Faraon. Болеслав Прус. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Болеслав Прус
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
rolnicy upadają pod nawałem prac, a robotnicy publiczni burzą się z powodu zdzierstwa przełożonych – wtrącił Pentuer.

      – Ten zawsze swoje! – mówił zadumany Herhor. – Myśl ty sobie, Pentuerze, o chłopach i robotnikach, ty, Mefresie, o kapłanach. Nie wiem, co wam się uda zrobić, ale ja – przysięgam, że gdyby mój własny syn pchał Egipt do wojny, zetrę własnego syna.

      – Tak uczyń – rzekł Chaldejczyk. – Zresztą, kto chce, niech toczy wojnę, byle nie w tych stronach, gdzie może zetknąć się z Asyrią.

      Na tym posiedzenie zakończyło się. Chaldejczyk włożył szarfę na ramię i zasłonę na twarz, Mefres i Herhor stanęli po obu stronach jego, a za nimi Pentuer, wszyscy zwróceni do ołtarza.

      Gdy Beroes skrzyżowawszy ręce na piersiach szeptał, w podziemiu zaczął się znowu niepokój i było słychać niby daleki zgiełk, który zdziwił asystentów. Wówczas mag odezwał się głośno:

      – Baralanensis, Baldachiensis, Paumachiae, wzywam was, abyście byli świadkami naszych układów i wspierali nasze zamiary…

      Rozległ się dźwięk trąb tak wyraźny, że Mefres schylił się do ziemi, Herhor obejrzał się zdziwiony, a Pentuer ukląkł, zaczął drżeć i zasłonił uszy.

      Purpurowa kotara na ołtarzu zachwiała się, a jej fałdy przybrały taką formę, jak gdyby spoza niej chciał wyjść człowiek.

      – Bądźcie świadkami – wołał zmienionym głosem Chaldejczyk – niebieskie i piekielne moce. A kto by nie dotrzymał umowy albo zdradził jej tajemnicę, niech będzie przeklęty…

      – „Przeklęty!…” – powtórzył jakiś głos.

      – I zniszczony…

      – „I zniszczony…”

      – W tym widzialnym i tamtym niewidzialnym życiu. Przez niewysłowione imię Jehowa, na dźwięk którego ziemia drży, morze cofa się, ogień gaśnie, rozkładają się elementy natury…

      W jaskini zapanowała formalna burza. Dźwięki trąb mieszały się z odgłosem jakby dalekich piorunów. Zasłona ołtarza prawie poziomo uniosła się i poza nią, wśród migotliwych błyskawic, ukazały się dziwne twory, na poły ludzkie, na poły roślinne i zwierzęce, skłębione i pomieszane.

      Nagle wszystko ucichło i Beroes z wolna wzniósł się w powietrze, ponad głowy trzech asystujących kapłanów.

      O godzinie ósmej z rana harrańczyk Phut wrócił do fenickiego zajazdu „Pod Okrętem”, gdzie już znalazły się jego worki i skrzynia zabrana przez złodziei. Zaś w kilka minut po nim przyszedł zaufany sługa Asarhadona, którego gospodarz zaprowadził do piwnicy i krótko spytał:

      – Cóż?…

      – Byłem przez całą noc – odparł sługa – na placu, gdzie jest świątynia Seta. Około dziesiątej wieczorem, z ogrodu, który leży o pięć posesji dalej aniżeli dom „Zielonej Gwiazdy”, wyszło trzech kapłanów. Jeden z nich, z czarną brodą i włosami, skierował stopy swoje przez plac, do świątyni Seta. Pobiegłem za nim, ale zaczęła padać mgła i zginął mi z oczu. Czy wrócił pod „Zieloną Gwiazdę” i kiedy – nie wiem.

      Gospodarz zajazdu, wysłuchawszy sprawozdania, stuknął się w czoło i zaczął mruczeć do siebie:

      – Więc mój harrańczyk, jeżeli ubiera się w strój kapłana i chodzi do świątyni, musi być kapłanem. A jeżeli nosi brodę i włosy, musi być kapłanem chaldejskim. A jeżeli po kryjomu widuje się z tutejszymi kapłanami, więc jest w tym jakieś szelmostwo. Nie powiem o tym policji, bo mógłbym złapać się. Ale zawiadomię którego z wielkich Sydończyków, bo może być w tym interes do zrobienia, jeżeli nie dla mnie, to dla naszych.

      Niedługo wrócił inny posłaniec, Asarhadon i z tym zeszedł do piwnicy i usłyszał następną relację:

      – Przez całą noc stałem naprzeciw domu pod „Zieloną Gwiazdą”. Harrańczyk tam był, upił się i wyrabiał takie krzyki, że aż policjant upominał odźwiernego…

      – Hę?… – spytał gospodarz. – Harrańczyk był pod „Zieloną Gwiazdą” przez całą noc i ty go widziałeś?

      – I nie tylko ja, ale policjant…

      Asarhadon sprowadził pierwszego sługę i każdemu z nich kazał powtórzyć jego opowiadanie. Powtórzyli wiernie, każdy swoje. Z czego wynikło, że Phut harrańczyk przez całą noc bawił się pod „Zieloną Gwiazdą” ani na chwilę nie opuszczając jej, a jednocześnie – że późnym wieczorem szedł do świątyni Seta, z której nie wracał.

      – O!… – mruczał Fenicjanin – w tym wszystkim kryje się bardzo wielkie szelmostwo… Muszę czym prędzej zawiadomić starszych gminy fenickiej, że ten Hetyta umie bywać jednocześnie w dwu miejscach. Zarazem poproszę go, ażeby wyniósł się z mego zajazdu… Nie lubię takich, którzy mają dwie postacie: jedną swoją, drugą na zapas. Bo taki człowiek jest albo wielki złodziej, albo czarownik, albo spiskowiec.

      Ponieważ Asarhadon lękał się tych rzeczy, więc przeciw czarom zabezpieczył się modlitwami do wszystkich bogów, jacy ozdabiali jego szynkownię. Potem pobiegł do miasta, gdzie zawiadomił o fakcie starszego gminy fenickiej i starszego cechu złodziei. Nareszcie wróciwszy do domu wezwał dziesiętnika policji i oświadczył mu, że Phut może być człowiekiem niebezpiecznym. W końcu zażądał od harrańczyka, ażeby opuścił jego zajazd, któremu nie przynosi zysków, tylko podejrzenia i straty.

      Phut chętnie zgodził się na propozycją i oświadczył gospodarzowi, że jeszcze dzisiejszego wieczora odpłynie do Tebów.

      „Bodajżeś stamtąd nie wrócił!… – pomyślał gościnny gospodarz. – Bodajeś zgnił w kopalniach albo wpadł do rzeki na pastwę krokodylom.”

      Rozdział XXI

      Podróż księcia następcy zaczęła się w najpiękniejszej porze roku, w miesięcu Famenut (koniec grudnia, początek stycznia).

      Woda spadła do połowy wysokości, odsłaniając coraz nowe płaty ziemi. Od Tebów płynęły do morza mnogie tratwy z pszenicą; w Dolnym Egipcie zbierano koniczynę i senes. Drzewa pomarańczowe i granaty okryły się kwiatami, a na polach siano: łubin, len, jęczmień, bób, fasolę, ogórki i inne rośliny ogrodowe.

      Odprowadzony do przystani memfiskiej przez kapłanów, najwyższych urzędników państwa, gwardię jego świątobliwości faraona i tłumy ludu, książę namiestnik, Ramzes, wszedł do złocistej barki około dziesiątej rano. Pod pomostem, na którym stały kosztowne namioty, dwudziestu żołnierzy robiło154 wiosłami; zaś pod masztem i na obu końcach łodzi zajęli miejsca najlepsi inżynierowie wodni. Jedni pilnowali żagla, drudzy komenderowali wioślarzami, inni nadawali kierunek statkowi.

      Ramzes zaprosił do swej barki najczcigodniejszego arcykapłana Mefresa i świętego ojca Mentezufisa, którzy mieli mu towarzyszyć w podróży i pełnieniu władzy. Wezwał też dostojnego nomarchę Memfisu, który księcia odprowadzał do granic swojej prowincji.

      Na kilkaset kroków przed namiestnikiem płynął piękny statek dostojnego Otoesa, który był nomarchą Aa155, prowincji sąsiadującej z Memfisem. Zaś za księciem uszykowały się niezliczone statki, zajęte przez dwór, kapłanów, oficerów i urzędników.

      Żywność i służba odjechały wcześniej.

      Nil do Memfisu płynie między dwoma pasmami gór. Dalej góry skręcają na wschód i zachód, a rzeka dzieli się na kilka ramion, których wody toczą


<p>154</p>

robić wiosłami (daw.) – wiosłować. [przypis edytorski]

<p>155</p>

Aa – Chensu, 2. nom Dolnego Egiptu, ze stolicą w Chem (powieści: Sochem, gr. Letopolis), ok. 30 km na północny zachód od Memfis. [przypis edytorski]