– Nick – poprawił zdecydowanie. – Powinniśmy przejść na ty. Jest pani dzisiaj moją dziewczyną, więc pan Scarpelli nie przejdzie. – Wjechał do poziemnego garażu pod eleganckim starym apartamentowcem.
– Tutaj mieszkają twoi rodzice? – zapytała, żeby zmienić temat.
– Sprowadzili się ponad piętnaście lat temu. – Zaparkował wóz i wyprowadził ją na klatkę schodową. – Ojciec zmarł, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. Mama wszyła potem za mąż jeszcze dwa razy.
– Jesteś najstarszy z rodzeństwa?
– Tak, i mam dwóch braci. Rick jest współwłaścicielem mojej gazety. Zajmuje się reklamą i sprzedażą, a ja zarządzam całą redakcją. Najmłodszy z nas, Marc, to czarna owca w rodzinie. Próbuje sił w biznesie na własną rękę. Chce być niezależny, ale liczmy na to, że kiedyś do nas dołączy.
– Wasze pismo jest naprawdę dobre – przyznała niechętnie. – To jedyny periodyk finansowy, jaki jestem w stanie czytać.
– Co ci się podoba w mojej gazecie? – zainteresował się, gdy wsiedli do windy.
– Głównie to, że rozumiem, o czym czytam. Artykuły o fuzjach, reorganizacjach i bankrutujących przedsiębiorstwach są fascynujące, zwłaszcza że skupiacie się na czynniku ludzkim, a nie wyłącznie na liczbach, statystykach i suchych faktach.
– Taka pochwała z twoich ust to nie byle co. – Przyjrzał jej się uważnie. Prawdopodobnie pierwszy raz od początku znajomości. – Do dziś nigdy mi się nie podobały blondynki ubrane na biało – stwierdził bez związku. – Ta kiecka jest wyjątkowo seksowna. W każdym razie na tobie – dodał z naciskiem.
Serce wywróciło jej w piersi koziołka. Potem oblała się gorącem i zaczęło jej brakować powietrza. Nie mógł nie zauważyć tak gwałtownej reakcji: szeroko otwartych oczu i palców kurczowo zaciśniętych na torebce.
– Nie dziw się tak – odezwał się z uśmiechem, ujmując ją pod ramię. – Chciałem tylko trochę poćwiczyć, żebyśmy płynnie weszli w role. Wyglądasz, jakbyś się mnie bała. Odpręż się.
– Próbuję, ale jesteś trochę duży i…
Pochylił się, żeby powiedzieć jej coś do ucha.
– Chcesz się przekonać, jak duży? – szepnął dwuznacznie i roześmiał się na widok jej rozdziawionych ust. Zamierzała się odsunąć, ale objął ją ramieniem i przycisnął sobie do boku. – Będę się z tobą świetnie bawił – mruknął, gdy szli przez korytarz. – Ile ty właściwie masz lat, co? Nie chciałbym, żeby ktoś mnie oskarżył o molestowanie nieletniej.
– Bez obaw, nie pozwolę ci się molestować – odpaliła ostro. – A mój wiek to nie twoja sprawa.
Nim zdążyła się wyrwać, chwycił ją za podbródek i pocałował mocno w usta.
– Teraz na pewno wyglądasz jak moja dziewczyna – stwierdził z satysfakcją, spoglądając w jej pociemniałe źrenice.
Kiedy zadzwonili do drzwi, otworzyła im drobna ciemnowłosa kobieta w podeszłym wieku. Przytuliła Nicka i wymieniła z nim kilka zdań po włosku, a potem uśmiechnęła się serdecznie do Jolany, która wciąż próbowała uspokoić przyspieszony oddech i opanować rumieniec.
– Dzień dobry, jestem matką Nicka. Masz na imię Jolana, prawda? Śliczna z ciebie dziewczyna. Gdyby nie te cudne jasne włosy, mogłabyś uchodzić za Włoszkę.
– Moja babcia była Włoszką.
Starsza pani wyraźnie się rozpromieniła.
– Tak, to od razu widać po oczach. Tylko Włoszki mają takie ciemne i ogniste oczy. Zapraszam do środka, poznasz resztę rodziny. – Pociągnęła ją za sobą w głąb mieszkania. – Paolo, mój mąż – przedstawiła wysokiego szczupłego mężczyznę z siwymi włosami.
– Bardzo mi miło, Jolana.
– A to mój najmłodszy syn, Marcello. Marc! Chodź się przywitać z dziewczyną Nicka!
Z dziewczyną Nicka… Jo poczuła na plecach dreszcz i uśmiechnęła się niepewnie do Marcella, który uścisnął jej rękę na powitanie. Wyglądał na jej równolatka. Był niesamowicie przystojny i czarujący, a mimo to nie mógł równać się Domenikiem.
– Nick, oprowadź Jolanę – poleciła matka. – Ja muszę zajrzeć do kuchni. – Uśmiechnęła się szeroko, kiedy nazwał ją dyktatorką, po czym zniknęła w holu.
– Masz bardzo miłą rodzinę – zauważyła szeptem Jolana.
– Aż boję się zapytać, czego się po nich spodziewałaś. – Gdy zbliżyli się do grupki osób w jego wieku, wyraźnie spochmurniał i znów był spięty.
– Nick! – zawołała z entuzjazmem piękna brunetka, która właśnie podeszła do nich, żeby się przywitać. Jej smutne czarne oczy spoczęły na dłuższą chwilę na Domenicu. – Twoja nowa dziewczyna? – spytała, zerkając na Jolanę. – Jest… bardzo ładna – dodała z wymuszonym uśmiechem.
– Jolana Shannon, bardzo mi miło – przedstawiła się Jo. Z jakiegoś powodu zrobiło jej się żal znajomej Scarpellego. Uśmiechnęła się życzliwie, jakby chciała dodać jej otuchy.
– Margery Simon. A to mój mąż, Andrew.
Wysoki blondyn u boku Margery skinął głową Jolanie i popatrzył z niechęcią na Nicka. Potem odwinął się na pięcie i odszedł na bok.
– Drew nie jest zbyt towarzyski – usprawiedliwiła go żona. – Nie przepada za imprezami. Wybaczcie… – Zrobiła zbolałą minę i poszła za mężem.
Jo zauważyła, że Andrew trzyma do połowy opróżnioną szklankę szkockiej. Najwyraźniej nie był to jego pierwszy drink tego dnia.
Scarpelli przyglądał mu się bez cienia sympatii.
– Długo są małżeństwem? – zagadnęła, gdy para wyszła do jadalni.
– Dziesięć lat. Byłem drużbą na ich ślubie.
– Margery wydaje się bardzo miła. Współczuję jej.
– Jemu nie? – zapytał z zaciekawieniem.
– Wygląda mi na faceta, który sam uwielbia się nad sobą użalać – odparła po namyśle. – Więc raczej nie potrzebuje cudzego współczucia. Poza tym kogoś mi przypomina.
– Kogoś z przeszłości?
– I to zamierzchłej. Stare dzieje, nie warto o nich mówić.
Nie zapytał o nic więcej, ale sądząc po tym, jak jej się przypatrywał, miał ochotę drążyć temat. Na szczęście nie było na to czasu.
Poznała jeszcze kilka osób, w tym parę, która się zaręczyła, a potem usiedli z resztą gości do stołu.
Podano wyłącznie tradycyjne włoskie dania. Jedzenie było wyśmienite, tak dobre, że Jolana zjadła znacznie więcej niż zwykle. Niewiele brakowało, a nie zmieściłoby jej się przepyszne cannoli, które pojawiło się na deser.
Kiedy po posiłku wrócili do salonu na kawę i drinka, przypadkiem znalazła się na kanapie obok Margery. Pozostali rozmawiali w grupkach rozproszonych po całym pokoju.
– Od dawna znasz Nicka? – zainteresowała się Margery. Jej lekki ton nie zdradzał większych emocji, za to palce zaciskały się kurczowo na szklaneczce brandy.
– Czasem