Barwy miłości. Diana Palmer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Серия: GWIAZDY ROMANSU
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-5522-6
Скачать книгу
niemal natychmiast rozległ się interkom, a portier poinformował ją, że na dole czeka „pan Scarpelli”. Zdziwiona i odrobinę zaniepokojona, poprosiła, żeby przysłał go na górę.

      – Co powiesz na lunch? – zapytał chwilę później Nick, szczerząc zęby w uśmiechu. – Może jakiś dobry stek w eleganckiej knajpie?

      Nie zdołała się powstrzymać i odpowiedziała uśmiechem. Wyglądał bardzo „europejsko” w drogich ciemnych spodniach, białym golfie i zamszowej marynarce. Wiedziała, że nie powinna cieszyć się na jego widok, ale nie mogła nic na to porodzić.

      Obejrzał ją od stóp do głów, zatrzymując wzrok na szarych spodniach i wzorzystej bordowej koszuli.

      – Ładnie wyglądasz – mruknął z uznaniem. – Ale weź jakieś okrycie. Jest chłodno.

      Włożyła sztruksowy żakiet, zabrała torebkę i wyszła za nim na korytarz.

      – Musimy iść do wykwintnej restauracji? – zapytała w drodze do windy. – W tym stroju pasuję bardziej do McDonalda.

      – Więc twoim zdaniem McDonald nie jest wystarczająco wykwintny? Wstydziłabyś się.

      Roześmiała się mimo woli.

      – Wybacz, zapomniałam, że to nasz produkt narodowy. Miałeś się do mnie odezwać dopiero za kilka dni.

      – Nie mógłbym ci tego zrobić. Bałem się, że będziesz tęsknić i wypłakiwać za mną oczy.

      Potrząsnęła głową. Pokazał jej się dziś z całkiem innej strony. To już nie był ten sam mrukliwy i arogancki typ, na którego wpadła kilka dni temu pod domem. Nowe oblicze Domenica Scarpellego bardzo jej się podobało.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      W towarzystwie Nicka nawet zwykły lunch w fast foodzie mógł się okazać niecodziennym przeżyciem. Przekonała się o tym dość szybko. Przede wszystkim nie zamykały mu się usta, co w jego przypadku było co najmniej dziwne. Nawet kiedy jedli, cały czas coś jej opowiadał. Już dawno nie słyszała tylu zabawnych anegdot naraz.

      – Zachowujesz się zupełnie inaczej niż na początku – zauważyła lekko oszołomiona. – Gdzie się podział gbur, z którym zderzyłam się na ulicy?

      Wzruszył ramionami.

      – Ja też źle cię oceniłem. Cóż, pozory mylą. – Przyjrzał jej się znad filiżanki. – Naprawdę jesteś taka niewinna i niedoświadczona, na jaką wyglądasz?

      Wzruszyła ramionami.

      – Bo ja wiem? Przypuszczam, że tak. Sparzyłam się na samym początku, a potem trudno mi się było otrząsnąć. Miałam tylko osiemnaście lat i pierwszy raz naprawdę się zakochałam. – Westchnęła smętnie. Nie lubiła wspominać tego związku. – Był ode mnie znacznie starszy. Miał trzydzieści dwa lata, pracował jako handlowiec i często przychodził do restauracji, w której pracowałam. Reszty się domyślasz. Dałam się nabrać na piękne słówka i przestałam trzeźwo myśleć. Dopiero po tym, jak zaciągnął mnie do łóżka, pokazał prawdziwą twarz. Bardzo szybko dowiedziałam się, że jego stosunek do kobiet, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. I zrozumiałam, dlaczego jeszcze nie jest żonaty. – Poprawiła się nerwowo na krześle. – Możemy zmienić temat?

      – Bardzo cię skrzywdził?

      – Owszem. – Zaśmiała się gorzko. – Na tyle, że następnego dnia wyprowadziłam się do innego mieszkania, żeby nie mógł mnie znaleźć. Uciekłam i zaczęłam leczyć złamane serce. Najgorsze jest to, że autentycznie się w nim zakochałam. Niestety tacy jak on nie są zdolni obdarzyć nikogo prawdziwym uczuciem, ale wtedy jeszcze tego nie rozumiałam. Czułam się skrzywdzona i odrzucona. Wydawało mi się, że to koniec świata. Cóż, w tak młodym wieku zapewne miłość boli o wiele bardziej, niż kiedy jest się nieco dojrzalszym…

      – Miłość boli w każdym wieku – stwierdził z niewesołym uśmiechem. – Wiem coś o tym – dodał, unosząc do ust filiżankę. – A potem? Dałaś sobie spokój z facetami?

      – Zdarza mi się pójść czasem na niezobowiązującą randkę, ale nie dowierzam własnej intuicji i jestem bardzo podejrzliwa. – Jeszcze zanim skończyła mówić, zaczęła się zastanawiać, dlaczego zaufała właśnie jemu. Zazwyczaj nie zwierzała się nikomu z tak intymnych szczegółów.

      – Ile masz lat? – drążył uparcie.

      – Dwadzieścia siedem.

      Zmarszczył brwi.

      – Rozumiem, dlaczego nie chcesz się zaangażować, ale jeśli będziesz zwlekać zbyt długo, w końcu może zrobić się za późno. Nie chcesz wyjść za mąż? Założyć rodziny?

      – Nie – odparła bez namysłu. – W każdym razie nie teraz. Na razie życie podoba mi się takie, jakie jest.

      – Czyli jakie? W próżni? Bez prawdziwej przystani?

      – Lepsze to niż złamane serce.

      Zamyślił się i przestał zwracać na nią uwagę, jakby pogrążył się w bolesnych wspomnieniach i na moment zapomniał o jej istnieniu. Ocknąwszy się raptownie, jednym haustem dopił kawę.

      – Chodź. Przejdziemy się.

      – W taką pogodę? Chcesz, żebyśmy zamarzli na śmierć?

      – Nie przesadzaj, jest dość ciepło jak na styczeń, a spacery są dobre dla zdrowia.

      – Wyglądam, jakbym miała kłopoty ze zdrowiem?

      – Lepiej nie pytaj. – Uprzątnął stolik i uśmiechnął się nieznacznie. – Mógłbym rozprawiać o twoim wyglądzie przez pół dnia.

      – Aż tak ze mną źle? – Westchnęła. – Pewnie dlatego, że ostatnio za dużo pracuję. Jadam o dziwnych porach, zarywam noce…

      – Nie to miałem na myśli. – Kiedy wstała, przysunął się i spojrzał na nią z góry. Z tak bliska wydawał się odrobinę onieśmielający. – Wyglądasz wspaniale – szepnął jej do ucha. – Olśniewająco.

      Zajrzała mu w oczy i zaniemówiła z wrażenia. Jego pociemniałe źrenice błyszczały jak onyksy. Przerażona, a zarazem podekscytowana pomyślała, że jego zmysłowy męski urok jest wyjątkowo niebezpieczny. Gdy tak na nią patrzył, miękły jej kolana i oblewał ją żar. Wpatrywała się w Nicka jak zahipnotyzowana. Nie potrafiłaby się ruszyć, nawet gdyby od tego zależało jej życie.

      – Zaczynam dziękować Bogu, że kazał ci wtedy na mnie wpaść. Fascynujesz mnie.

      Zabrakło jej tchu. Nie była zachwycona tym, że tak intensywnie reaguje na jego bliskość. Czuła się obnażona i kompletnie bezbronna.

      Odsunęła się pospiesznie i ruszyła przed siebie.

      – Idziemy? – rzuciła przez ramię. – Podobno chciałeś się przejść?

      – Może miałabyś ochotę obejrzeć moje biuro?

      Zapomniała o nerwach i odwróciła się na pięcie, posyłając mu szeroki uśmiech.

      – Naprawdę?!

      Jej entuzjazm wyraźnie go zaskoczył.

      – To tylko zwykła redakcja. Nic nadzwyczajnego.

      – Wiem, ale nigdy nie byłam w miejscu, w którym powstaje gazeta.

      Odwzajemnił jej uśmiech.

      – A ja nigdy nie spotkałem kogoś, kto tak bardzo chciałby zobaczyć takie miejsce.

      – Mam tak od dziecka – oznajmiła beztrosko,