Król Maciuś Pierwszy. Janusz Korczak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Janusz Korczak
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
inni się śmieli.

      Kiedy nazajutrz po próbnym ataku, kiedy to król Maciuś dostał się do niewoli, miał nastąpić atak generalny – nagle pokazały się nad wojskiem aeroplany, tylko zamiast bomb, rzucały karteczki nadrukowane. To były proklamacje.

      „Żołnierze! – pisało67 w tych kartkach – generałowie i ministrowie was oszukują. Nie ma już Maciusia. Od początku wojny jeździ po stolicy porcelanowa lalka, którą dziś stłukł kamieniem jakiś łobuz. Idźcie do domu, przestańcie się bić”.

      Z trudem udało się przekonać żołnierzy, żeby jeszcze trochę poczekali, że to może kłamstwo. Ale do ataku już iść nie chcieli.

      I wtedy to Felek powiedział wszystko.

      Ucieszyli się generałowie, telefonują do kapitana, żeby natychmiast przysłał do sztabu Maciusia. I jakże się przerazili, gdy się dowiedzieli, że Maciuś w próbnym ataku dostał się do niewoli.

      Co robić?

      Powiedzieć zbuntowanym żołnierzom, że Maciuś w niewoli – raz już oszukani, nie zechcą uwierzyć. Na nadzwyczajnej naradzie postanowili napaść na nieprzyjaciela aeroplanami i wykraść w popłochu Maciusia.

      Wszystkie aeroplany podzielono na cztery oddziały. Jeden miał napaść na obóz jeńców, jeden na areszt, jeden na prochownię, a jeden na sztab oficerów.

      Tak też zrobili. Zarzucili bombami dom, gdzie byli wszyscy oficerowie. Więc już nikt nie mógł dawać rozkazów. Rzucili dużo bomb tam, gdzie zdawało im się, że jest prochownia, ale to się nie udało, bo tam prochowni nie było. A trzeci oddział wpadł do obozu jeńców, szukając Maciusia, ale go nie znalazł. Tylko czwarty oddział porwał Maciusia i zemdlonego z wielkim trudem odwiózł Maciusia do siebie.

      – Dzielnie się spisaliście, moi panowie. A ile straciliśmy aeroplanów?

      – Wysłaliśmy trzydzieści cztery aeroplany, a wróciło piętnaście.

      – Jak długo trwał atak? – zapytał Maciuś.

      – Od wzlotu do powrotu upłynęło czterdzieści minut.

      – Ano dobrze – powiedział – więc jutro atak generalny.

      Oficerowie aż w ręce z radości klasnęli.

      – A to niespodzianka. Doskonale! Żołnierze na całej linii dowiedzą się tej jeszcze nocy, że król Maciuś żyje, że jest wśród nich i sam poprowadzi ich do ataku. Ucieszą się chłopcy setnie i bić się będą jak lwy.

      Zaraz zahuczały telefony i telegrafy do wojska i do stolicy.

      W nocy wyszły nadzwyczajne dodatki wszystkich gazet.

      Dwie odezwy napisał Maciuś: jedną do żołnierzy, drugą do narodu. O rewolucji nikt już nie myślał, tylko młodzież i dzieci urządziły kocią muzykę68 przed pałacem prezesa ministrów.

      Zaraz zebrała się rada ministrów i wydała swoją odezwę, że to wszystko było tak naumyślnie zrobione, żeby oszukać nieprzyjaciela.

      W wojsku taki był zapał, że się doczekać nie mogli rana i ciągle tylko pytali się, która godzina.

      No i ruszyli do ataku.

      Trzech królów prowadziło wojnę z Maciusiem. Jednego rozbili na głowę i wzięli do niewoli, drugiego tak pobili, że prędzej, niż za trzy miesiące nie mógłby znów wojować, bo mu zabrali prawie wszystkie armaty i więcej niż połowę wojska. Więc został się tylko jeden, który stał w rezerwie.

      Kiedy się bitwa skończyła, zebrano się znów na naradę. Był i głównodowodzący, i minister ekstra-pociągiem zdążył przyjechać ze stolicy.

      – Czy ścigać wroga, czy nie?

      – Ścigać – krzyknął dowodzący wojskami. – Jeżeli poradziliśmy sobie, kiedy ich było trzech, tym bardziej pobijemy jednego, który został.

      – Ja mówię, że nie – powiedział minister wojny. – Już mieliśmy nauczkę wtedy, kiedyśmy69 niepotrzebnie tak daleko za nieprzyjacielem polecieli.

      – To było co innego – powiedział głównodowodzący.

      Wszyscy czekali, co powie Maciuś.

      Strasznie chciało się Maciusiowi chociaż troszeczkę gonić zwyciężonych wrogów, którzy go chcieli powiesić. Zresztą ściga zwykle konnica, a Maciuś ani razu jeszcze w tej wojnie konno nie jechał. Tyle słyszał o tym, jak królowie na koniach zwyciężali, a on tyle się czołgał na brzuchu, tyle schylony siedział w rowie, że choćby troszkę pojeździć prawdziwie na koniu.

      Ale pamiętał Maciuś początek wojny. Poszli za daleko i mało wojny nie przegrali. Pamiętał Maciuś, że o głównodowodzącym mówili, że cymbał. I pamiętał Maciuś, że obiecał wówczas odjeżdżającym posłom, że postara się ich prędko zwyciężyć – i postawi łagodne warunki pokoju.

      Długo milczał Maciuś, a wszyscy w milczeniu czekali.

      – Gdzie jest nasz królewski jeniec? – zapytał się nagle.

      – Jest tu niedaleko.

      – Sprowadzić go proszę.

      Wprowadzono okutego w kajdany nieprzyjacielskiego króla.

      – Rozkuć kajdany – krzyknął Maciuś.

      W tej chwili spełniono rozkaz, tylko straż bliżej jeńca stanęła, żeby nie uciekł.

      – Zwyciężony królu – powiedział Maciuś – wiem, co to niewola. Daruję ci wolność. Jesteś pobity, więc proszę cię, żebyś resztę swojego wojska zabrał z mojego kraju.

      I króla odwieziono samochodem, aż do okopów, a potem poszedł do swoich.

      Na drugi dzień przyszedł papier, podpisany przez wszystkich trzech nieprzyjacielskich królów.

      „Królu Maciusiu – pisali – jesteś mężny, rozumny i szlachetny. Po co mamy się bić? Chcemy się z tobą przyjaźnić. Wracamy do naszego kraju. Czy się zgadzasz?”

      Król Maciuś się zgodził.

      Pokój został zawarty.

      Porządni żołnierze wszyscy się cieszyli, cieszyły się ich żony, matki i dzieci. Byli może i niezadowoleni ci, którzy na wojnie rabują i kradną, ale takich jest niezbyt wielu.

      Toteż z radością witano Maciusia, gdy królewskim pociągiem wracał do stolicy.

      Na jednej stacji kazał zatrzymać pociąg, a sam poszedł do poczciwej zwrotniczowej.

      – Przyszedłem do pani na kawę – powiedział Maciuś z uśmiechem.

      Zwrotniczowa z radości nie wiedziała, co robić.

      – Co za szczęście, co za szczęście – mówiła, a z oczu tak jej łzy kapią, kapią.

      W stolicy czekał już samochód, ale Maciuś zażądał białego konia.

      Ucieszył się mistrz ceremonii, za głowę się złapał:

      – Ach, jaki ten Maciuś mądry. Właśnie na koniu powinien król wracać z wojny, a nie na benzynie.

      I jechał Maciuś stępa przez wszystkie ulice, a we wszystkich oknach mieszkańcy, a najwięcej dzieci.

      Dzieci najwięcej kwiatów rzucają i najgłośniej krzyczą:

      – Vivat. Niech żyje król Maciuś! Vivat, vivat, vivat.

      Maciuś trzymał się ostro, ale był bardzo zmęczony. Atak, niewola, ucieczka, narada, znów bitwa, podróż, a teraz ten krzyk straszny, tak zmęczyły Maciusia, że chwilami w głowie mu zaczynało szumieć i w oczach


<p>67</p>

pisało – popr.: było napisane. [przypis edytorski]

<p>68</p>

urządzić kocią muzykę – hałasować złośliwie, aby komuś sprawić przykrość. [przypis edytorski]

<p>69</p>

kiedyśmy (…) polecieli – dziś: kiedy polecieliśmy. [przypis edytorski]