Lekarz mimo woli. Мольер (Жан-Батист Поклен). Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Мольер (Жан-Батист Поклен)
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная драматургия
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
bój się, już ja swego nie zapomnę; łamię sobie tylko głowę, jak ci odpłacić kije, którymiś mnie uraczył6. Wiem dobrze, że żona ma zawsze pod ręką sposób zemsty; ale to za delikatna kara dla tego obwiesia; chcę zemsty, którą by uczuł nieco dotkliwiej; to byłoby mało za to, co on mi zrobił

      SCENA PIĄTA

      WALERY, ŁUKASZ, MARCYNA.

      ŁUKASZ

      do Walerego, nie widząc Marcyny

      Wciórności! Ładna zabawa, nie ma co gadać! akurat tyle, co gdyby nam kto kazał szukać wiatru w polu.

      WALERY

      do Łukasza, nie widząc Marcyny

      Cóż chcesz, poczciwcze? musimy być posłuszni swemu panu. A zresztą, w naszym interesie jest starać się, by jego córka a nasza pani rychło wróciła do zdrowia; toć z pewnością jej małżeństwo, odwleczone przez tę chorobę, nie będzie dla nas bez jakiego obrywku7. Horacy, hojne panisko, największe ma widoki na ten związek, i, jakkolwiek pannie wpadł w oczko niejaki Leander, wiesz dobrze, że ojciec nie chce i słyszeć o takim zięciu.

      MARCYNA

      nie widząc ich, na stronie, zamyślona

      Coby tu wymyślić, aby się zemścić?

      ŁUKASZ

      do Walerego

      Ale co stary za ćwieka zabił sobie w głowę, kiedy już wszystkie dochtory na darmo wygadały nad nią całą swą mądrość!

      WALERY

      do Łukasza

      Czasem, dobrze szukając, trafi się na to, czego nie można było znaleźć od razu: nieraz tam, gdzie byśmy się najmniej spodziewali…

      MARCYNA

      j.w., nie widząc ich

      Tak, muszę się zemścić, żeby nie wiedzieć co! Czuję te kije w dołku aż pod samym sercem; nie mogę ich strawić…

      Mówiąc to, w zamyśleniu natyka się niechcący na Walerego i Łukasza, których potrąca

      Och, przepraszam, nie spostrzegłam panów, głowę mam tak nabitą kłopotami…

      WALERY

      Każdy ma swoje troski; my także szukamy czegoś, cobyśmy bardzo byli radzi znaleźć.

      MARCYNA

      Czy mogłabym w czym pomóc?

      WALERY

      Bardzo możliwe. Szukamy jakiegoś zdatnego człowieka, niezwykłego lekarza, który by zdołał co pomóc córce naszego pana, dotkniętej nagłą niemocą. Wielu lekarzy wyczerpało już przy niej całą swą umiejętność; ale zdarza się niekiedy spotkać ludzi znających jakieś cudowne sekrety, szczególne środki, za pomocą których umieją osiągnąć to, co dla innych było niepodobieństwem; kogoś takiego właśnie chcielibyśmy znaleźć.

      MARCYNA

      na stronie po cichu

      Ha! jakiż wspaniały pomysł zsyła mi niebo, aby się zemścić na obwiesiu!

      głośno

      Nie mogliście lepiej trafić: mamy tu właśnie takiego człowieka, niezrównanego wręcz, gdy chodzi o leczenie najrozpaczliwszych chorób.

      WALERY

      Przez litość, i gdzie go znaleźć?

      MARCYNA

      Znajdziecie go, o, w tej stronie; zabawia się właśnie rąbaniem drzewa.

      ŁUKASZ

      Dochtór, co drzewo rąbie?

      WALERY

      Zbieraniem ziół, chcecie powiedzieć?

      MARCYNA

      Gdzie tam! To skończony dziwak, który lubuje się w takich zajęciach: chimeryk, oryginał, pełen szczególnych narowów; słowem, nigdy nie wzięlibyście go za to, czym jest w istocie. Chodzi ubrany w najosobliwszy sposób, niekiedy lubi udawać zupełnego nieuka, ukrywa swą wiedzę i niczego się tak nie chroni, jak tego, aby mu nie kazano rozwinąć zdumiewających talentów lekarskich, którymi obdarzyło go niebo.

      WALERY

      Szczególna rzecz, że wszyscy wielcy ludzie mają jakieś dziwactwo, jakieś ziarnko szaleństwa domieszane do swego geniuszu.

      MARCYNA

      U niego szaleństwo idzie dalej, niżby kto przypuszczał; nieraz dochodzi do tego, iż tylko za pomocą kija można go zmusić, aby zrobił użytek ze swych zdolności. Mówię wam z góry, że, jeżeli przyjdzie nań taka fantazja, nie dojdziecie do niczego, nie przyzna się wam nigdy, że jest lekarzem, póki nie weźmiecie kija i nie zmusicie go tęgą porcją, aby się wreszcie zdradził. Wszyscy tak postępujemy, gdy potrzebujemy jego pomocy.

      WALERY

      Doprawdy szczególne szaleństwo!

      MARCYNA

      To prawda; ale potem, zobaczycie, że robi prawdziwe dziwy.

      WALERY

      Jak on się zowie?

      MARCYNA

      Sganarel. Zresztą, łatwo go poznać: duża czarna broda, kryza na szyi, ubranie żółte z zielonym.

      ŁUKASZ

      Żółte z zielonym! To jakiś dochtór dla papugów?

      WALERY

      Ale czy naprawdę taki zdatny, jak mówicie?

      MARCYNA

      Jakże! ten człowiek robi prawdziwe cuda. Przed pół rokiem była tu kobieta, którą opuścili wszyscy lekarze; od sześciu godzin uważano ją za umarłą: już mieli ją grzebać, kiedy sprowadzono jeszcze do niej przemocą tego człowieka. Obejrzał ją i wlał do ust jakąś kropelkę, sama nie wiem czego? w tej chwili wstała z łóżka i zaczęła się przechadzać tak, jakby jej nigdy nic nie brakowało.

      ŁUKASZ

      Ba!

      WALERY

      To musiała być chyba kropla płynnego złota.

      MARCYNA

      Bardzo być może. Nie ma znów trzech tygodni, jak dwunastoletni chłopiec zleciał z samej dzwonnicy i potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi. Przyprowadzono doń tego człowieka; natarł mu całe ciało maścią, którą sam tylko umie przyrządzać; dziecko zerwało się natychmiast i pobiegło bawić się w piłkę.

      ŁUKASZ

      Ba, ba!

      WALERY

      Ależ ten człowiek zna chyba jakieś cudowne środki!

      MARCYNA

      A któż by o tym wątpił?

      ŁUKASZ

      Do


<p>6</p>

którymiś mnie uraczył – konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: którymi mnie uraczyłeś. [przypis edytorski]

<p>7</p>

obrywek – tu: korzyść uzyskana przy okazji czegoś. [przypis edytorski]