Krysia bezimienna. Domańska Antonina. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Domańska Antonina
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
chcą? Do kogo przyjechały?… Patrzcie, patrzcie, jej miłość wychyla się oknem i miga palcem na tę starszą!

      – Oho, zeskoczyła z wozu, maleńką wzięła na ręce.

      – Słyszał kto coś podobnego? Prosto od schodów wali jakby do własnego domu… Rety, Jaguś… Kachna ku nim wybiega… do komnaty jej miłości drzwi otwiera…

      Marysia Krupska weszła z Kasią do izby, małą Krysię spuściła z ramion na ziemię i przy samym progu pokłoniła się nisko.

      – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

      – Na wieki amen – odpowiedziała królewna, obrzucając dziewczynę badawczym spojrzeniem.

      – Przybliż się, moje dziecko; masz pismo od pani Niewiarowskiej?

      Marysia ukłoniła się po raz drugi, wyjęła zza gorsecika papier we czworo złożony, woskiem zapieczętowany i chciała go wręczyć królewnie, aliści dwie małe rączki pociągnęły ją w tył, Krysia uwiesiła się całym ciężarem u spódnicy swej opiekunki.

      – Chodźmy stąd, Maryś… ja chcę do domu! – piszczało dziecko, krzywiąc buzię do płaczu.

      – Cichaj, moje złotości – szepnęła zmieszana dziewczyna, głaszcząc zgrymaszonego malca po główce. – Cichaj, nie płacz, dam ci kukiełeczkę60 świetluśką61 z miodem.

      – Daj zaraz!

      – Nie, pierwej musisz być grzeczna.

      – Nie będę grzeczna, nie puszczę cię.

      Anna Jagiellonka, rozweselona tym widokiem, rzekła ze śmiechem:

      – Nie brońże jej, niech robi, co chce; już mnie uprzedzono, że ta sierotka na krok cię nie odstępuje. Przybliżcie się obie razem. – Wzięła list z rąk Marysi, położyła go na stole i mówiła: – Chwalono mi cię, że znasz służbę, szycia się nie zlękniesz, jesteś posłuszna i pilna.

      Marysia spuściła oczy skromnie i milczała.

      – Tuszę, iż nie za wielkie były pochwały; siła pożytecznych rzeczy mogłaś się nauczyć u pani kasztelanowej płockiej.

      – Krom wszelakich robótek umiem czytać i pisać – rzekła cicho Marysia.

      – Aa… to bardzo dobrze; musisz ćwiczyć się co dzień, abyś nie zapomniała. Wypoczniesz dziś z drogi, moja Marysiu; panna Leszczyńska wskaże ci izdebkę, gdzie sypiać będziesz i gdzie swoje skrzynki z rzeczami ustawisz. Ma się rozumieć, ta malutka dostanie łóżeczko wedle twego, coby jej nie było markotno. Jakże ci na imię, dziecinko?

      – Pocałuj w rączkę miłościwą panią, Krzysiu, i powiedz, jak się zowiesz. – Mówiąc to Marysia popchnęła małą do kolan królewny.

      – Ja jestem Krysia – rzekło dziecko spoglądając rezolutnie na uśmiechniętą panią – a ty?

      – O Jezus! – Marysia załamała ręce.

      – A ja Hanusia – odpowiedziała królewna z dobrocią. – Pisała mi pani Niewiarowska, że dziecko jest płochliwe; tymczasem śmiele w oczy patrzy, to dobrze.

      – Dzikus z niej jeszcze wielki, proszę waszej miłości; ino gdy się mojej spódnicy chwyci, taka ją dzielność ogarnia.

      Anna Jagiellonka położyła pieszczotliwie rękę na włosach dziewczynki.

      – Bardzo Marysię miłujesz, prawda?

      – Jużci… bawi się ze mną, a zaś potem… bawi się ze mną…

      – A za matusią ci żal?

      – Dlaczego?

      – Jak to? Wszak z matusią przyszłaś do Służewa i pomarli.

      – Jużci, żal; ale to była ino moja niania..

      – Niania?

      – Moja matusia prześliczna… w czerwonej sukni chadza, o… w takiej… jak raz w takiej! – I pokazała paluszkami adamaszkową kotarę nad łóżkiem jej miłości.

      – Naprawdę?

      – A jakże… I żółty łańcuszek na szyi nosi, a katankę ma wyszytą jarzącymi kamykami, tak się błyszczą a świecą, a migają, aż strach! Moja matusia ładniejsza niż wy.

      Marysia potrząsnęła głową.

      – To tak co dzień, proszę miłościwej pani; wiecznie jedno w kółko rozpowiada. A powiedz, Krysiu, jak tatuś wygląda?

      – Na koniku jedzie, tup, tup, tup, cały w żelaznym odzieniu… za nim wojsko… białe skrzydła furczą od wiatru, szumią, szumią, tatuś ino wąsy kręci… matusia z okna patrzy… tatuś się śmieje do matusi…

      – A czemuż cię niania zabrała od mamy?

      – Nie zabrała; to oni pojechali.

      – Kto taki?

      – Ano tatuś i mamusia.

      – Dokąd pojechali?

      – Nie wiem. Ponoś do Bozi.

      Spojrzenia Anny i Marysi skrzyżowały się znowu.

      – I ciebie ostawili samiutką?

      – Ano samiutką, z nianią. Dopiero jak czarny pan przyjechał na gród…

      – Na jaki gród?

      – Jakoż mam gadać? Do naszego domu przecie. Wszyscy tak mówią. Niania zbudziła mnie w nocy, zawiniątko na plecy, mnie na ręce i uciekła. Gadała, że czarny pan to gorszy od diabła.

      – Coś się tam złego musiało dziać, proszę waszej miłości – odezwała się Marysia – bo ta niewiasta, co z Krysią przyszła, nie chciała się przyznać, ani skąd idą, ani po co, ani do kogo. Mowę miała cale odmienną, choć polską, widno szła z dalekiego kraju. Jeden raz tylko, na kilka godzin przed śmiercią (nikogo przy niej nie było krom mnie), rozpłakała się i lamenciła: „O Jezu miłosierny, opiekuj się biedną sierotą! Niech jej wrogi nigdy nie znajdą!… Pokaraj ich śmiercią i ogniem piekielnym!” Klękam wedle łóżka i pytam: „Gdzie te wrogi? Powiedzcie, cobym umiała dziecka strzec przed nimi”. Pojrzała na mnie zalęknionym wzrokiem, koniecznie chciała coś rzec, aż tu skurcz jej gardło ścisnął, zamknął mowę i już tak została do skonania.

      – Dziwy, dziwy, kto nam wytłumaczy, co to za tajemnica? – troskała się królewna. – Dziecina z wielkiego domu, nie ma wątpienia, ale czyja?… Co tam takiego? Któraż beze drzwi zaziera? No, wejdź, czego chcesz?

      – To ja, Ewunia.

      – Co powiesz?

      – Z Knyszyna.

      – Co?

      – Przyjechał…

      – Kto przyjechał? Cedzisz słówko za słówkiem…

      – Pan oboźny Karwicki. Czy może wejść?

      – Proś, proś, czekam z upragnieniem!

      Ewa drzwi uchyliła, pan Karwicki przekroczył próg i szedł powoli ze spuszczoną głową, jakby nie śmiał w oczy spojrzeć królewnie.

      Anna powstała z ławy.

      – Złe wieści? – spytała cicho.

      – Bardzo złe – odpowiedział poseł.

      – Miłościwy pan?

      – Onegdaj, siódmego lipca, o godzinie szóstej wieczorem życie zakończył.

      Rozdział II

      Mijały dni, miesiące, królewna Anna przenosiła się


<p>60</p>

kukiełeczka a. kukiełka – tu: bułka pszenna w kształcie lalki. [przypis edytorski]

<p>61</p>

świetluśki – bardzo jasny; tu: z białej mąki. [przypis edytorski]