Milion małych kawałków. James Frey. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: James Frey
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Современная зарубежная литература
Год издания: 0
isbn: 9788380536739
Скачать книгу
lubię pożegnań.

      Mimo to trzeba się żegnać.

      Nie, nie trzeba.

      Wstaję i biorę tacę i wracam do kolejki i biorę dokładkę i biorę serwetki i idę do pustego stolika w kącie i siadam i jem. Tym razem jem wolniej. Z każdym kęsem czuję, jak żołądek mi się nadyma. To paskudne, nieprzyjemne uczucie, ale nie mogę się powstrzymać. Jem kęs za kęsem i czuję się coraz gorzej. Patrzę na jedzenie i nie chcę już więcej, ale to bez znaczenia. Jem kęs za kęsem, czuję się coraz gorzej. Zdobądź coś. Zapchaj mnie. Tylko to się liczy. Zapchaj mnie. Kończę jeść i wstaję i idę powoli, powoli, powoli przez Stołówkę i odkładam tacę na taśmociąg do zmywarki. Kiedy się odwracam, przede mną stoi Lilly. Mimo że jakiś czas temu ją widziałem, naprawdę jej nie widziałem, i mimo że już dwa razy ją spotkałem, nigdy naprawdę jej się nie przyjrzałem. Ma długie czarne włosy do połowy piersi i niebieskie oczy. Nie bladoniebieskie, niebieskie jak woda. Niebieskie jak głęboka, czysta woda. Jest trupio blada, blada blada trupio blada, i ma szerokie i czerwone jak krew wargi, mimo że nie używa szminki. Jej dżinsy są stare i znoszone i jej czarny sweter jest stary i znoszony i jej glany są stare i znoszone i wszystko jest za duże na jej ciało, które jest małe i wątłe. Trzyma tacę i uśmiecha się. Ma proste białe zęby, proste bez pomocy aparatu i białe bez pomocy pasty do zębów. Uśmiecham się do niej. Mówi.

      Masz zęby.

      No.

      Ładnie wyglądają.

      Dzięki.

      Dajesz sobie radę?

      Ani trochę. Ty?

      U mnie w porządku.

      To dobrze.

      Wymijam ją i odchodzę. Wiem, że na mnie patrzy, ale nie oglądam się. Idę Korytarzami i wchodzę do Auli i znajduję miejsce wśród mężczyzn z mojego Oddziału i siadam. Leonard siada koło mnie, a ja wstaję i przesiadam się tak, żeby było między nami puste krzesło. Spogląda na mnie i śmieje się. Ignoruję go.

      Zaczyna się Wykład. Jest o Powierzeniu Życia Bogu. Mężczyzna prowadzący wykład jest trzeźwy od dziesięciu lat. Kiedy ma kłopoty albo mu się nie wiedzie, zwraca się do Boga i idzie na Spotkanie AA. Bóg postępuje zgodnie ze swoją wolą, rozwiązuje to lepiej lub gorzej i mężczyzna nie musi się tym martwić ani próbować nad tym zapanować. Po prostu czeka i wierzy, czeka i chodzi na Spotkania, czeka i zakłada, że cokolwiek się stanie, jest tym, co miało się stać. Kiedy opowiada o Bogu i o swoim zaufaniu do wszechmocnego męskiego Boga, oczy mu lśnią. Znam to lśnienie i widziałem je już wiele razy, zazwyczaj kiedy ktoś wyjebał w kosmos na mocnych twardych narkotykach. Bóg stał się jego narkotykiem i wystrzelił, wystrzelił niczym Pierdolona rakieta, i ciska gromy, chodzi tam i z powrotem, Bóg to i Bóg tamto, bla bla bla. Gdybym siedział bliżej albo gdyby był w moim zasięgu, przyjebałbym mu w ryj, żeby się w końcu zamknął.

      Kończy i wszyscy są pod wrażeniem i wszyscy klaszczą. Wstaję i wychodzę. Kiedy wychodzę za drzwi, Ken na mnie czeka.

      Cześć, James.

      Cześć.

      Pójdziesz ze mną na chwilę?

      Po co?

      Dostaliśmy twoje wyniki i Doktor Baker chce z tobą porozmawiać. Dobra.

      Wracamy w świetle Korytarzy i jest mi nieswojo i Ken próbuje mnie zagadać i ignoruję go. Ignoruję go, bo moja potrzeba najebania się rośnie i wrzeszczy na mnie i to wszystko, o czym potrafię myśleć i na czym potrafię się skoncentrować. Zabiłbym teraz za drinka. Zabił. Drinka. Zabił. Drinka. Zabił.

      Wchodzimy na Oddział Medyczny i Ken prowadzi mnie do Poczekalni i każe mi zaczekać. Wychodzi, a ja zapalam papierosa i oglądam telewizję. Papieros mi smakuje i piecze mnie w gardle i płucach i chociaż to najlżejszy i najsłabszy narkotyk, od którego jestem uzależniony, mimo wszystko to narkotyk i smakuje zajebiście. Nie obchodzi mnie, co on ze mną robi, smakuje zajebiście.

      W kącie stoi maszyna do kawy, więc wstaję i nalewam sobie kubek. Wsypuję mnóstwo cukru i wypijam łyk i jest gorąca i parzy i to mi się podoba. Prawie natychmiast przyspiesza mi tętno i chociaż nie przyspiesza tak jak zwykle i chociaż nie jestem uzależniony od kawy, mimo wszystko to narkotyk i smakuje zajebiście. Smakuje tak zajebiście.

      Ken wraca do Poczekalni i mówi, że Doktor jest gotów, więc wstaję i prowadzi mnie przez Oddział Medyczny do małego czystego białego Gabinetu Badań. Są w nim trzy krzesła i okno i rząd lśniących stalowych półek na narzędzia i leżanka do badań przy ścianie i wisząca koło drzwi przeglądarka do zdjęć rentgenowskich. Doktor Baker siedzi z teczką na jednym z krzeseł. Kiedy wchodzimy, wstaje.

      Cześć, James.

      Wyciąga rękę. Ściskam mu dłoń.

      Witam, Doktorze Baker.

      Siadamy.

      Mogę zobaczyć twoje zęby?

      Uśmiecham się.

      Wyglądają nieźle. Doktor Stevens powiedział, że byłeś bardzo dzielny.

      Doktor Stevens był dla mnie dobry. Niech mu pan podziękuje ode mnie następnym razem, kiedy będzie pan z nim rozmawiał. Dobrze.

      Teraz proszę mi powiedzieć, po co tu przyszedłem.

      Dr Baker otwiera teczkę.

      Mam wyniki badań, które przeprowadziliśmy kilka dni temu.

      Jest bardzo źle?

      Zagląda do teczki, bierze głęboki oddech. Opada na oparcie krzesła i patrzy na mnie. Mówi.

      Poważnie uszkodziłeś sobie nos, gardło, płuca, żołądek, pęcherz, nerki, wątrobę i serce. Nigdy nie widziałem tak dużych i rozległych uszkodzeń u kogoś tak młodego. Żeby określić ich konkretny zasięg, musielibyśmy przeprowadzić dodatkowe badania, i jeżeli chcesz, możemy to zorganizować, ale z tego, co tu mamy, wynika kilka istotnych rzeczy. Po pierwsze, masz szczęście, że żyjesz. Po drugie, jeżeli kiedykolwiek napijesz się alkoholu albo zażyjesz jakiś twardy narkotyk, istnieje duże prawdopodobieństwo, że umrzesz. Po trzecie, jeżeli zaczniesz pić albo regularnie brać narkotyki, umrzesz w ciągu kilku dni. Twoje ciało było maltretowane tak poważnie i tak długo, że nie wytrzyma nic więcej.

      Ken patrzy na mnie, Doktor Baker patrzy na mnie. Omijam go wzrokiem i patrzę przez okno, gdzie w dalszym ciągu szaleje Burza. W końcu wiem bez cienia wątpliwości coś, co podejrzewałem od dłuższego czasu. Jestem prawie martwy.

      Szczęśliwy ten kurwa dzionek.

      Doktor Baker mówi.

      To nie jest temat do żartów, James.

      Patrzę na niego.

      Wiem, że nie jest, ale co mam kurwa powiedzieć? Dostałem wyrok. Ken mówi.

      Co to ma znaczyć?

      A jak ci się wydaje?

      Jesteśmy tu, żeby ci pomóc, James. Jesteśmy tu, żeby pomóc ci wyzdrowieć i pomóc ci nauczyć się, jak przestać się zabijać. Jeżeli będziesz postępował zgodnie z naszymi zaleceniami i zgodnie z przygotowanym dla ciebie Programem, będziesz żył długo i szczęśliwie.

      Dostałem wyrok.

      Nie musi zostać wykonany. Tylko nam zaufaj.

      Patrzę na Doktora Bakera.

      Ma mi pan coś jeszcze do powiedzenia?

      Mam nadzieję, że nam zaufasz, mam nadzieję, że dasz nam szansę, żeby ci pomóc, i mam nadzieję, że na Boga będziesz tu jutro.

      Patrzę na niego. Jego oczy są pełne wyrazu i wilgotne, jakby się miał rozpłakać. Jest wyraźnie smutny i wyraźnie rozczarowany. Mam dość zasmucania ludzi i mam dość rozczarowywania ich i mam dość oglądania, jak się rozklejają. Widziałem to zbyt wiele