Królik zatrzymał się przed drzwiami z napisem: „Urodziny” i skinął, by Oswald poszedł za nim. Chłopak trząsł się z przerażenia, ale był zbyt zaciekawiony, by odmówić.
Poza tym – powtarzał sobie – nie możesz mnie skrzywdzić. Jeszcze się nawet nie urodziłem.
Po wejściu do pomieszczenia Oswald potrzebował kilku sekund, by zrozumieć, co właściwie widzi, i kilku kolejnych, by jego mózg to przetworzył.
Dzieci siedziały pod ścianą pomalowaną w miejscowe maskotki – dostrzegł postacie uśmiechniętego niedźwiedzia, niebieskiego królika i ptaszycy. Było ich sześcioro, wszystkie młodsze od Oswalda. Ich pozbawione życia ciała opierały się o ścianę, a nogi były wyciągnięte przed siebie. Niektóre wyglądały, jakby spały z zamkniętymi oczami. Oczy innych były otwarte, puste i nieruchome niczym u lalek. Wszystkie miały na głowach czapeczki urodzinowe Freddy’ego Fazbeara.
Oswald nie wiedział, jak zginęły, ale był pewien, że odpowiada za to królik i że królik chciał mu pokazać to, co zrobił. Może planował, że Oswald zostanie kolejną ofiarą, że dołączy do tych pod ścianą, o niewidzących oczach.
Chłopiec krzyknął. Żółty królik rzucił się na niego, ale Oswald zdążył wybiec z pokoju i pognał ciemnym korytarzem. Może królik nie mógł go skrzywdzić. Może nie mógł.
Oswald nie zamierzał czekać, by to sprawdzić.
Przebiegł przez pustą salę z automatami do gier, w stronę basenu z kulkami. Na zewnątrz słychać było wycie syren. Królik gnał za nim. Był tak blisko, że jego futrzasta łapa otarła się o plecy Oswalda.
Chłopak wskoczył do basenu. Policzył do stu najszybciej, jak umiał.
Kiedy wstał, pierwsze, co usłyszał, to był głos Jeffa.
– Tam jest ten mały drań!
Oswald odwrócił się i zobaczył, jak ojciec zbliża się stanowczym krokiem, a Jeff przygląda się całej sytuacji. Ojciec był wściekły, a Jeff też nie wyglądał na zachwyconego – inna sprawa, że nigdy nie wyglądał.
Oswald zamarł, zbyt przytłoczony, by się ruszyć.
Ojciec złapał go za ramię i wyciągnął z basenu.
– Co ci przyszło do głowy, żeby chować się w tym okropnym miejscu? – zapytał tata. – Nie słyszałeś, jak cię wołałem?
Kiedy Oswald się wydostał, jego tata nachylił się nad basenem.
– Spójrz, jakie to jest brudne. Twoja matka…
Spośród kulek wysunęły się dwie żółte łapy i wciągnęły ojca w głąb.
Walka wyglądałaby nawet zabawnie, gdyby nie była taka przerażająca. Na powierzchni pojawiły się nagle stopy ojca w brązowych butach roboczych, po czym zniknęły, a na ich miejscu znalazły się żółte futrzaste łapy, ale i one po chwili się schowały. Piłki w basenie przewalały się jak podczas sztormu. I nagle znieruchomiały. Z basenu wynurzył się żółty królik, poprawił fioletową muszkę, strzepnął coś z futra i odwrócił się z uśmiechem do Oswalda. Oswald cofnął się, ale królik natychmiast znalazł się przy nim. Objął go i poprowadził do wyjścia.
Oswald spojrzał na stojącego za kontuarem Jeffa, ale ten jak zwykle miał ponurą minę i powiedział tylko:
– Na razie, chłopaki.
Jak Jeff – jak ktokolwiek – mógł zachowywać się tak, jakby nic się nie stało?
Kiedy wyszli na zewnątrz, królik otworzył drzwi samochodu od strony pasażera i wepchnął Oswalda do środka.
Oswald patrzył, jak królik zapina pas i włącza silnik. Próbował otworzyć drzwi, ale królik zablokował centralny zamek. Na jego twarzy wciąż widniał idiotyczny uśmiech, a oczy patrzyły niewidzącym wzrokiem przed siebie.
Oswald próbował odblokować drzwi, chociaż wiedział, że nic to nie da.
– Chwila – krzyknął. – Umiesz to w ogóle? Wiesz, jak kieruje się samochodem?
Królik nic nie odpowiedział, tylko wrzucił bieg i wyjechał na ulicę. Zatrzymał się na czerwonym świetle, więc chłopak uznał, że królik widzi i zna podstawowe zasady prowadzenia auta.
– Co zrobiłeś z moim tatą? Dokąd mnie zabierasz?
W głosie Oswalda słychać było panikę. Chciał brzmieć jak ktoś silny i odważny, taki, co potrafi o siebie zadbać, ale sprawiał wręcz odwrotne wrażenie: przestraszonego i zdezorientowanego chłopca. Zresztą, naprawdę tak się czuł.
Królik nie odpowiedział.
Samochód skręcił w prawo, tam gdzie zawsze, a potem w lewo, do dzielnicy Oswalda.
– Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – zawołał Oswald.
Królik, dalej milcząc, podjechał pod parterowy dom Oswalda.
Ucieknę – pomyślał Oswald. – Jak tylko to coś otworzy drzwi, pobiegnę do domu sąsiadów, wejdę do środka i zadzwonię na policję.
Usłyszał otwieranie zamka i wyskoczył z samochodu. Królik zdążył już jednak stanąć przed nim. Złapał go za ramię. Chłopak próbował się wyrywać, ale futrzak trzymał go mocno. Zaciągnął Oswalda do drzwi wejściowych, a potem zerwał mu z szyi klucz do domu. Następnie otworzył drzwi i wepchnął chłopaka do środka. I stanął przed nim, blokując drogę ucieczki.
Jinx, ich kotka, weszła do salonu. Spojrzała na królika, po czym wygięła się w łuk, napuszyła ogon i zasyczała niczym kot z dekoracji na Halloween. Oswald nigdy jeszcze nie widział, by jego zwierzę było tak przerażone i nieprzyjazne. Patrzył, jak odwróciła się i uciekła korytarzem. Jeśli nawet Jinx wiedziała, że sytuacja jest zła, to musiało być naprawdę paskudnie.
Oswald zwrócił się do królika ze łzami w oczach:
– Nie możesz tego robić.
Nie chciał płakać. Chciał być silny, ale nie potrafił nad sobą zapanować.
– To… to jest porwanie albo coś w tym stylu! Niedługo do domu wróci mama i zadzwoni na policję.
Oczywiście ściemniał. Mama wracała sporo po północy. Czy będzie wtedy jeszcze żywy? Czy jego ojciec jeszcze żył w tym momencie?
Oswald wiedział, że królik by go złapał, gdyby próbował dobiec do tylnych drzwi.
– Idę do swojego pokoju, dobra? Nie próbuję uciekać. Po prostu idę do pokoju.
Zaczął się cofać, a królik mu na to pozwolił. Kiedy tylko znalazł się w pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi i zamknął je na klucz. Wziął kilka głębokich wdechów i zaczął myśleć. Co prawda w pokoju miał okno, ale znajdowało się za wysoko i było zbyt małe, by mógł przez nie uciec. Pod łóżkiem Jinx prychała cicho.
Oswald słyszał królika tuż za drzwiami. Gdyby próbował gdzieś zadzwonić, tamten natychmiast by go usłyszał. Ale może mógłby wysłać wiadomość.
Wyciągnął telefon i drżącymi rękami napisał:
Mamo, wypadek! Cos zlego z tata. Natychmiast wracaj do domu
Już kiedy pisał, wiedział, że mama nie wróci od razu. W pracy zajmowała się nagłymi przypadkami i rzadko sprawdzała komórkę. W razie potrzeby Oswald miał się zawsze kontaktować z tatą. Tylko że tym razem to by nie zadziałało.
Oswald