Po ustaleniach dziennikarki, która podzieliła się informacją, że detektyw nie prowadził prawdziwego śledztwa w Anglii w sprawie zaginięcia Mateusza Kmity, Arek udał się do biura Krótkowskiego. Chciał wyjaśnić, co tak naprawdę zawiera pozostawiony raport. Okazało się jednak, że Krótkowski zniknął, a w sejfie zostawił dla Arka kolejny raport, wykonany metodą zastosowaną przy opisie życia Kmity na emigracji. Tym razem podał szczegóły na temat Rafała Wawrasza, smutny przebieg jego życia z dramatycznym finałem. To pozwala Luboszowi sądzić, że w całej sprawie dotyczącej Sylwii i obcych osób znalezionych w samochodzie jest drugie dno, bardziej złożone, niż może się wydawać.
– Arek, do cholery, dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?!
– Bo nie było kiedy.
– Bo wolałeś chlać.
– Uspokój się. Mówię o tym teraz i to powinno ci wystarczyć.
– Jasne…
– Marcela, nie obrażaj się. Mam te zapiski w mieszkaniu. Podrzucę ci, przeczytasz, wyciągniesz swoje wnioski.
– I to jak najszybciej. Rozumiesz? Krótkowski jest w tym umoczony po uszy. Trzeba w końcu poukładać te puzzle.
– Szukamy go. Gość rozpłynął się w powietrzu.
– To tak jak Trewski. To wszystko musi się wiązać.
– Powiedzmy…
– Ale wracając do Krótkowskiego. Według ciebie, dlaczego zostawił ci dziennik?
– Może chciał mnie naprowadzić? Może chce odkupić swoje winy i dlatego zniknął?
– To wydaje się sensowne.
– Ktoś mógł mu pomóc zniknąć.
– Brzmi jeszcze bardziej przekonująco.
– A może to są jakieś bujdy na resorach? Całe pierdolone raporty wyglądające jak baśnie z tysiąca i jednej nocy. Celowo może wprowadzać nas w błąd.
– Za dużo znaków zapytania.
Wracają do posiłku. Marcela zastanawia się jeszcze nad zamówieniem ciasta, ale rezygnuje, mając na uwadze brak czasu na ćwiczenia fitness. Jest wściekła na Arka, że nie wtajemniczył jej w szczegóły ostatniego znaleziska – nowego raportu detektywa Krótkowskiego, ale nie potrafi długo się złościć na tego faceta. Chce mu pomóc, dlatego proponuje coś, co zaskakuje ją samą:
– Może wprowadzisz się do mnie? Po co mieszkasz w tej norze?
– To miejsce przypomina mi o człowieczeństwie.
– Że co?
– Wszystko marność.
– Dobra, Arek, przestań chrzanić i mów poważnie.
– Jak mam się do ciebie wprowadzić? Twoja… koleżanka? Nie za bardzo mnie lubi.
– To fakt, z Igą byłby problem. Ale nie ma jej często.
– Ale wraca do ciebie na noc. I tutaj widzę największy zgrzyt.
– Jakoś się mną podzielicie. – Uśmiecha się zalotnie.
– To nie jest normalne.
– Nie sądziłam, że jesteś takim konserwatywnym zgredem.
– Właśnie tak. Bóg, honor, ojczyzna.
– Taa… Na pewno.
Arek zaczyna odzyskiwać swoje specyficzne poczucie humoru. To dobrze wróży – myśli Marcela. Nigdy nie wie, kiedy Lubosz tak naprawdę żartuje, a kiedy mówi poważnie. Ale właśnie to jest dla niej bardzo ujmujące. Martwi ją jednak, że Arek używa żartów jako tarczy, skorupy, która chroni go przed uzewnętrznieniem prawdziwych emocji. By nie pokazać, że w środku nosi lęk.
5
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Nazywam się…
– Wiem. Czytałem na tabliczce.
– Ach tak… Rozumiem. A jak mnie pan znalazł?
– Nie będziemy mówić sobie po imieniu? Jak w amerykańskich filmach?
– Przejdziemy do tego.
– Czyli na razie oficjalnie…
– Dopiero się poznajemy. Chciałabym, aby najpierw wypełnił pan kartę.
Szelest papieru.
– To konieczne?
– Takie są procedury. Ale możemy to zrobić później. Jednak będę potrzebować danych i odpowiedzi na ten krótki wywiad.
– Dlaczego?
– Skonfrontuję to z naszą rozmową. Taką mam pracę i takich używam metod.
– Nie zrobi pani dla mnie wyjątku?
– W jakim