Szelmostwa Skapena. Мольер (Жан-Батист Поклен). Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Мольер (Жан-Батист Поклен)
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная драматургия
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
wyładuje się na moich plecach.

      OKTAW

      O nieba! Jak wybrnąć z kłopotu?

      SYLWESTER

      O tym trza było myśleć, nim się pan w niego wpakował.

      OKTAW

      Och, dorzynasz mnie jeszcze przez swe spóźnione morały.

      SYLWESTER

      Pan mnie bardziej dorzynasz przez swoje wybryki.

      OKTAW

      Co czynić? Co postanowić? Gdzie szukać ratunku?

      SCENA DRUGA

      OKTAW, SYLWESTER, SKAPEN.

      SKAPEN

      Cóż to, panie Oktawie? Co panu? Co się stało? Co za nieszczęście? Widzę pana w takim pomieszaniu…

      OKTAW

      Och, poczciwy Skapenie, jestem zgubiony, zrozpaczony, jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.

      SKAPEN

      Jak to?

      OKTAW

      Nic nie słyszałeś, co na mnie spadło?

      SKAPEN

      Nie.

      OKTAW

      Ojciec wraca z Gerontem i chcą mnie ożenić.

      SKAPEN

      No i cóż za nieszczęście?

      OKTAW

      Niestety! nie znasz przyczyn mej udręki!

      SKAPEN

      Nie; ale od pana zależy, bym ją poznał niebawem; jestem człowiek chętny w niesieniu pociechy, zdolny wejść w położenie młodego panicza.

      OKTAW

      Ach, Skapenie, gdybyś mógł wpaść na jaki pomysł, ukuć sztuczkę, aby mnie wydobyć z nieszczęścia, winien bym ci był więcej niż życie.

      SKAPEN

      Po prawdzie, niewiele jest dla mnie rzeczy niemożliwych, skoro się szczerze zabiorę do dzieła. Niebo obdarzyło mnie dość ładnym talencikiem do owych zmyślnych konceptów, owych finezji dowcipu, którym ciemne pospólstwo daje miano szelmostwa; mogę powiedzieć, bez próżnej chwalby, że nie widziano na świecie człowieka, który by był zręczniejszym majstrem owych sprężynek i kruczków, i więcej nabył chwały w tej szlachetnej profesji. Ale, na honor, prawdziwa zasługa spotyka się dziś ze smutną nagrodą; toteż zawiesiłem na kołku rzemiosło od czasu kłopotów, w jakie niedawno popadłem.

      OKTAW

      Cóż to było? Co takiego, Skapenie?

      SKAPEN

      Pewna przygoda, która mnie poróżniła trochę z prześwietnym sądem.

      OKTAW

      Z sądem?

      SKAPEN

      Tak; małe nieporozumienie.

      SYLWESTER

      Ty z sądem?

      SKAPEN

      Tak. Bardzo się brzydko obszedł ze mną; ta niewdzięczność społeczeństwa rozżaliła mnie do tego stopnia, że postanowiłem już palcem nie ruszyć. Basta! Bądź co bądź, niech mi pan opowie swoje utrapienia.

      OKTAW

      Wszak wiesz, Skapenie, że przed dwoma miesiącami stary Geront wraz z moim ojcem wybrali się w podróż w sprawach handlowych.

      SKAPEN

      Tak, słyszałem.

      OKTAW

      I że, zostawiając tu w domu mnie i Leandra, mnie powierzyli opiece Sylwestra, a Leandra twojej.

      SKAPEN

      Tak. Wywiązałem się bez zarzutu.

      OKTAW

      Wkrótce potem Leander poznał się z młodą Cyganką, w której się zadurzył.

      SKAPEN

      I o tym wiem także.

      OKTAW

      Ponieważ jestem jego najlepszym przyjacielem, zwierzył mi się i zaznajomił ze swą ukochaną; istotnie piękną, lecz nie tak znowu jak on mniema. Od tego czasu prawił codziennie o niej, wynosił pod niebiosy jej wdzięk i urodę, sławił dowcip, powtarzając najdrobniejsze słowa i siląc się je przedstawić jako istny cud świata. Nieraz wymawiał mi, że nie dość, jego zdaniem, przejmuję się tym, co mi opowiada i bez ustanku czynił mi wyrzuty za moją obojętność na sprawy miłości.

      SKAPEN

      Jeszcze nie widzę, dokąd to wszystko zmierza.

      OKTAW

      Pewnego dnia wyprawiliśmy się razem w miejsce, gdzie znajduje się jego bogdanka; przechodząc koło domku na ustronnej ulicy, usłyszeliśmy głośne szlochania i jęki. Zapytujemy o przyczynę; jakaś kobieta odpowiada z westchnieniem, że możemy być świadkami bardzo żałosnego zdarzenia i że jeśli nie jesteśmy zupełnie wyzuci z litości, nie zdołamy się oprzeć wzruszeniu.

      SKAPEN

      Gdzież to wszystko prowadzi?

      OKTAW

      Z prostej ciekawości namówiłem Leandra, aby zajrzeć. Wchodzimy do izby: widzimy na łóżku konającą staruszkę; koło niej klęczy służąca, odmawiając modlitwy, i młoda dziewczyna cała we łzach; najpiękniejsza i najbardziej chwytająca za serce istota, jaką sobie można wyobrazić.

      SKAPEN

      Aha!

      OKTAW

      Każda inna wydałaby się wstrętną w tej postaci: miała na sobie jedynie lichą spódniczynę i nocny kaftanik z prostego barchanu; włosy, wymykające się spod żółtego czepeczka, spadały w nieładzie na ramiona; a jednak mimo to twarzyczka jej jaśniała tysiącem powabów; jakiś dziwny urok był w całej osobie.

      SKAPEN

      Czuję już, na co się zanosi.

      OKTAW

      Gdybyś ją widział, Skapenie, w owej chwili, osłupiałbyś z zachwytu.

      SKAPEN

      Och, ani wątpię; nawet nie widząc, widzę, że była czarująca.

      OKTAW

      Łzy nie szpeciły bynajmniej jej twarzy; przeciwnie, płacz jej miał coś dziwnie wzruszającego, a boleść była najpowabniejsza w świecie.

      SKAPEN

      Jakbym był przy tym!

      OKTAW

      Każdy musiał się rozpłakać, widząc, jak czule obejmuje ciało umierającej,