Markus, pełen wyobraźni, zmysłowy, wyrafinowany kochanek, jakiego pamiętała z początków ich małżeństwa, zaczął bywać takim incydentalnie. Zauważyła, że wyłącznie w hotelach. Niekoniecznie tych z ogromnymi łożami przykrytymi wymyślnie grubo tkanymi, drapiącymi pośladki lub twarz narzutami. Markus kochał się z nią w hotelach chętniej. Po pierwsze i najważniejsze – tego chciał, po drugie – pożądliwiej, dłużej, żarliwiej, inaczej, o każdej porze dnia. Zdarzało się nawet, że spełniał jej fantazje. Jak na przykład tę, kiedy stoi rozdygotana od pożądania, naga, odwrócona plecami do niego, oparta o ścianę, przykuta do niej jego dłońmi. W hotelu na Maderze podczas ich kilkudniowego wiosennego urlopu ta ściana była z grubego szkła. Od podłogi do sufitu. Kiedy rytmicznie przygniatana do tej szyby unosiła głowę i otwierała oczy, przez krótką chwilę widziała pieniący się od fal ocean...
O tym, że w hotelach ludzie kochają się inaczej, wie nie tylko Karina. Pobyt w hotelu to naturalne oderwanie się od powtarzalnej codzienności. Obce miejsce, inna łazienka, więcej czasu, inny widok za oknem, nowe zapachy, a także to, co w każdym hotelowym pokoju naczelne i trudne do przeoczenia: łóżko. Nie kanapa przed telewizorem, nie blat kuchni, nie biurko z komputerem. Łóżko. Wszystko to w jakiś tajemniczy sposób podnieca. Zachęca do przygód. Także seksualnych.
Internetowa platforma Hotel Tonight zajmująca się rezerwacją pobytów w hotelach całego świata przeprowadziła ostatnio (2016) interesującą ankietę. Zapytała w niej swoich użytkowników między innymi, czy w hotelach są „bardziej skłonni do przygód”, czy „ich seks w hotelu trwa dłużej”, czy w hotelach „ich seks jest częstszy” oraz „czy w hotelu są lepszymi kochankami”. Odpowiedzi różniły się zależnie od narodowości pytanych. Niemcy przyznali, że ich seks w hotelu trwa dłużej (34 procent mężczyzn) niż w domowej sypialni. Niemieckie kobiety były – w kontekście owej długości – bardziej realistyczne. Potwierdziło to jedynie 19 procent ankietowanych. Jeśli chodzi o częstotliwość aktów seksualnych, zarówno kobiety, jak i mężczyźni byli zgodni. W hotelach Niemcy mają 2,1 razy częściej seks (w przeliczeniu na 24 godziny) niż w domu. Ponadto 2/3 niemieckich mężczyzn i kobiet (jednogłośnie!) uznało, że w hotelach są lepszymi kochankami.
Karina nie rezerwuje hoteli na tej platformie. Nigdy o niej nie słyszała. To Markus wybiera ich hotele. Zna się na tym. Prawie co drugi weekend mieszka w jakimś. Ostatnio zastanawiała się nad tym, czy nocuje w nich sam...
POMIESZANIE ZMYSŁÓW
Siedzi zgarbiony, opierając łokcie na blacie kawiarnianego stolika. Kiedy tylko przerywa swoją opowieść, natychmiast opuszcza głowę i splata dłonie jak do modlitwy. Długo milczy, nerwowo zagryzając spierzchnięte wargi i podejrzliwie rozglądając się wokół.
Ma na imię Krystian. Niski, krępy, o dużych niebieskich oczach, które cały czas wydają się załzawione i błyszczą. Ma około czterdziestu lat. W roboczej flanelowej, kraciastej koszuli i drelichowych spodniach nie pasuje do luksusowego wystroju wnętrza kawiarni. W pewnej chwili sięga po filiżankę z kawą i mówi przyciszonym głosem:
To nie tak, jak gadają, że u nas zawsze piekło. Momentami jest taka, jaką ją znałem. Przedwczoraj w nocy siedzieliśmy przy stole w kuchni. Dzieciaki spały. Wracając z pracy, kupiłem w Lidlu wino. Ja się na winach nie znam, więc dla pewności kupiłem najdroższe. Chciałem, żeby była zadowolona, bo ona lubi wino. Obok niej siedziałem. Bardzo blisko, prawie przytulony. Jak kiedyś, jeszcze w narzeczeństwie. I wspominaliśmy. Ona ryczała, ja ryczałem, i kiedy patrzyłem na naszego wilczura leżącego na podłodze przy lodówce, to wydawało mi się, że i on płacze. Kiedy tylko nie rozmawiamy o tym, co dzisiaj, to jakby to dzisiaj nigdy nie istniało. Ale przecież ono jest.
Rano zostawiła dzieciaki bez śniadania, znikła na cały dzień i do wieczora nie odbierała telefonów. Każdego dnia to „dzisiaj” jest gorsze. A może wcale nie? Może tylko ja nie potrafię tego ogarnąć? Niech mi pan to, do jasnej cholery, wyjaśni. Gadają, że pan się na tym zna. Nie wiem, jak mam to pojąć i nie dostać pomieszania zmysłów.
Milknie na chwilę, duszkiem wypija kawę z filiżanki i sięga do kieszeni po brzęczący telefon. Wychodzi z kawiarni. Kiedy wraca, starając się ukryć zdenerwowanie, mówi:
To nieprawda, że nie chcę o nią walczyć. Chcę! Tylko nie wiem jak. Gdyby odbierał mi ją jakiś facet, to wiedziałbym, co robić. Mordę bym sprał albo podkuliłbym pod siebie ogon i dałbym jej rozwód, a potem krzyżyk na drogę. Obojętnie, jak bardzo by to bolało. Ale jak walczyć z jakąś lesbą?! Mówi pan, że widocznie przeoczyłem ważny moment, nie zauważyłem sygnału. Dzisiaj wiem, że niejeden przegapiłem, ale wtedy nie mieściło mi się to w pale. Myślałem, że o takich rzeczach to tylko na Facebooku piszą albo wymyślili je do jakiegoś głupkowatego serialu, albo dzieją się u najaranych zboczuchów w Warszawce. A tymczasem to się wydarzało w mojej małej mieścinie, kilkaset metrów od kościoła, w którym braliśmy ślub i chrzciliśmy nasze dzieciaki. Dwa lata temu chyba najbardziej się zagapiłem. Zaprosiła do nas swoją przyjaciółkę Marlenę. Bo niby ją z mieszkania eksmitowali. Miała u nas przeczekać nie dłużej niż tydzień, nim coś sobie znajdzie. Ja tam generalnie ludziom pomagam, ale kiedy z tygodnia zrobiły się dwa miesiące, a ona rozgościła się jak u siebie, to zaczęło mnie to powoli uwierać. Pewnego dnia rano zawróciłem z drogi do pracy, bo telefonu zapomniałem. Kiedy wszedłem do sypialni, zastałem je w naszym łóżku. Obie nagie. Wieczorem dowiedziałem się, że Marlenie na kanapie w salonie było zimno, więc przyszła się do niej ogrzać. Uwierzyłem, chociaż dwa lata temu, może pan pamięta, był wyjątkowo upalny sierpień. Nie potrafiłem wtedy uwierzyć w nic innego. Ale teraz jest o dwa lata później. Kiedy zaczęła zaniedbywać dzieci i znikać, wierzyłem, że potrzebuje czasu dla siebie i swoich przyjaciółek. Tak mi opowiadała, kiedy robiłem jej awantury. Dwa tygodnie temu dostałem od kogoś życzliwego esemesa, że dzieciaki są w domu same, a ona jest z jedną z tych przyjaciółek w hotelu w miasteczku obok. Życzliwy, albo raczej życzliwa, wiedziała nawet, w którym pokoju. Nie zamknęły zresztą drzwi...
Wieczorem powiedziała mi, że ona ją kocha. Walnęło mi mocno po mózgu, godności i męskim honorze. Nawet nie pamiętam, kiedy ją popchnąłem. To musiało być wtedy, kiedy zaczęła mnie gryźć. Zadzwoniła po policję, przywołała swoją matkę, zwołała sąsiadki. Cała wieś miała swój odcinek serialu na żywo. Najgorsze, że dzieciaki to wszystko widziały i słyszały. Na dodatek za kilka dni, we wrześniu rozpocznie się szkoła i dam sobie rękę uciąć, iż usłyszą, że ich mama to lesba, a ojciec chciał ją zamordować. Już teraz cała wieś nas grilluje ze wszystkich stron.
Te pana mądrości o tym, że kobiety mają często jakieś epizody z innymi kobietami, wcale mnie nie pocieszają. Niech sobie mają. Moim zdaniem może być to nawet więcej niż sześćdziesiąt procent. Moja żona też miała. Bo co to było z tą Marleną dwa lata temu? Ale tym razem to nie jest przecież żaden epizod. Ona chce tę swoją miłość do lesby oprawić w ramki i powiesić na moim życiorysie. Mamy sobie mieszkać w domu, który ja zbudowałem. Mam harować od rana do nocy, aby spłacać kredyt. Mam zasilać konto, aby rachunki nie wisiały i aby bankomat nie odmawiał wypłat. Mamy razem w niedzielę rano do kościoła chodzić. Ma być, jak