Ja tego nie wiem. W końcu jestem tylko diakonisą w szpitalu, prawda? Pewnie powinien pan wrócić do jednostki, panie poruczniku. Pan to wie lepiej ode mnie, że powinien pan wrócić do jednostki. Inaczej to będzie dezercja, prawda?
Przecież cesarz abdykował. Ja ślubowałem cesarzowi, a cesarz abdykował, po co mam wracać?
Na razie uciekł do Holandii, aktu abdykacji niby nie ma, no ale wiadomo, że na to samo wychodzi. To niech pan do domu wróci. Gdzie jest pański dom?
Ja nie mam domu, siostro.
To dziwne, przecież jest pan oficerem. No ale to nie moja sprawa. Zostawię pana, żeby mógł się pan ubrać. Naprawdę nie ma pan domu? Nie czeka na pana matka, żona, narzeczona? Skąd pan jest?
Aus Oberschlesien. Ze Śląska.
I nawet tam nikt na pana nie czeka, Herr Leutnant?
Nikt, siostro.
To wie pan co, panie poruczniku. Ja pana jakoś polubiłam. Niech pan pójdzie do mojej siostry, prowadzi małą knajpę przy Elisabethstraße 15, na rogu z Kleine Frankfurterstraße, nazywa się Pilsator-Eck, tak jak tutejsze piwo, Pilsator. To niedaleko prezydium policji. Może panu pomoże. A na pewno pana nakarmi. Bo tutaj, w szpitalu, to mówiąc szczerze, nie ma już nic do jedzenia. Tylko niech pan uważa, bo tam często policjanci wpadają na piwo i coś zjeść.
A dlaczego miałbym uważać na policjantów?
Nie wiem, ale niech pan uważa. Niech pan się tam na mnie powoła. Moja siostra nazywa się Greta Nowotny, ja jestem Stefanie Panzenböck.
Czemu pani to robi? – pytam.
Diakonisa uśmiecha się, mówi, że jest jej mnie żal. A pani siostra czemu miałaby mi pomóc…? Bo miała chłopa z Górnego Śląska, rozumie pan. Z Szarleja, czy jakoś tak. Ewald mu było, Ewald Nowotny. Mieszkali w Bochum, potem, jak on jej na wojnie zginął, w 1916, to Greta wróciła do Berlina, mieszka w Wedding i prowadzi tę knajpę w Mitte.
I dlatego miałaby mi pomóc, że jej mąż był z Szarleja, a ja, jak on, jestem ze Śląska?
No jak się chce komuś pomóc, to każdy powód jest dobry, prawda? Niech się pan trzyma, poruczniku.
Podaje mi dłoń, odwraca się, wychodzi.
Ściągam z siebie szpitalną koszulę, staję nagi, w okiennej szybie widzę swoje odbicie. Jestem bardzo chudy i bardzo blady. Wystają mi wszystkie żebra, brzuch mam zapadnięty, wystają mi nawet kości miednicy.
Wtedy, cztery lata temu, siedziałem naprzeciwko ciebie, Agnes, ważyłem pewnie jakieś dwadzieścia kilogramów więcej niż teraz, miałem nawet trochę brzucha, ładnie zaokrąglającego kamizelkę, bo na moich wrocławskich stancjach jadło się może niezbyt wyszukanie, ale dużo i dobrze, tłusto. Choć dobrze wyglądałem, wreszcie jak mężczyzna, nie jakiś wątły niczym przecinek mikrus, zapuściłem nawet pierwszy niemłodzieńczy wąs, to i tak czułem się głupio w swoim letnim garniturku, z tym winem i kwiatami.
Zapytałaś w końcu, co mnie do ciebie sprowadza. Dopiero wtedy ośmieliłem się odezwać. Wyjaśniłem, że wybieram się na wojnę, na ochotnika, i że chciałem cię jeszcze zobaczyć. Zanim pójdę. Parsknęłaś śmiechem, a ja zwinąłem się w sobie z bólu.
Spoważniałaś nagle i zapytałaś, czy zalecam się do jakichś kobiet, czy raczej wybrałem bycie ci wiernym.
To zabolało jeszcze bardziej, podwójnie. Po pierwsze, ze względu na pierścionek zaręczynowy na twoim palcu, po drugie i przede wszystkim dlatego, że wiedziałaś przecież, wiedziałaś, że byłem ci wierny.
Może i chciałem nie być, ale żadna z prostych dziewcząt, jakie zdarzało mi się spotykać we wrocławskich studenckich knajpach, żadna szynkarka, ulicznica ani żadna z dziewcząt w mieszczańskich domach, w których zdarzało mi się udzielać korepetycji, żadna, żadna, żadna nie mogła w niczym równać się z tobą, Agnes. Kiedy patrzyłem na nie, czasem nawet zauważając z ich strony cień afektu, wtedy zaraz stawała mi przed oczami twoja jaśniejąca twarz, Agnes, i natychmiast czułem do nich tylko wstręt. Do nich, ale jeszcze bardziej do siebie za to, że mogłem w ogóle pomyśleć o innej kobiecie niż ty, Agnes, skoro przecież zdecydowałem kiedyś, dawno temu, że istnieję tylko dla ciebie.
Byłem twój, Agnes, i tylko twój mogłem być, a ty nie byłaś i nigdy nie będziesz moja.
Odpowiedziałem więc zgodnie z prawdą, iż wiesz dobrze, że byłem ci wierny, że wiesz to nawet lepiej, niż ja mogę wiedzieć. I że twoje pytanie bardzo mnie dotyka. Tym bardziej że wiem, iż po to właśnie pytasz, aby mnie tym dotknąć, do żywego.
Wtedy nagle złagodniałaś, uśmiechnęłaś się przyjaźnie, a ja po tych wszystkich latach potrafiłem już doskonale rozpoznawać najdelikatniejsze drgnienie twoich emocji i te rzadkie chwile ciepła zauważałem natychmiast, łaknąłem ich, jakbym łaknął wody na Saharze i schronienia wśród polarnej zamieci, bo tak były dla mnie cenne, równie cenne co rzadkie. To ulotne ciepło, które dla mnie miałaś, Agnes, było wszystkim, co dobre i szczęśliwe w moim życiu, koiło jak pierwsze krople deszczu spadające na spaloną słońcem ziemię, jak oddech po wynurzeniu się spod wody.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.