– Pani nie posiada dobrze uregulowanego prawa własności?
Panna Zdrojowska, widząc poważne usposobienie obecnych, ożywiła się znacznie.
– Owszem, posiadam je jak najlepiej uregulowane pod względem prawnym – odpowiedziała.
– Więc zkądże myśl o depozycie?
– Bo posiadaczem tego majątku byłby brat mój, gdyby żył…
– Ale ponieważ umarł… – z melancholijnem rozpostarciem rąk zauważył Widzki.
– Więc powinnam obrócić go na jak największą korzyść tego, co on kochał…
Było to już tak górne, że poprostu zamieniło nas w głąby. Takeśmy się zadziwili, że zapomnieliśmy o żartowaniu. Panie, za wachlarzami, trochę uśmiechały się, trochę zaczynały szeptać pomiędzy sobą, ale panna Zdrojowska stanęła widać na takim gruncie i znalazła się pod takim wpływem, wobec których nieśmiałość jej znikła i pozostała tylko chęć wypowiedzenia najdroższych uczuć i myśli. Nie rumieniła się już, owszem, trochę pobladła i z płomieniem w oczach rzekła:
– Tak marzyłam, tak pragnęłam znaleźć się tu, poznać tych, którzy społeczeństwu naszemu przewodniczą, usłyszeć ich zdania, zaczerpnąć od nich świateł, wskazówek…
Kilku z pomiędzy nas ukłoniło się głęboko.
– Pani! czem tylko słabe siły nasze służyć mogą!
– Jakich mianowicie świateł i wskazówek?
Cała w promieniach i płomieniach, nerwowym ruchem ręki mnąc fałdę sukni i, jak mi się zdawało, drżąc nieco, mówić zaczęła:
– Idzie mi o to, czy w pojmowaniu zadania nie popełniam błędu. Zdaje mi się, że dla tych, którzy mają szczęście posiadać ziemię i żyć pośród ludu, nic nie ma ważniejszego nad udoskonalanie ziemi i ludu. Praca około roli dla podniesienia jej produkcyjności i około dusz ludzkich dla ich uszlachetnienia… to są zarysy główne… ale szczegóły, sposoby…
– Szczytne uczucia! – zadeklarowało parę głosów męzkich, a jeden kobiecy zauważył:
– Ależ te rzeczy muszą być strasznie trudne i – nudne!
Widzki zaś łagodnie i współczująco wtrącił:
– Czy nie za wielki ciężar dla sił niewieścich?
Podniosła na niego trochę przenikliwe, a trochę smutne oczy.
– „Poranek” inaczej o siłach niewieścich utrzymuje – zcicha wymówiła.
Widzki zmieszał się nieco.
– Pani łaskawa – zaczął – teorja… a praktyka… rzeczy różne…
Po raz pierwszy na niego i wogóle po raz pierwszy podniosła głowę i spojrzała trochę z wysoka.
– Spostrzegać zaczynam, że tak bywa…
Zdawało mi się, że w tej chwili spostrzegać też zaczynała w rozmowie ładnie utajoną podszewkę żartu, ale spostrzeżenia tego nie była jeszcze pewną.
– A jabym tu miał do zarzucenia – z wielką zewnętrzną powagą zaczął Józio – że takie pojmowanie życia jest zbyt surowem… zbyt oddalone od źródeł i wzorów cywilizacji, aby przez kogokolwiek, bez ostatecznej konieczności, akceptowane być mogło.
Zelektryzowało to ją znowu tak bardzo, że o spostrzeżeniu, czy podejrzeniu swojem zupełnie zapomniała.
– A mnie się zdawało – zaczęła – pewną nawet byłam, że w takich okolicznościach wszyscy surowo pojmujemy życie, że tu szczególniej, w ognisku naszej oświaty, naszych dążeń i ideałów, takie pojęcie o życiu jest panującem, wskazywanem… Zresztą, nie wiem doprawdy, czy wogóle podobna być szczęśliwym, nie mając jakiegoś celu, zadania, szczególniej tak naturalnego i koniecznego…
Istotnie, to co mówiła wydawało się jej tak naturalnem i koniecznem, jak samo mówienie o tem i zajmowanie tem – wszystkich wogóle, a przewodników społeczeństwa w szczególności. Zresztą w zasadzie, wszyscy byliśmy tego samego, co ona, zdania, tylko nie doświadczaliśmy palącej ochoty stosowania go do siebie i raziła nas ogromnie forma, w której wypowiedzianem zostało. Ilski szczególniej z szeroko otwartemi i wlepionemi w nią oczyma, wyglądał przekomicznie.
– O cóż więc właściwie łaskawej pani idzie? – ze szczerem zdziwieniem zapytał.
– Pragnęłam usłyszeć zdanie ludzi, społeczeństwu przewodniczących, o obowiązkach, które w tej chwili najważniejszemi są dla posiadaczy większych własności ziemskich… i o tem także, jakiemi sposobami te obowiązki najlepiej spełnić można…
Nastąpiła chwila milczenia ogólnego, kilka osób porozumiewało się spojrzeniami, wszyscy przybrali postawy i miny poważne. Uznawano, że w tem, co panna Zdrojowska powiedziała, materji do żartów nie ma, ale zarazem uczuwano ogromną ochotę do żartowania… Na katedrze, na ambonie, w książce zresztą, to bardzo dobre, ale w towarzystwie jest poprostu śmiesznem. Jednak, z drugiej strony, otrzymana godność przewodników społeczeństwa, obowiązywała i nikt nie chciał okazać przed tą kobietą, bądź co bądź, młodą i bogatą, że mu zbyt wielki zaszczyt wyrządziła. Widzki pierwszy przerwał uciążliwe dla wszystkich milczenie.
– Jeżeli idzie o podniesienie kultury rolnej – rzekł – posiadamy parę pism specjalnych, których tytułami i adresami bardzo chętnie służyć pani będę.
– A jeżeli o oświatę ludową – wtrącił Józio – wątpię, czy na tej drodze cokolwiek da się zrobić; lud nasz jest tak pierwotnym, że trudno pomiędzy nim a nami znaleźć jakikolwiek punkt… kojarzący…
– Mnie się zdaje – pierwsza z kobiet ozwała się pani Marja – że bardzo ważnem zadaniem dla ludzi mieszkających na wsi, jest ożywianie tam życia towarzyskiego, które znajduje się teraz w wielkim upadku…
– Zupełnie słusznie – prawie z zapałem potwierdził Leon – przyozdobić dom dziełami sztuki, otworzyć go dla sąsiadów, uczynić z niego przybytek dobrego smaku i uszlachetniających wrażeń…
– Mówisz tak, jak gdybyś był adwokatem pana Adama Ilskiego i chciał mu zapewnić sprzedaż paru obrazów…
Był to pierwszy żart, który innym tamę otworzył.
– Przedewszystkiem – śmiejąc się zawołała Idalka – nie trzeba robić z siebie mniszki!
– Broń Boże! bo po pierwsze jest to anachronizmem, a powtóre samobójstwem…
– Według mnie, kobieta piękna i wykształcona jest zjawiskiem tak cudownem i dobroczynnem, że przez samo już istnienie swe na ziemi spełnia zadanie najwspanialsze…
– A jeżeli idzie o bezpośrednie służenie ogółowi, droga tu jasno wytknięta: rodzina, macierzyństwo!
– Uszczęśliwienie jednego z synów społeczeństwa…
– Wychowanie dla społeczeństwa nowych filarów…
Stefan, zdecydowany pesymista, utrzymywał, że nie warto