Skirgiełło srogością swą, podejrzliwością, niespokojnym charakterem, niejednem już naraził się Witoldowi; wydarł on Krzemieniec i Bracław Fedkowi ks. Nieświeskiemu bez winy i sądu; o co ten żalił się do króla; – poddanych swych karał niewinnie, więził, a często pijany z nożem do współbiesiadników porywał się, jak wściekły zwierz dziki. Powszechne były skargi ludu, postrach duchownych i panów. Księża widzieli w nim nie ochrzczonego szczerze katolika, lecz Rusina, którego serce było za Rusią i matczyną wiarą, wszystkie skłonności za Rusinami. Częściej nawet w Rusi niż na Litwie przebywając, nie taił się ze skłonnością swą do kraju tamtego obyczajów, napojów, życia.
Zdaje się, że Witold wreszcie wysłany do Krewa, tam jeśli nie pod strażą, to pod okiem pilnem, wskutek powziętych podejrzeń był trzymany; a lękając się i przeczuwając los ojca, postanowił, broniąc się śmierci, – zginąć w walce przynajmniej lub pochwycić z rąk niegodnych władzę w. książęcą nad Litwą.
Wiele się tu zbiegło okoliczności: lecz myśl, że Litwa pod rządem gnuśnym, poddaną Polski posłuszną zostawała w rękach słabego człowieka, zagrzewać musiała serce wielkiego miłośnika kraju swego, syna Kiejstutowego „twarzy i duszy” ojca dziedzica.
Korzystając z oddalenia się Skirgiełły do Połocka, Witold począł tajemnie w Grodnie, na Polesiu swem, Żmudzi i Litwie, zbierać lud orężny; a wysławszy dla bezpieczeństwa matkę swą z Brześcia, gdzie zostawała, na Żmudź (co dowodzi ciągłych jego stosunków z tym krajem), sam postanowił ubiec Wilno.
Miał on przychylnych sobie w stolicy; a reszty dokonać zamierzał fortelem użytym już przez Kiejstuta, bardzo prostym, ale wiecznie dla swej prostoty właśnie służyć mogącym. Rano, za otwarciem bram miejskich, miały się podwody wcisnąć z różnych stron do Wilna, w których ukryci pod słomą, sianem, skórami byli ludzie zbrojni. Na ten raz jednak wybieg się nie powiódł: straż u wrót stojąca czujna, odkryła spiskowych; – wnet narobiono wrzawy, a gdy podjazd wysłany w górach wojsko przygotowane spotkał, bramy zaparto i gotowano się do obrony. Zdaje się, że zamach ten na Wilno, przez Sudymunda Witoldowi pokrewnego przedsięwzięty, wcześnie Skirgielle objawiony przez Korybuta, spełzł na niczem, dla36 gotowości, w jakiej była załoga.
Witold spiesznie cofnął się do Grodna, ale już i wojsko przeciwko niemu przygotowane było, i król o wszystkiem wiedział. Pospieszył więc szukając ratunku do ks.ks. mazowieckich; ale tu, jak wprzódy, znalazł u Ziemowita zimne tylko i nic nie obiecujące przyjęcie. Przyrzekał wprawdzie Ziemowit, nieprzychylny Skirgielle, pojednać z królem Witolda; ale wkrótce wieść nadeszła, że Jagiełło domagać się myśli wydania Witolda i jego wspólników, wzbraniając się wchodzić we wszelkie układy.
Jeździł Janusz ks. mazowiecki do królowej Jadwigi, prosząc jej o wstawienie się, ale nadaremnie. Pozostawało więc tylko Witoldowi, niemogącemu rachować na własne siły, ani na pomoc książąt mazowieckich, udać się raz jeszcze do Krzyżaków.
1390
Wprzódy jeszcze zetknąwszy się z Zakonom i pewien będąc dobrego przyjęcia, raz że mu to własny interes Krzyżaków zaręczał, po wtóre, że oni po naradzie tajemnej między sobą, uroczyście mu to zaręczyli – Witold z Grodna posłał przodem żonę swoję Annę z córką Anastazją, siostrą Ryngalą, bratem Zygmuntem, pokrewnym jakimś Konradem (tym zapewne, którego widzieliśmy przy wzięciu Wizny); synowcem swym i w niewoli zostającym u niego, a teraz uwolnionym zapewne księciem smoleńskim, w sto kilkadziesiąt koni przedniejszych swoich bajorasów, do Prus, do w. mistrza, prosząc go o nowe przeciwko Jagielle i Skirgielle przymierze; ofiarując nie tylko to, co dawniej Zakonowi był dał, przywrócić, umowy poczynione potwierdzić; lecz w dodatku Grodno, dziś w ręku jego będące, na którem osadzony był z ramienia Witolda Jan ks. olszański – natychmiast oddać w ręce Krzyżaków.
Tak pożądane wnioski przyjął Zakon i chwycił się strony Witolda, nowy zyskując powód potwarzania37 króla, nowy oręż przeciwko Polsce i Litwie.
Osobliwszym wreszcie układem, na zastawę Żmudzi, której Witold nie miał, dano mu na koszta wojny 30 000 grzywien, zaręczając pomoc i posiłki Zakonu. Kroniki Zakonu wprawdzie nic o zastawie nie piszą – i dziwną byłaby przy prawach, jakie Krzyżacy rościli do posiadania tej ziemi. Mogliż brać w zastaw mniemaną własność swoją?
Jeśli tak było, dowodzi to, że w prawa swoje i posiadanie Żmudzi sami wiary nie mieli, szukając wszelkich środków do utrzymania się w niej. – Równie dziwną zastawa ta ze strony Witolda, który prawnie do niej mieszać się nie mógł, zrzekłszy się dzielnicy ojcowskiej. Zakon, spodziewając się widać rozdzielić Litwę od Polski, zasadzał się na wszystko; mając na widoku tylko rychlejsze osłabienie nieprzyjaciela. Witold zaś, zerwawszy z Jagiełłą, tem samem mniemał się z dawnych rozwiązany zrzeczeń.
Szybko sposobiono się do wojny z obu stron wybuchnąć mającej: król wysłał posiłki polskie dla osadzenia zamków wileńskich pod wodzą Mikołaja Moskorzowskiego, niewiele widać ufając Skirgielle; mistrz wyprawił komandora Arnolda Bürgeln, rycerza Marquarda von Satzbach i rządcę rastenburskiego Tomasza Surwiłła do Grodna, dla zbliżenia się i ostatecznej umowy z Witoldem. Zjazd naznaczony ze starszyzną krzyżacką nad rzeką Łykiem, gdzie na nowo na piśmie zawarto przymierze, z dodatkiem, że za żywność, miody, chleb i wszelkie zapasy, na żądanie Witolda przysłane do Litwy, opłacić ma w przeciągu roku.
Natychmiast po zawarciu nowego upokarzającego przymierza d. 19 stycznia 1390 roku, pospieszono gromadzić wojska zakonne, z ludzi ich posiadłości, słabych posiłków i przybylców składające się, około 40 000 głów wynoszące. Na czele ich wyszedł marszałek Zakonu na granice Litwy. Witold ze swemi Podlasiany i Żmudzią połączył się z nim i razem pociągnęli naprzód pod Kiernów nad Wilią; miasto opuszczone, ale trzy zamki warowne mające, świeżo wzmocnione nieco przez samego Witolda, któremu położenie miejsca i środki zdobycia najlepiej znane były. Załoga, nie czekając oblężenia, spaliła zamek główny i uszła za Wilią. Nie gonił jej za rzekę marszałek; kierując się ku Mejszagole nowo obwarowanej, opatrzonej załogą z 1100 ludzi, którzy się czas jakiś mężnie bronili. Zakon okupił ciężkiemi straty wzięcie warowni, zdobytej szturmem, w którym 400 Litwy zginęło.
Po dwunastu dniach wojowania i plądrowania w ziemi, którą zwano pogańską, chociaż Mejszagoła kościół już miała katolicki; – spoczęto pasując rycerzy i wiodąc 2 000 jeńca do Prus. Nowy dziejopis Prus zowie ten napad „szczęśliwą wyprawą, której orężowi Bóg pobłogosławił” – a przecież w czasie tego to napadu na Żmudź, gdy zabijany lud wołał, chcąc śmierci uniknąć: – „jesteśmy chrześcijanie! jesteśmy ochrzczeni!” – Krzyżacy zajadli odpowiadali kąpiąc się we krwi: – „Ja cię chrzczę mieczem!” (Ego te baptiso in gladio) [Process Krzyżaków w r. 1422. Zeznanie Mikoł. Trąby Arcyb. Gniezn. przed Kommiss. Papieża. Naruszewicz, t. VII. Noty, X, IV. 152].
Witold, po powrocie czterdziestotysięcznego wojska, zaspokojonego wzięciem mieściny Mejszagoły, musiał się srodze uczuć zawiedzionym w nadziejach. Tymczasem położenie jego względem Zakonu ciężkie było, bo upokarzające, bo znowu podejrzeniem i nieufnością otoczone.
Dwór jego rozdzielony był na małe gromadki i rozesłany po różnych miejscach przez bojaźń zdrady; jego mamiono obietnicami, a tymczasem plądrowano tylko tę Litwę, o którą on się dobijał. Tymczasem Władysław Jagiełło zagarniał dzielnicę