Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ярослав Гашек
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
z podpisem: „Austriacki następca tronu rozmawia z dwoma lotnikami, którzy zestrzelili aeroplan rosyjski”.

      Szwejk usiadł na ławie w bramie i wywodził, że na froncie karpackim ataki załamały się, że dowódca Przemyśla, generał Kusmanek, przybył do Kijowa, że w Serbii pozostało za nami już jedenaście punktów oparcia i że Serbowie nie wytrzymają zbyt długo takiego pędzenia za naszymi żołnierzami.

      Następnie zabrał się do krytyki poszczególnych znanych bitew i objawił światu wielką prawdę, że oddział wojska, otoczony ze wszystkich stron, musi się poddać.

      Gdy się już dość nagadał, uznał za właściwe wyjść przed bramę i rzec rozpaczającej damie, żeby nigdzie nie chodziła, bo on zaraz wróci. Poszedł na górę do kancelarii, gdzie zastał porucznika Lukasza, który objaśniał akurat jakiemuś podporucznikowi budowę rowów strzeleckich i wyrzucał mu, że nie umie rysować i nie ma pojęcia o geometrii.

      – Patrzcie, kolego, rysuje się tak. Jeśli do danej poziomej mamy dorysować prostopadłą, to trzeba nakreślić taką, aby tworzyła z tamtą kąt prosty. Rozumiecie? Tylko w taki sposób prowadzi się rowy strzeleckie we właściwym kierunku i nie doprowadza się ich do nieprzyjaciela. Pozostajecie w odległości sześciuset metrów od niego. Ale tak, jak wy kreślicie, to wpakujecie nasze pozycje w linię nieprzyjacielską i staniecie prostopadle do nieprzyjaciela, podczas gdy wy musicie uzyskać pozycję bojową mocno wysuniętą do przodu. Przecież to zupełnie proste, nieprawda?

      A podporucznik rezerwy, kasjer jakiegoś banku, stał zrozpaczony nad planem, nie rozumiał z niego nic i odetchnął z ulgą, gdy Szwejk podszedł do porucznika:

      – Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że jakaś pani posyła panu ten list i czeka na odpowiedź.

      Mówiąc to mrugnął bardzo wymownie i poufale.

      Treść listu nie wywarła na poruczniku przyjemnego wrażenia:

      „Lieber Heinrich! Mein Mann verfolgt mich. Ich muss unbedingt bei Dir ein paar Tage gastieren. Dein Bursch ist ein grosses Mistvieh. Ich bin unglücklich.

Deine Katy”.

      Porucznik Lukasz westchnął, pociągnął ze sobą Szwejka do pustej bocznej kancelarii, zamknął drzwi i zaczął przechadzać się między stołami. Gdy wreszcie stanął obok Szwejka, rzekł do niego:

      – Ta dama pisze, że jesteście bydlę. Co jej zrobiliście?

      – Nic jej nie zrobiłem, melduję posłusznie. Zachowałem się wobec niej bardzo przyzwoicie, proszę pana oberlejtnanta, ale ona chciała się od razu usadowić w mieszkaniu. A ponieważ nie otrzymałem od pana żadnego rozkazu, więc jej w mieszkaniu nie zostawiłem. I jeszcze do tego przyjechała z dwoma kuframi, jak do siebie.

      Porucznik westchnął głośno jeszcze raz, co Szwejk powtórzył za nim.

      – Co to ma znaczyć? – krzyknął groźnie porucznik.

      – Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że to ciężka sprawa. Przy ulicy Św. Wojciecha wprowadziła się do mieszkania tapicera jakaś panienka, a on nie mógł jej wypędzić od siebie i musiał otruć gazem świetlnym siebie i ją. I było po frajdzie. Z kobietami jest krzyż pański. Wiem, ja wiem.

      – Ciężka sprawa – powtórzył porucznik za Szwejkiem i nigdy bodaj nie powiedział czegoś bardziej szczerego. Kochany Henryk znajdował się istotnie w sytuacji fatalnej. Małżonka prześladowana przez swego męża przyjeżdża na kilka dni akurat wtedy, gdy ma zjechać do niego pani Mickowa z Trzebonia, aby z nim w ciągu trzech dni wyszaleć się tak, jak robiła to regularnie co kwartał, gdy przyjeżdżała do Pragi po zakupy. Następnie pojutrze miała przyjść do niego pewna panna, która po całotygodniowym namyśle solennie obiecała mu, że pozwoli się uwieść, ponieważ dopiero za miesiąc wychodzi za mąż za pewnego inżyniera.

      Porucznik siedział teraz na stole z głową pochyloną i rozmyślał, ale nie wymyślił nic mądrego. Tyle tylko, że wreszcie siadł na krześle, sięgnął po papier i kopertę, po czym napisał na urzędowym formularzu:

      „Kochana Katy. Służba do dziewiątej wieczorem. Przyjdę o dziesiątej. Proszę, abyś się rozgościła u mnie jak u siebie w domu. Co do Szwejka, mego służącego, to wydałem mu rozkazy, aby spełniał wszystkie twoje życzenia.

Twój Henryk”

      – List ten oddajcie przyjezdnej pani – rzekł porucznik. – Rozkazuję wam, abyście się względem niej zachowywali z szacunkiem i taktem i żebyście spełniali wszystkie jej życzenia, które muszą być dla was rozkazem. Musicie zachowywać się elegancko i służyć jej rzetelnie. Macie sto koron do wyliczenia, bo może się zdarzyć, że ta pani was pośle po to lub owo, zamówcie dla niej obiad, kolację i tak dalej. Następnie kupcie trzy butelki wina i pudełko papierosów „Memfis”. Tak. Tymczasem nic więcej. Możecie odejść, ale jeszcze raz napominam was, że trzeba odgadywać wszystkie jej życzenia i spełniać je.

      Przyjezdna pani straciła już wszelką nadzieję, że zobaczy Szwejka, i była bardzo zdziwiona, gdy ujrzała go wychodzącego z koszar i zmierzającego ku niej z listem.

      Szwejk zasalutował, oddał jej list i meldował:

      – Według rozkazu pana oberlejtnanta mam się względem szanownej pani zachowywać z szacunkiem i taktem, obsługiwać panią rzetelnie, odgadywać życzenia pani i spełniać je. Pan oberlejtnant kazał, żebym pani zamówił jedzenie i żebym kupił wszystko, co pani każe. Dostałem od pana oberlejtnanta sto koron, ale muszę z tego kupić trzy butelki wina i pudełko papierosów.

      Gdy przeczytała list, odzyskała pewność siebie, która wyraziła się w tym, że Szwejk został wysłany po dorożkę. Gdy wrócił z dorożką, kazała mu siąść na koźle obok dorożkarza.

      Pojechali do domu. W mieszkaniu odegrała znakomicie rolę pani domu. Kufry kazała Szwejkowi zanieść do sypialni, dywany wytrzepać na podwórzu, a jakieś drobne pasemko pajęczyny za lustrem bardzo ją rozgniewało.

      Wszystko zdawało się przemawiać za tym, że przyjezdna pani pragnie się okopać na tej linii bojowej na bardzo długo.

      Szwejk się pocił. Gdy wytrzepał dywany, przypomniała sobie, że trzeba zdjąć firanki z okien i okurzyć je. Potem otrzymał rozkaz umycia okien w kuchni i w pokoju. Potem zaczęła przestawiać sprzęty; czyniła to bardzo nerwowo, a gdy Szwejk przesuwał meble z kąta w kąt, nie podobało się jej to, znowu kombinowała i znowu kazała ustawiać na nowo. Powywracała w mieszkaniu wszystko do góry nogami, aż stopniowo jej energia w urządzaniu gniazda zaczęła się wyczerpywać i plądrowanie się skończyło.

      Z bieliźniarki wyjęła jeszcze czystą bieliznę pościelową, sama powlekła poduszki i kołdrę, a widać było, że czyniła to z uczuciem życzliwości dla łóżka, który to sprzęt wprawiał jej nozdrza w zmysłowe drżenie.

      Potem posłała Szwejka po obiad i wino. Zanim wrócił, przebrała się w zwiewną matinkę, która czyniła ją niezwykle powabną i kuszącą.

      Przy obiedzie wypiła butelkę wina, wypaliła dużo papierosów i położyła się do łóżka, podczas gdy Szwejk zajadał chleb fasowany, maczając go w szklance jakiejś słodkiej wódki.

      – Szwejku! – ozwało się wołanie z sypialni. – Szwejku!

      Szwejk otworzył drzwi i ujrzał młodą kobietę rozłożoną na poduszkach w powabnej pozycji.

      – Chodźcie no tu!

      Szwejk zbliżył się, ona zaś z osobliwym uśmiechem obrzucała spojrzeniem jego krępą postać i krzepkie biodra.

      Zgarniając z siebie delikatną materię, która osłaniała jej wdzięki, rzekła surowo:

      – Zrzućcie