Teraz ludzie fotografują, ale to było dawno, kiedy nie znano fotografii9.
Ojciec jego też lubił rysować.
Takie są portrety, które malował Ludwik:
Sąsiad, bednarz, staruszek Gaidot (po polsku mówi się Gedo).
Cała rodzina Roch (Rosz): pan Roch, jego syn i dwie córki – Zofia i Lidia.
Młoda pani w białej sukni. Portret zakonnicy staruszki. Obraz dziecka.
Mówili ludzie:
– Będzie malarzem.
Bo pan rejent prosił go o portret, i nawet pan burmistrz.
Nauczycielem rysunków w jego szkole był pan Pointurier (Puętirie).
4
Dobrym kolegą Ludwika był Julek.
Kolega pomaga. Poradzi dobrze, nauczy; można z nim rozmawiać wesoło i poważnie.
Trudno wybrać dobrego kolegę, bo i on szuka i długo wybiera.
Chce być sam, jeżeli nie natrafił na takiego, który mu się podoba.
Sam może się bawić, czytać, rysować, rodzicom pomagać albo bawić się w domu z bratem i siostrą.
Ludwik ma dwie siostry, nie ma brata.
Ważne to, bardzo ważne, jakich ma chłopiec kolegów; i ważne, jakich ma ojciec kolegów.
Ktoś powie: życzliwy sąsiad. Ktoś inny powie: miły gość. Jeszcze inny: przyjaciel. Albo: znajomy, dobry znajomy. Albo: towarzysz młodych lat, towarzysz lat dziecinnych.
Trzech takich dobrych znajomych miał ojciec Ludwika. Przychodzili często do ubogiego domu garbarza.
Pierwszym był pan Dumont (mówi się Dimą), dawny lekarz wojskowy.
Przychodził pogwarzyć o Napoleonie. Rozmawiają o wojnie, o bitwach, o krajach, w których byli.
A młody Ludwik słucha i rysuje.
Mówi doktor o ranach, które nie goją się. Co robić? Mała rana, a człowiek umiera.
Chce doktor wyleczyć chorego, ale nie może.
Są uczone książki, ale i w nich nie znajdzie się rada.
Tak mówi lekarz. Tak się żali.
Ludwik rysuje i słucha uważnie.
Drugim znajomym ojca był pan Mairet (Mere). Ten lubił czytać, zawsze miał książkę w kieszeni.
Opowiada o Francji, o całej wielkiej Francji, o bohaterstwie małego kawałka ziemi francuskiej, gdzie urodził się i on, i ojciec Ludwika, i Ludwik Pasteur.
– My jesteśmy zawsze gotowi, zawsze wierni. Kiedy trzeba, to walczymy szablą, kiedy trzeba – to pracą.
Mały jest ten zakątek ziemi francuskiej, ale szanowany.
Ludwik słucha i rysuje.
Ojciec słucha, sam czasem coś powie, chociaż nie lubi dużo mówić.
Trzecim dobrym znajomym ojca był pan Romanet (czyta się Romane).
Ten był najważniejszy.
Pan Romanet powiedział pierwszy, że młody Ludwik powinien się uczyć.
On pierwszy powiedział:
– Wiem, że twój Ludwik niełatwo uczy się w szkole. Są tacy, którzy lepiej się uczą. Ale Ludwik jest uparty w pracy. On dogoni, przegoni kolegów. Jest cierpliwy, chce umieć i wiedzieć. Trzeba go uczyć, bo szkoda chłopaka.
Pan Romanet wiedział. Mówi się: przewidział. Pan Romanet zgadł.
5
Ważne jest to, jakiego kolegę ma chłopiec; ważne jest, jakiego nauczyciela ma w szkole.
Nauczycielem Ludwika w szkole był pan Renaud (mówi się Reno).
Ludwik jest teraz uczniem, a potem będzie sławnym uczonym. Będzie to dla szkoły radość i duma, i sława. Dla ojca, dla szkoły, dla miasta, dla nauczyciela.
Tak sobie uczył się Ludwik. Nie źle i nie dobrze.
Z historii i z geografii miał dostateczne.
Inne to były czasy. Inna była nauka. Książek było mało.
Nie było książek z obrazkami. Trudno było się uczyć. Trudno było pamiętać, bardzo trudno zrozumieć. Nauczyciel mało wykładał. Kazał czytać i pisać, a starszy chłopiec pilnował. Taki chłopak nazywał się „monitor”.
W bogatych szkołach było lepiej, ale Ludwik chodził do ubogiej szkoły powszechnej.
Nie poznał pan Renaud, jakiego ma ucznia w klasie, bo Ludwik był cichy i mało mówił.
Potem uczył go inny nauczyciel, pan Darlay (Darlej). Ten gniewał się nawet, gdy Ludwik pytał, bo dobrze nie rozumiał.
Trzeba umieć to, co jest wydrukowane. Po co się pytać? Trzeba pamiętać, że jest tak i tak. Nie zawracać głowy.
Za to pan Daunas (Dona) pokazał Ludwikowi, jak należy uczyć. I tak będzie uczył Ludwik, kiedy już sam zostanie profesorem.
A pan Romanet uważnie patrzył, jak Ludwik siedzi w ławce, jak słucha; rozmawia z nim w szkole i w domu, słucha, o co uczeń się pyta.
Cierpliwy uczeń, cierpliwy nauczyciel.
Dobrze poznał pan Romanet Ludwika Pasteura.
Teraz różne miasta mają dobre szkoły. Ale to było dawno. Było to po wielkiej wojnie, kiedy nie można było myśleć o nauce, rodzice pilnowali wtedy, żeby im dziecka nie zabili, żeby nie było głodne. Kto miał czas myśleć o szkole?
Miała Francja różne inne miasta, ale pan Romanet radził i prosił ojca Ludwika:
– Posłać chłopca do stolicy. Niech uczy się w Paryżu.
Nie udało się. Źle poradził pan Romanet. Ojciec lepiej znał syna.
Ale Ludwik pokochał nauczyciela, będzie później posyłał mu książki, które napisze, i w długich listach będzie opowiadał, co robi w Paryżu, co robią inni sławni uczeni.
A pan Romanet powie uczniom w szkole: „Wielki Ludwik Pasteur jest moim uczniem i przyjacielem”.
6
Ojciec lepiej znał syna.
Mówił:
– Paryż za daleko.
Bo nie było jeszcze wtedy samochodów. Nawet we Francji nie było. Do Paryża trzeba było jechać dwa dni i dwie noce. Konie woziły ludzi. Nazywało się to – poczta.
Mówił ojciec, że daleko, a Ludwik kocha rodziców, dom i miasto. A tam, w Paryżu, będzie sam.
Ale jedzie Julek. Julek to przyjaciel Ludwika. Pojadą razem.
Mówił ojciec:
– Trudno mu tam będzie. Niespokojne są duże miasta. Inaczej żyją tam ludzie. Co będzie, jeżeli syn zachoruje?
A pan Romanet:
– Ludwik nie zachoruje. Będzie zdrów. Ma tam szkołę nasz ziomek, dobry pan Barbet. Zaopiekuje się chłopcem.
Jeszcze bronił się ojciec. Mówił:
– Mało mam pieniędzy. Za drogo.
Będzie mało płacił. Pan Barbet poradzi swojakowi. Ludwik będzie pomagał bogatym chłopcom, którym trudno się uczyć.
– Już my to urządzimy.
– Ano trudno: niech jedzie.
Listopad.