Patrzę na pytanie.
Moich grzechów nie da się odkupić.
Patrzę na pytanie.
Moich grzechów nie da się odkupić.
Zostawiam puste miejsce.
Kończę pięćset sześćdziesiąte szóste z pięciuset sześćdziesięciu siedmiu pytań testu wyboru i zamykam książeczkę i odkładam ołówek i biorę głęboki oddech. Minęło wiele godzin, a ja jestem wyczerpany i chcę drinka. Wódka, gin, rum, tequila, burbon, scotch. Wszystko jedno. Po prostu dajcie mi drinka. Dobrego mocnego alkoholowego drinka. Mówię sobie, że chcę tylko jednego, ale wiem, że to nieprawda. Chcę kurwa pięćdziesiąt.
Biorę arkusz odpowiedzi i wstaję i wychodzę z Pokoju i wracam do Gabinetu Kena i zostawiam test i arkusz odpowiedzi na biurku i idę na Oddział. Zajęcia skończyły się i mężczyźni są rozproszeni w grupkach na obydwu Poziomach. Grają w karty, plotą trzy po trzy, palą papierosy i piją kawę. Telefon jest wolny. Nie rozmawiałem z Rodzicami, Bratem ani żadnym z przyjaciół, więc idę na Dolny Poziom i biorę krzesło i siadam przy telefonie i podnoszę słuchawkę i zaczynam dzwonić na koszt rozmówcy.
Dzwonię do swojej przyjaciółki Amy. Dzwonię do swojej przyjaciółki Lucindy. Dzwonię do swojej przyjaciółki Courtney. Wszystkie były jejprzyjaciółkami, ale kiedy odeszła i wszyscy inni odeszli, one przy mnie zostały. Kocham wszystkie trzy z całego serca i rozmowy mnie przygnębiają. Dzwonię, one odbierają. Mówię, że miałem wypadek, że znalazłem się tutaj, że chcę spróbować się wyleczyć. Mówię, że nie wiem, czy mi się uda. Płaczą i pytają, czy czegoś potrzebuję, a ja mówię, że nie. Pytają, czy mogą jakoś pomóc. Mówię, że wystarczająco mi pomogły. Rozłączamy się.
Dzwonię do Brata. Pyta, jak się mam, i mówię, że daję sobie radę. Mówi, że się o mnie martwi i że chce przyjechać w odwiedziny. Mówię, że nie wiem, jaki dziś dzień, ale że Dzień Odwiedzin jest w niedzielę i że chciałbym, żeby przyjechał. Mówi, żebym był dzielny, a ja mówię, że się staram. Mówi, że jest ze mnie dumny, a ja mówię dzięki. Mówię, że muszę iść, a on mówi, żebym zadzwonił, gdybym czegoś potrzebował, dziękuję mu. Rozłączamy się.
Dzwonię do Rodziców do Hotelu w Chicago i moja Matka odbiera połączenie.
Słucham.
Cześć, Mamo.
James, poczekaj.
Słyszę, jak woła Ojca. Ojciec podnosi słuchawkę.
Cześć, James.
Cześć, Tato.
Jak się masz?
W porządku.
Jak ci tam jest?
Dobrze.
Co się dotąd działo?
Jestem odtruwany i to jest niefajne, a wczoraj przeniosłem się na Oddział i to jest w porządku.
Czujesz, że to pomaga?
Nie wiem.
Słyszę, jak Mama robi głęboki wdech.
Możemy coś zrobić?
Słyszę, jak Mama się rozkleja.
Nie.
Słucham, jak płacze.
Muszę lecieć, Tato.
Słucham, jak płacze.
Dasz sobie radę, James. Tylko się trzymaj.
Słucham, jak płacze.
Muszę lecieć.
Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, zadzwoń.
Do widzenia.
Kochamy cię.
Odwieszam słuchawkę i patrzę w podłogę i myślę o Matce i Ojcu w Pokoju Hotelowym w Chicago i zastanawiam się, dlaczego ciągle mnie kochają i dlaczego nie potrafię ich kochać i jak dwójka normalnych zrównoważonych ludzi mogła stworzyć coś takiego jak ja, żyć z czymś takim jak ja i znosić coś takiego jak ja. Patrzę w podłogę i zastanawiam się. Jak oni mnie znosili.
Podnoszę wzrok i widzę, jak większość mężczyzn wychodzi z Oddziału na kolację, więc wstaję i przechodzę Korytarzami do Stołówki i staję w kolejce i dostaję zupę i szklankę wody i siadam przy pustym stoliku i jem. Jedzenie mi smakuje i kiedy zjadam cały talerz, chcę jeszcze. Moje ciało łaknie i pragnie i wymaga i mimo że nie może mieć tego, co normalnie ma, potrzebuje czegoś. Dostaję drugi talerz, a potem trzeci, a potem czwarty. Zjadam wszystko i chcę jeszcze. Zawsze było tak samo, chcę jeszcze i jeszcze i jeszcze i jeszcze.
Kończę jeść i wychodzę ze Stołówki i idę do Auli i siadam z Leonardem i słucham, jak kobieta opowiada historię swojego życia. Przez ostatnich dziesięć lat była w siedemnastu Ośrodkach Odwykowych. Straciła Męża, Dzieci, wszystkie pieniądze i spędziła dwa lata w Więzieniu. Od osiemnastu miesięcy nie bierze i mówi, że po raz pierwszy w życiu jest szczęśliwa. Mówi, że poświęciła życie Bogu i Dwunastu Krokom i że każdy nowy dzień jest lepszy od poprzedniego. Powodzenia, proszę Pani. Powodzenia kurwa powodzenia.
Kończy opowieść i Ludzie klaszczą i wstaję i wracam na Oddział i idę do Pokoju. Chcę iść do łóżka, ale nie mogę, więc gram w karty z Johnem i Larrym i Warrenem. Larry, którego Żona i nowo narodzone Bliźniaczki czekają na niego w domu w Teksasie, jest pogrążony w żalu. Po południu dowiedział się, że ma wirusa HIV, którym się przypuszczalnie zaraził w ciągu dziesięciu lat szprycowania się metamfetaminą w kryształkach i pierdolenia kurew. Chce powiedzieć Żonie, ale boi się do niej zadzwonić, więc siedzi z nami i gra w karty i opowiada o tym, jak bardzo kocha swoje Dzieci. Chcę spróbować go pocieszyć, ale nie wiem, co powiedzieć, więc nic nie mówię i śmieję się, kiedy żartuje, i mówię mu, że jego Dziewczynki są śliczne, kiedy pokazuje mi ich zdjęcie.
Robi się późno i odkładamy karty i idziemy do łóżek. Moje ciało ciągle pragnie tego, czego nie mogę mu dać, i nie mogę zasnąć, więc leżę na plecach i patrzę w sufit. Myślę o tym, gdzie jestem i jak tu trafiłem i co ze mną dalej kurwa będzie, i słucham, jak Larry płacze i wali w poduszkę i przeklina Boga i błaga o przebaczenie. W pewnej chwili oczy mi się zamykają i w pewnej chwili zasypiam.
Siedzę sam przy stole. Jest ciemno i nie wiem, gdzie jestem ani jak się tu znalazłem. Wszędzie są butelki z wysokoprocentowym alkoholem i winem, a na stole przede mną jest duża kupka białej kokainy i olbrzymia torba żółtego cracku. Jest też zapalniczka, fifa, tubka kleju i otwarty kanister pełen benzyny.
Rozglądam się. Ciemność, alkohol, narkotyki. Masa wszystkiego. Wiem, że jestem sam i że nikt mnie nie powstrzyma. Wiem, że mogę wziąć, ile chcę, czego chcę.
Kiedy sięgam po jedną z butelek, coś mówi mi, żebym przestał, że to jest złe, że nie mogę już tego robić, że się zabijam. I tak sięgam. Biorę butelkę, podnoszę do ust i wypijam długi duży łyk, który pali mi usta, przełyk i żołądek.
Przez ułamek sekundy czuję się spełniony. Wewnętrzny ból znika. Czuję się odprężony i wypoczęty, pewny siebie i bezpieczny, opanowany i spokojny. Czuję się dobrze. Kurwa mać, czuję się zajebiście.
Uczucie znika tak szybko, jak się pojawiło, i pragnę go z powrotem. Nie obchodzi mnie, co muszę zrobić, co muszę wziąć, co muszę przejść. Zrobię wszystko. Chcę tylko, żeby wróciło.
Wypijam kolejnego drinka. Nie działa. Łapię inną butelkę, piję większego drinka. Nie działa. Chwytam butelkę za butelką, piję drinka za drinkiem, nic nie działa. Zamiast czuć się lepiej, czuję się coraz gorzej. Wszystkie dobre odczucia stały się złe i tak zintensyfikowane, że trudno by je do czegoś przyrównać albo zrozumieć. Moim jedynym wyjściem