1. Ja, syn ludu pracującego, obywatel Republiki Rad, przybieram miano żołnierza armii proletariackiej […] 3. Zobowiązuję się surowo i bezwzględnie przestrzegać dyscypliny rewolucyjnej i bez słowa protestu wykonywać wszelkie rozkazy dowódców […] 4. Zobowiązuję się wstrzymywać się sam, jako też powstrzymywać towarzyszy swych od postępków, które uwłaczać i poniżać by mogły godność obywatela Republiki Rad […] 6. Jeśli złą wolą powodowany złamię niniejsze me zobowiązanie uroczyste, niech mnie spotka pogarda ogólna, ukarze mnie sroga ręka prawa rewolucyjnego.
W jakim stopniu uroczyste zobowiązanie było przestrzegane, to już zupełnie inne zagadnienie.
„Utworzenie armii to dla nas sprawa życia i śmierci” – pisał Lew Trocki i trudno się z nim nie zgodzić, gdyż po pierwsze, ochotnicze Czerwone Gwardie z pewnością nie gwarantowałyby sukcesu w walce z białymi. Po drugie, armia regularna miała być konieczna do wsparcia rewolucji komunistycznych w Europie, które – jak wierzono w Moskwie – niebawem wybuchną. Po trzecie, była potrzebna, aby w jej ramach tworzyć formacje bojowe składające się z przedstawicieli narodów zamieszkujących państwo rosyjskie, takich jak narody kaukaskie, fińskie, łotewskie, estońskie, białoruskie, ukraińskie, litewskie oraz polskie. Miały one stać się podstawą siły zbrojnej przyszłych quasi-państw rządzonych przez bolszewików w ramach federacji sowieckiej.
Nie powstały jednak oddziały chińskie w Armii Czerwonej, aczkolwiek polscy żołnierze i oficerowie stale o nich pisali, co wynikało z tego, że Chińczykami nazywali żołnierzy pochodzenia wschodnioazjatyckiego, nie rozróżniając Tadżyków, Jakutów, Turkmenów, Uzbeków, Kazachów, Kirgizów, Mongołów i tak dalej. „Dwie dywizje Chińczyków na Polesiu biją się dobrze i zacięcie” – raportował 22 czerwca 1920 roku major Kazimierz Świtalski, przyszły premier. Wojska sowieckie „od dłuższego już czasu zasila rasa żółta. Niewybredny Chińczyk, który gotów jest najuczciwiej służyć każdemu, kto go nakarmi i opłaci […]. Posłuszny jest i ma pogardę śmierci, a do tego nie zna uczucia litości […]. To też osławieni męczyciele. Kaci z czeki [sic!] przeważnie rekrutują się z Chińczyków” – pisał 14 lutego 1920 roku „Świat”.
Wraz z powołaniem Armii Czerwonej zaczęła się dyskusja, jaki charakter powinno mieć nowe wojsko. Wykrystalizowały się dwa stanowiska. Jedni uważali, że AC powinna być rodzajem ideowej milicji, a decydującą w niej rolę winni odgrywać komisarze, którzy mieliby prawo karania niefortunnych dowódców, a nawet skazywania ich na śmierć. Oparciem dla nich byłyby rady żołnierskie. Takie stanowisko zajęli między innymi Józef Stalin, Klimient Woroszyłow, Iwan Smirnow, którzy tworzyli tak zwaną opozycję wojskową. Zwolennicy drugiego stanowiska twierdzili, że wzorce wyniesione z Czerwonych Gwardii trzeba połączyć z tradycjami armii rosyjskiej. Na czele Armii Czerwonej nie mogą stać młodzi rewolucjoniści, pełni wiary i zapału, ale nieznający sztuki wojennej. Należy zatem przyjąć do służby carskich oficerów, poddając ich kontroli. I ten drugi pogląd forsowany przez Trockiego zwyciężył. Do jego zdania przychylił się Lenin, który 1 października 1918 roku nakazał dziesięciokrotnie zwiększyć zaciąg do wojska, tak aby wiosną 1919 roku Armia Czerwona liczyła trzy miliony, „by pomóc międzynarodowej rewolucji robotniczej”. Rzeczywiście Rosja stała się „wojennym obozem”. Wprowadzono powszechny pobór. 20 maja 1919 roku zarządzono mobilizację wszystkich byłych, a tym samym doświadczonych żołnierzy armii carskiej z roczników 1889–1898, co pozwoliło prowadzić ich z marszu na wojnę.
23 listopada 1918 roku zgodnie z intencją Lenina i Trockiego nakazano stawić się do wojska wszystkim dawnym oficerom poniżej pięćdziesiątego roku życia oraz generałom poniżej sześćdziesiątego roku życia, pod groźbą surowych kar. Byli i tacy, co w związku z tym nakazem zostali wypuszczeni z więzień i obozów. Dostali szansę i z niej skorzystali. Bolszewicy potrzebowali zawodowych oficerów, a ci środków do życia. Według Richarda Pipesa przez Armię Czerwoną przewinęło się 75 tysięcy oficerów, w tym 775 generałów i 1726 oficerów sztabowych. To oni wygrali wojnę z białymi. Nie zawiedli. Byli zdyscyplinowani i lojalni wobec sowieckiej władzy. W efekcie wśród czerwonych było więcej carskich oficerów niż wśród białych.
We wrześniu 1918 roku powołano Rewolucyjną Radę Wojenną (RRW) Republiki, która kierowała działaniami wojennymi. Podlegała KC Rosyjskiej Komunistycznej Partii bolszewików (RKP[b]), na czele której stał Lenin. Przewodniczył on Biuru Politycznemu (Politbiuru), które było organem wykonawczym KC. RRW kierował w charakterze komisarza obrony Lew Trocki, „prorok rewolucji”. Z zawodu był dziennikarzem, fotografem, filmowcem. Nie miał doświadczenia wojskowego i nie dysponował talentem strategicznym, niemniej potrafił zagrzewać do boju, był mistrzem wojennej propagandy. Jego zastępcą był Efraim Sklanski, lekarz z zawodu, podobnie jak Trocki bez doświadczenia wojskowego, ale grzeszył, również jak jego szef, pewnością siebie.
RRW były podporządkowane rewolucyjne rady wojenne frontów i armii. Armie połączono we fronty. Rosja sowiecka, jak powiadano, nie miała granic, ale miała fronty. Armia Czerwona, nie chcąc wzorować się na tak zwanych armiach burżuazyjnych, odeszła od jednoosobowego kierownictwa wojennego, a zastąpiła je kolektywnym, co powodowało rozmywanie się odpowiedzialności. Rewolucyjne rady wojenne frontów i armii składały się z oficera, oficjalnie nazywanego „specjalistą wojskowym”, oraz z dwóch komisarzy politycznych, którzy kontrasygnowali rozkazy tego pierwszego. Czyli na każdym dokumencie operacyjnym powinny się znaleźć trzy podpisy. Podobnie w dywizjach; w pułkach był jeden komisarz. Niemniej w wypadku porażki, pomimo kontrasygnaty, „specjaliści wojskowi” mogli zostać ukarani. Bywało, że karano też komisarzy.
Trocki z żelazną konsekwencją rozpoczął walkę z biesiadowaniem i libacjami alkoholowymi rosyjskich oficerów. Lecz wygrać jej nie mógł. Tradycje były silniejsze od rewolucyjnej demagogii. Trocki w jednym z wielu identycznych niemal telegramów pisał do Lenina, tym razem na temat żołnierzy Konarmii Budionnego: „grabią, w dowództwie panuje pijaństwo, trzeba zaostrzyć dyscyplinę, skontrolować organizacje partyjne, dowódców i komisarzy winnych rabunku i pijaństwa pociągnąć do odpowiedzialności”. O zaostrzaniu dyscypliny czytamy w licznych rozkazach i telegramach, co świadczyło o ich małej skuteczności.
Pierwszym głównodowodzącym został we wrześniu 1918 roku były carski oficer, czterdziestopięcioletni podpułkownik Joakim Vācetis, Łotysz, ulubieniec Trockiego. Nie cieszył się on jednak zaufaniem przywódców, jak choćby Stalina, który doprowadził do jego odwołania i powołania w lipcu 1919 roku trzydziestoośmioletniego pułkownika Siergieja Kamieniewa. Kamieniew był sprawniejszy od Vācetisa, ale też podobnie jak jego poprzednik nie odznaczał się nadzwyczajną bystrością umysłu i strategiczną wyobraźnią. Nie zyskał autorytetu wśród podwładnych, stąd niejednokrotne przypadki lekceważenia jego rozkazów przez dowódców frontów i armii. Ale przywództwo bolszewickie nie pragnęło, aby głównodowodzący byli charyzmatycznymi osobowościami, gdyż nade wszystko mieli sprawnie wykonywać polecenia władzy politycznej. Obawiano się, że ambitny i zdolny głównodowodzący może przekształcić się w nowego Napoleona.
Kamieniewowi podlegał Sztab Polowy, na czele którego stali dawni carscy generałowie. Każda decyzja Vācetisa, a później Kamieniewa, wymagała zatwierdzenia ze strony RRW. Decydującą rolę w mobilizowaniu żołnierzy do aktywnych działań na wojennych frontach odegrał Trocki, który stale podróżował pociągiem, łącząc izolowane oddziały w jednolitą armię. Centrum dowodzenia usytuowane zostało w pancernym