Pokusa ZŁA. M. Robinson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: M. Robinson
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 9788378897699
Скачать книгу
jesteś skurwielką bez serca, która nigdy nie odzyska kutasa mojego brata.

      – Christine…

      Uśmiechnęła się i poklepała mnie po głowie.

      – Tylko się z tobą droczę.

      Noc przebiegała spokojnie. Wszyscy świetnie się bawili, tylko nie ja. Nie mogłam przestać myśleć o Landonie.

      Impreza dobiegła końca i trzeba było zapłacić firmie cateringowej.

      – Przepraszam, ale nie mogę znaleźć czeku, który zostawiła mi mama. Proszę dać mi minutkę. Spróbuję znaleźć w książeczce czekowej taty.

      Zgodzili się, więc weszłam do gabinetu taty. Grzebałam w biurku i papierach, ale bez skutku. Szukałam wszędzie i nie mogłam go znaleźć. Już miałam dzwonić do taty, gdy przypomniałam sobie sejf, ukryty za obrazem Picassa. Po kilku próbach odblokowałam go, zgadując kod. Była nim rocznica ślubu moich rodziców.

      Jak uroczo…

      Otworzyłam go i zaraz na wierzchu znalazłam czeki. Wtem moją uwagę przykuł metaliczny napis. Sięgnęłam w tamtą stronę, wyciągając wizytówkę, której nie znałam. Czarna, ze srebrnym napisem VIP. Na drugiej stronie znalazłam jeszcze numer telefonu i adres, nic więcej.

      – Dziwne. – Odłożyłam wszystko na miejsce tak, jak zastałam.

      Zapłaciłam firmie i odjechali. Dom wciąż był pełen ludzi i starałam się miło spędzić z nimi ten czas, lecz nic nie mogłam poradzić na to, że moje myśli wciąż wracały do tajemniczej wizytówki. W końcu przeprosiłam wszystkich i wyszłam przed dom, gdzie mogłam pobyć sama w ciszy. Sięgnęłam do tylnej kieszeni po komórkę i wyszukałam w Google: VIP.

      To, co znalazłam, na zawsze zmieniło moje życie…

      W każdym znaczeniu tego słowa.

      Piękne kobiety…

      Towarzystwo…

      Nocne motyle…

      Telefon wyślizgnął mi się z dłoni. Gdy go podniosłam, wpatrywałam się w pęknięty ekran ze zdjęciem mojej rodziny. Ironia nie przestała mnie prześladować.

      Pobiegłam.

      Chwyciłam kluczyki i odjechałam.

      Zostawiłam imprezę.

      Zostawiłam przyjaciół.

      Zostawiłam rodzinę.

      Pojechałam do jedynego miejsca, które mogło mnie ocalić, do jedynej osoby, przy której czułam się bezpiecznie.

      Landon.

      Było późno i nie chciałam go obudzić. Pragnęłam wślizgnąć się do jego łóżka, w jego ramiona, aby znów mnie objął i wyszeptał, że wszystko będzie dobrze, powiedzieć, że go kocham i chcę z nim być. Że zawsze chciałam. Wszystko się zmieniło, nie musiałam być taka jak moi rodzice, mogłam być szczęśliwa, mieć własne życie, własne doświadczenia i decyzje. Nie pozwolę na to, by ich wybory dłużej wpływały na moje uczucia.

      Jechałam z duszą na ramieniu i z żołądkiem podchodzącym do gardła. Znalazłam ukryty pod donicą klucz i weszłam do środka. Przekradłam się cicho po schodach w stronę jego sypialni i wówczas to usłyszałam.

      Nie był sam.

      Po raz drugi w moim krótkim życiu patrzyłam, jak inny mężczyzna, którego kochałam ponad wszystko – z całego serca – pieprzy na moich oczach inną kobietę. Potrząsnęłam głową, chcąc uwolnić się od wspomnień, lecz nie mogłam.

      Wszyscy byli tacy sami.

      Nawet Landon.

      Jakby mnie wyczuwając, chwilę później spojrzał w moją stronę. Był kompletnie zaskoczony. Przez te kilka sekund na jego twarzy pojawiła się cała gama emocji, dokładnie takich, jakie i ja odczuwałam.

      Cofnęłam się.

      – Cholera, Brooke! – krzyknął, wyciągając z niej mokrego kutasa.

      – Landon! – wrzasnęła na niego. – Kto to jest?

      – Ona nie wie, kim jestem? – Uśmiechnęłam się.

      – Oczywiście, że nie! Co tu robisz? Jestem jego dziewczyną.

      To było niczym kula w serce. Moja miłość do niego rozprysła się po ścianach pokoju, spływając wraz z moją dumą i godnością.

      – Przepraszam… Ja nie… Ja nie… Lepiej pójdę. – Uciekłam stamtąd tak szybko, jakby się paliło.

      Chwycił mnie w pasie, gdy byłam zaledwie kilka centymetrów od samochodu. Odwróciłam się i uderzyłam go – za wszystko, co tylko mogło przyjść mi na myśl.

      Uderzyłam go, jakby był moim ojcem.

      Uderzyłam go, jakby był moją matką.

      Uderzyłam go, jakby był uosobieniem słów „kocham cię”.

      Uderzyłam go tak mocno, jak go nienawidziłam.

      Uderzyłam go za każdy ból, jaki widziałam i jakiego byłam świadkiem.

      Uderzyłam go za wszystkie emocje wyciekające ze mnie niczym krew.

      Uderzyłam go, jakby był moim największym wrogiem.

      Uderzyłam go za każde kłamstwo i oszustwo.

      Uderzyłam go za każde „kocham cię”.

      Uderzyłam…

      Uderzyłam Landona.

      – Jezu, uspokój się! – ryknął, łapiąc mnie za nadgarstki i unieruchamiając na masce samochodu. Stanął między moimi rozłożonymi dla równowagi nogami, trzymając moje ręce w dole tak, że nie mogłam się ruszyć.

      – Pierdol się! Ach, zaraz, już z nią to robiłeś. Landon! Ty cholerny kłamco! Mówiłeś „kocham cię, jesteś jedyna, proszę, bądź ze mną”. Mówiłeś „moja bratnia duszo”. Wszystko to cholerne kłamstwa! Jesteś taki jak mój ojciec. Wiedziałam! Wiedziałam, że nie mogę ci ufać! – Splunęłam z wściekłością.

      – To nieprawda. Chciałem być z tobą przez bite dwa lata, dwa lata, Brooke! To ty mi powiedziałaś, żebym odpuścił, to ty mi powiedziałaś, że mnie nie kochasz! Ty! Nie ja! TY!

      – Jakoś nie zajęło ci dużo czasu, by znaleźć kogoś innego. Co? Tak łatwo mnie zastąpić? Taką jedyną i wyjątkową? Jesteś pieprzonym kłamcą! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię tak bardzo, bo uwierzyłam w ciebie. Sprawiłeś, że ci zaufałam!

      – O Boże, Brooke, uspokój się. – Próbował kontrolować moje szamoczące się ciało.

      – Odejdź, po prostu idź do swojej dziewczyny. Założę się, że trzymałeś ją na boku przez cały czas, co? Założę się, że zawsze była jakaś druga kobieta! Pieprzony kłamca!

      – Jeśli się nie uspokoisz, to zaraz…

      – No co? Złamiesz mi serce? Już to zrobiłeś, kłamco!

      – Nie zamierzam tu stać i bronić się przed tobą. To nie przeze mnie, tylko przez ciebie. Nie jestem twoją pieprzoną zabawką, Brooke. Żyję swoim życiem, bo tak mi kazałaś. Pamiętasz ten dzień na plaży? Płaszczyłem się u twoich stóp, jak zawsze, a ty, jak zawsze, mnie odrzuciłaś. A teraz przychodzisz do mnie z tym gównem! Ty chyba, kurwa, żartujesz? – Odepchnął mnie i się odsunął.

      Zadrżałam od adrenaliny, pochylając głowę w bólu i poczuciu straty.

      – Nie wierzę… Nie wierzę… Przyszłam powiedzieć ci, że… – W końcu spojrzałam na niego,