Uczone białogłowy. Мольер (Жан-Батист Поклен). Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Мольер (Жан-Батист Поклен)
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная драматургия
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
moich oczach następstwa owe są nie inne,

      Jak tylko mąż i dzieci, i życie rodzinne;

      I kiedy myślę o tym, nic nie widzę jeszcze,

      Co by w mym sercu miało wstrętu budzić dreszcze.

      ARMANDA

      Nieba! I takie związki twą rozkoszą całą?

      HENRYKA

      I cóż lepszego młodej dziewczynie przystało,

      Niż związać swoje losy, zgodnie z obyczajem,

      Z mężem kochanym, który nas ukocha wzajem,

      I wierzyć, że tych uczuć niezłomne ogniwo

      Życie całe wypełni słodyczą godziwą?

      Czyż mogą nas nie nęcić tak dobrane śluby?

      ARMANDA

      Boże! Jakże twój umysł niski jest i gruby15!

      Jakże ty drobną czujesz się w świecie istotką,

      Skoro w kuchni się zamknąć jest twą chęcią słodką

      I żadne wyższe szczęście oczom twym nie świeci,

      Jak tylko król-małżonek i wrzaskliwe dzieci!

      Dla pospólstwa, dla grubo wyciosanych osób

      Pozostaw, siostro, życia tak poziomy sposób;

      Ty ku szczytniejszym celom podnieś swoje chęci:

      Niech wyższa rozkosz twoje pragnienia uświęci,

      I, z pogardą na zmysłów świat patrząc i ciała,

      Jak my, rozkoszom ducha chciej się oddać cała.

      Niech ci za przykład chlubny matka nasza staje,

      Której świat wszystek miano uczonej przyznaje:

      Jak ja, staraj się córką jej zostać prawdziwą;

      Dąż ku światłu, co w rodzie tym płonie tak żywo;

      Niechaj cię owa słodycz czarowna poruszy,

      Co przez nauki miłość wypływa nam z duszy.

      Miast skuta z mężem gnuśnieć w tym jarzmie wszetecznym,

      Z filozofią, siostrzyczko, złącz się ślubem wiecznym,

      Co wznosi nas wysoko ponad rodzaj ludzi

      I rozumu wszechwładztwo w sercu naszym budzi,

      Poddając jego prawom istotę zwierzęcą,

      Którą chucie pożądań niskich zawdy nęcą.

      Oto płomienie, oto czucia niezawodne,

      Co życie nasze całe wypełnić są godne;

      A ta miłość, co w sercu zwykłych kobiet gości,

      W moich oczach jest wartą jedynie litości.

      HENRYKA

      Niebo, którego głosu słuchać jest niezgorzej,

      Do przeróżnych nas zadań na tym świecie tworzy;

      I nie każdy wszak umysł posiada te cnoty,

      Z których filozof czerpie treść swojej istoty.

      Jeśli twoja myśl zdolną jest bujać w przestrzeni,

      W której tak górnie trawią życie swe uczeni,

      Mnie znów po ziemi stąpać losy przeznaczyły,

      I w drobnych troskach mierzyć słabe moje siły.

      Co niebo zsyła, tego nikt nie przeinaczy:

      Każda za swą skłonnością niech więc idzie raczej.

      Ty, przez swego umysłu geniusz znamienity,

      Wznoś się na filozofii niebosiężne szczyty,

      Podczas gdy moja dusza tu, na tym padole,

      Niech pozna wdzięk małżeństwa i przyziemną dolę.

      W ten sposób, choć odmienne ścigając przykłady,

      Obie możemy wstąpić w matki naszej ślady:

      Ty przez ducha i jego rozkosze szlachetne,

      Ja przez ziemskie uciechy, dla ciebie tak szpetne;

      Ty płodami natchnienia i myśli wspaniałej,

      A ja znów, siostro, tymi, co z gliny powstały.

      ARMANDA

      Jeśli kto chce się zbliżyć do jakiejś istoty,

      W tym niechaj szuka wzorów, co tworzy jej cnoty;

      Toż nie znaczy iść w ślady znamienitych osób,

      Gdy ktoś pluje i kaszle w ten jak one sposób.

      HENRYKA

      Lecz pomnij, że nie byłabyś tym, czymś się stała,

      Gdyby matka tak wzniośle na świat ten patrzała;

      I nie możesz się żalić na to, że jej zmysły

      Nie z samą filozofią w związek weszły ścisły.

      Nie żałujże i mnie więc, siostro, z swojej łaski,

      Tych marności, gdyś własnych dni im winna brzaski;

      I nie pozbawiaj świata rady surowémi

      Małego filozofka, co rwie się do ziemi.

      ARMANDA

      Widzę już, że zbyt trudno uleczyć cię będzie,

      Tak się zawzięłaś w swoim małżeńskim obłędzie;

      Niech wiem chociaż, do kogóż to wzdychasz tak ostro:

      Mniemam, nie do Klitandra chyba, moja siostro?

      HENRYKA

      I cóż by w mym wyborze było tak dziwnego?

      Czyż zbywa16 mu przymiotów? Czy nie wart jest tego?

      ARMANDA

      Nie; lecz tego do czynów uczciwych nie liczę,

      Aby w ten sposób cudze chcieć sprzątać zdobycze;

      Wszak ci to rzecz jest w świecie nazbyt dobrze znana,

      Że to ja byłam celem westchnień tego pana.

      HENRYKA

      Tak, lecz wzdychania owe to dla ciebie fraszki17,

      Tyś wyższa jest nad takie poziome igraszki;

      Tobie małżeństwo ani w myśli nie postało

      I filozofia tylko ma twą tkliwość całą.

      Gdy więc miłość Klitandra nic cię nie obchodzi,

      Że inna chcieć jej może, cóż tobie to szkodzi?

      ARMANDA

      Głos rozumu, co kiełza zmysłów szał zwodniczy,

      Nie broni nam kadzideł kosztować słodyczy;

      I, chociaż jako męża nie pragnie się kogo,

      Uwielbień jego hołdy przyjemne być mogą.

      HENRYKA

      Jam mu też, moja siostro, nie broniła wcale,

      By


<p>15</p>

gruby (daw.) – prymitywny. [przypis edytorski]

<p>16</p>

zbywać (daw.) – brakować. [przypis edytorski]

<p>17</p>

fraszka (z wł.) – drobiazg. [przypis edytorski]