– Ugotuj dobry obiad. Trzeba nam się dziś poweselić.
– Z jakiego powodu mamy się weselić?
– Weselić się powinniśmy codziennie. Na starość urodził nam się taki wspaniały syn. Sama radość.
Przygotowała więc Sara wystawny obiad. I kiedy tak sobie siedzą oboje i delektują się smacznymi potrawami, ni z tego ni z owego odzywa się Abraham:
– Wiesz co, stara, ja już w wieku trzech lat poznałem Boga, nasze zaś dziecko jest już duże i dotychczas nie ma o niczym pojęcia. Mam zamiar zaprowadzić go do takiego miejsca, gdzie będzie mógł się uczyć.
– Masz rację. Najwyższy czas. Zaprowadź go!
Nazajutrz, skoro świt, kiedy Sara spała jeszcze w najlepsze, Abraham wybrał się z Izaakiem w drogę.
Do pomocy wziął dwóch synów, Eliezera i Izmaela. Ci mieli zaopiekować się osłami, kiedy Abraham wraz z Izaakiem skierował się ku górze Moria.
Po odejściu Abrahama zaczęli się kłócić.
Izmael stwierdził, że Izaak zostanie złożony w ofierze i wtedy on jako najstarszy syn odziedziczy wszystko po ojcu. Eliezer na to odparł:
– Nie! Ciebie ojciec wypędził z domu i wydziedziczył. Ja natomiast obsługuję go w dzień i w nocy i dlatego ja będę jego spadkobiercą.
W chwili, kiedy wypowiedział te słowa, rozległ się głos z nieba:
– Ani Izmael ani Eliezer nie będą spadkobiercami Abrahama.
Nagle przed Abrahamem staje szatan w postaci starego człowieka i pyta:
– Dokąd podążasz człowieku?
– Idę na górę, żeby się pomodlić!
– To po co ci potrzebne są nóż, drewno i ogień?
– Jeśli zatrzymamy się na dłużej, trzeba będzie zarżnąć owieczkę, coś upiec i zjeść.
– Ach, ty stary głupcze – powiada do niego szatan – wiem, dokąd idziesz. Ledwo doczekałeś się w wieku stu lat dziecka, to chcesz je teraz zgładzić!
– Bóg tak kazał.
Przybiera szatan postać młodzieńca i stojąc przed Izaakiem pyta:
– Dokąd idziesz?
– Uczyć się Tory.
– Za życia, czy po śmierci?
– Co znaczy „po śmierci”?
– Oj, żal mi ciebie. Żal mi twojej matki! Ileż to razy nieszczęsna pościła, ile łez wylała, zanim ciebie urodziła! Twój stary zwariował i prowadzi cię na rzeź.
– Wola ojca jest chyba wolą Boga – odpowiedział Izaak i zwróciwszy się do ojca, rzekł:
– Posłuchaj tato, co ten młodzieniec gada.
– Nie traktuj jego słów poważnie.
Przekonawszy się, że nic nie wskóra, szatan przeistoczył się w głęboką rzekę, która zagrodziła im drogę.
Abraham wszedł do rzeki po kolana i zawołał do obu młodzieńców, żeby poszli za nim.
Woda w rzece stawała się jednak coraz głębsza i wkrótce sięgała już Abrahamowi po szyję.
– Panie świata – zawołał Abraham, wznosząc oczy ku niebu. – Idę wypełnić Twoje polecenie. Chcąc uświęcić Twoje Imię. Pomóż mi, bo zaraz utonę. Woda sięga mi już po szyję.
I Bóg skarcił rzekę. I rzeka w mig wyschła. I znowu szatan staje przed Abrahamem i powiada:
– Mam pewną wiadomość z nieba, że twój trud jest niepotrzebny. Zaczęło się od Izaaka, a skończy na baranie.
– Kłamca – odpowiada Abraham – ma już takie szczęście, że jeśli nawet mówi prawdę, nikt mu nie wierzy.
Tymczasem Bóg dał znak górom otaczającym dolinę, żeby się zjednoczyły i zlepiły w jedną masywną, wysoką górę, na której szczycie spoczywać będzie Szechina7.
Trzeciego dnia Abraham ze zdumieniem w oczach stwierdził, że nie poznaje okolicy, w której przebywa. Całkowicie się zmieniła. Pyta więc Izaaka:
– Co tam widzisz w dali?
– Widzę piękną, wysoką górę zasnutą chmurami.
I zwracając się do młodzieńców, powtarza to samo pytanie:
– A wy, chłopcy – co tam widzicie?
– Nic. Same jeno pustynie.
– Skoro tak, to zostańcie tutaj i przypilnujcie osłów.
Wziął potem Abraham wiązkę drewna potrzebną do zapalania ofiarnego stosu i położył ją na ramionach Izaaka. Wyglądało to tak, jakby skazany na śmierć niósł swoją szubienicę na własnych ramionach.
Izaak nie dostrzegłszy w rękach ojca rzeczy przeznaczonej na ofiarę, zląkł się.
– Tato – zapytał drżącym głosem – widzę, że drewno i ogień masz, ale gdzie jest ofiarny baran?
– Ty nim jesteś, synu. Ciebie Bóg wybrał na ofiarę.
– Skoro taka jest Boża wola, jestem gotów. Żal mi tylko mamy.
Kiedy przybyli na wyznaczone miejsce, Izaak powiedział do Abrahama:
– Kochany ojcze, spełnij jak najszybciej wolę Stwórcy i spal mnie. Pozostały po mnie popiół zbierz i daj go mamie. Będzie miała pamiątkę po złożonym w ofierze synu. Stanowić będzie jedyną dla niej pociechę. Tato, powiedz mi, co będziecie robili na starość?
– Długo już nie pożyjemy. Wkrótce i my pójdziemy za tobą. Wierzę, iż Bóg, który dotychczas nas wspierał, nie opuści nas.
– Zwiąż mi ręce i nogi, ojcze, albowiem dusza moja jest zuchwała i buntuje się. Boję się, że kiedy ujrzę nad gardłem nóż, mogę tak zadrżeć, że uszkodzę sobie ciało. Uszkodzonej zaś ofiary Bóg nie przyjmie.
Związał więc Abraham ręce i nogi syna, a Izaak tak mu powiedział:
– Nie mów tylko mamie o ofierze, kiedy będzie stała nad studnią albo na dachu. Z rozpaczy bowiem gotowa popełnić samobójstwo.
I ułożył Abraham swego syna na ołtarzu, twarzą do góry, i wziął do ręki nóż.
Izaak spojrzał w błękit nieba, Abraham zaś, roniąc łzy, wpatrywał się w otwarte oczy syna.
I oto, pokonawszy na chwilę żal, Abraham uniósł nóż, żeby dotknąć gardła Izaaka. I zadrżała nagle ręka ojca, bo w tej samej chwili, uderzył w nią szatan. Nóż wypadł z ręki Abrahama, który natychmiast pochylił się ku ziemi, żeby go podnieść. I wstrząsnął nim gorzki płacz. Z nożem w ręku zastygł w bezruchu i, szukając oczami Szechiny na górach, wypatrywał stamtąd pomocy.
I wtedy niebo się rozstąpiło i Izaak przez mgłę zobaczył szeregi płaczących ognistymi łzami aniołów. Płakali i błagali Boga o litość nad jedynakiem Abrahama.
I zaraz rozległ się głos z nieba:
– Nie rań nożem dziecka. Nie czyń mu niczego złego.
Zdumiony Abraham zapytał:
– Kim jesteś?
– Jestem aniołem.
– Jeśliś tylko aniołem, nie posłucham cię. Sam Bóg polecił mi złożyć w ofierze syna. Niech sam Bóg