Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ярослав Гашек
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
prócz myśliwskich, to trzeba umieć przekonać tego klienta, żeby sobie zamiast ratlerka kupił psa myśliwskiego. Albo jeśli ktoś chce złego niemieckiego doga do pilnowania domu, a pan ma tylko malutkiego ratlerka, to trzeba tego kupującego tak ogłupić, żeby sobie poszedł do domu z tym ratlerkiem w kieszeni zamiast z dogiem. Kiedym jeszcze dawniej handlował zwierzętami, przyszła do mnie jakaś dama i powiada, że jej papuga wyleciała do ogrodu, a ponieważ bawiły się tam jakieś dzieciaki w Indian, więc powyrywały papudze wszystkie pióra z ogona i przystroiły się nimi, jako policjanci. Papuga rozchorowała się ze wstydu, że nie miała ogona, a weterynarz dobił ją jakimiś proszkami. Chciała więc ta pani kupić nową papugę, ale przyzwoitą, nie taką, która umie tylko pyskować. Cóż było robić, kiedy w domu papugi nie miałem i o żadnej nie wiedziałem! Miałem w domu tylko buldoga, złego i ślepego. Więc musiałem, proszę pana oberlejtnanta, przemawiać do tej pani od czwartej po południu do siódmej wieczorem, dopóki zamiast papugi nie kupiła tego buldoga. Była to sprawa gorsza od intrygi dyplomatycznej, ale kiedy już odchodziła, mogłem rzec do niej: „Teraz niech jemu chłopcy spróbują wyrwać ogon!” Więcej z tą panią nie rozmawiałem, bo musiała wyprowadzić się z Pragi przez tegoż buldoga, który pogryzł cały dom. Czy pan oberlejtnant uwierzy, jak trudno znaleźć porządne zwierzę?

      – Ja bardzo lubię psy – rzekł porucznik. – Niektórzy koledzy na froncie mają przy sobie psy i pisali nieraz, że w towarzystwie takiego dobrego i wiernego zwierzęcia wojna szybciej upływa. Znacie dobrze wszystkie rasy i mam nadzieję, że gdybym miał psa, to byście się nim dobrze opiekowali. Która rasa jest waszym zdaniem najlepsza? Mianowicie chciałbym mieć psa do towarzystwa. Niegdyś miałem pinczera, ale nie wiem…

      – Zdaniem moim, proszę pana oberlejtnanta, pinczer to bardzo miły pies. Prawda, że nie każdemu się podoba, ponieważ jest szczeciniasty, a na pysku ma takie ostre wąsy, że przypomina przestępcę wypuszczonego z kryminału. Jest taki brzydki, aż z tej brzydoty jest ładny, a do tego jest przebiegły. Ani się umywa do niego głupawy bernardyn. Jest jeszcze sprytniejszy niż foksterier. Znałem jednego…

      Porucznik Lukasz spojrzał na zegarek i przerwał wywody Szwejka:

      – Już późno, muszę iść spać. Jutro mam znowu służbę, więc przez cały dzień będziecie mogli szukać dla mnie ładnego pinczera.

      Porucznik poszedł spać, zaś Szwejk wyciągnął się na kanapie w kuchni i czytał gazety, które pan jego przyniósł z koszar.

      – No, przecież, państwo – rzekł Szwejk do siebie, śledząc w gazetach przebieg najważniejszych wydarzeń – sułtan odznaczył cesarza Wilhelma medalem wojennym, a ja nie mam nawet małego srebrnego.

      Zamyślił się nad czymś, a potem zerwał się na równe nogi.

      – O mały figiel byłbym zapomniał…

      Wszedł do pokoju, w którym porucznik spał twardym snem, i zbudził go:

      – Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że nie mam żadnych rozkazów co do tego kota.

      Zaspany porucznik przewrócił się na drugi bok i przez sen mruczał:

      – Trzy dni koszarniaka – i spał dalej.

      Szwejk po cichu wyszedł z pokoju, wyciągnął nieszczęsnego spod kanapy i rzekł do niego:

      – Masz trzy dni koszarniaka. Abtreten!

      Angorski kot znowu wlazł pod kanapę.

      4

      Szwejk szykował się do wyjścia na miasto, by się rozejrzeć za jakimś pinczerem, gdy do drzwi zadzwoniła młoda dama i zapytała o porucznika Lukasza. Obok niej stały dwa ciężkie kufry, a na schodach dojrzał Szwejk jeszcze czapkę posłańca, który chodził na dół.

      – Nie ma go w domu – rzekł Szwejk twardo, ale młoda dama weszła tymczasem do przedpokoju i wydała Szwejkowi kategoryczny rozkaz:

      – Wnieście kufry do pokoju.

      – Bez pozwolenia pana porucznika nie można – rzekł Szwejk. – Pan porucznik nakazał mi, abym bez jego pozwolenia nigdy nic nie robił.

      – Zwariowaliście czy co? – zawołała młoda dama. – Przyjechałam do pana porucznika w gościnę.

      – Nic o tym nie wiem – odpowiedział Szwejk. – Pan porucznik jest na służbie i wróci do domu dopiero w nocy, a ja otrzymałem rozkaz wyszukania dla niego pinczera. O żadnych kufrach ani o żadnej damie nic nie wiem. Teraz zamykam mieszkanie, więc proszę, aby pani wyszła. Mnie nikt nic nie powiedział, a żadnej obcej osoby, której nie znam, nie mogę pozostawić tutaj w mieszkaniu. Tak jak na naszej ulicy u cukiernika Bielczyckiego zostawili w mieszkaniu jakiegoś człowieka, a on sobie otworzył szafę, zabrał, co mu się podobało, i poszedł.

      Ja nic złego o pani nie myślę – mówił Szwejk dalej, widząc, że młoda dama załamuje ręce i płacze – ale zostawić pani tutaj nie mogę. Sama to pani rozumie, ponieważ mieszkanie zostało oddane pod moją opiekę, a ja jestem odpowiedzialny za każdy drobiazg. Dlatego jeszcze raz grzecznie panią proszę, żeby się pani wcale nie fatygowała mnie przekonywać. Dopóki nie otrzymam rozkazu, ani brat, ani swat nic mi nie może rozkazać. Bardzo mi przykro, że muszę z panią w taki sposób rozmawiać, ale w wojsku musi być porządek.

      Tymczasem młoda dama uspokoiła się trochę. Z torebki wyjęła bilecik, napisała na nim kilka słów ołówkiem, włożyła go do milutkiej małej koperty i tłumiąc łkanie rzekła:

      – Zanieście to panu porucznikowi, ja tu poczekam tymczasem. Macie pięć koron za fatygę.

      – Nic z tego nie będzie – odpowiedział Szwejk, dotknięty nieustępliwością niespodziewanego gościa. – Niech pani zabierze swoje pięć koron, ma je tu pani na krzesełku, i jeśli pani chce, to niech pani idzie razem ze mną do koszar. Poczeka pani chwilę, a ja ten liścik oddam i przyniosę odpowiedź. Ale żeby pani miała tymczasem tutaj siedzieć, to o tym nie ma mowy.

      Po tych sławach wciągnął kufry do przedpokoju i szczękając kluczami, jak jakiś klucznik na zamku, rzekł z naciskiem:

      – Zamykamy!

      Młoda dama, zupełnie bezradna, wyszła do sieni, Szwejk zamknął drzwi i ruszył naprzód, a ona jak piesek dreptała za nim i dogoniła go dopiero wtedy, gdy Szwejk wstąpił do trafiki po papierosy.

      Szła teraz obok niego i starała się nawiązać rozmowę.

      – Czy oddacie list z pewnością?

      – Kiedy mówię, że oddam, to oddam.

      – A czy pan porucznik będzie w koszarach?

      – Tego nie wiem.

      Szli znowu obok w milczeniu i dopiero po długiej chwili towarzyszka Szwejka zaczęła mówić:

      – Przypuszczacie więc, że pana porucznika nie ma w koszarach?

      – Nie przypuszczam.

      – A jak sądzicie, gdzie mógłby być?

      – Tego nie wiem.

      Rozmowa znowu została przerwana na długo i dopiero pytanie młodej damy wznowiło ją:

      – Czy nie zgubiliście mego listu?

      – Jak dotąd jeszcze nie.

      – A więc na pewno oddacie go panu porucznikowi?

      – Tak.

      – A czy aby jest w koszarach?

      – Mówiłem już, że nie wiem – odpowiedział Szwejk. – Dziwię się, że są na świecie ludzie tak ciekawi i wciąż pytają o tę samą rzecz. To tak samo, jakbym ja zatrzymywał na ulicy co drugiego człowieka i zapytywał