Pod drzwiami klasy, gdzie miała lekcję hiszpańskiego, Mia stanęła i powiedziała szybko:
– Mogłabyś dzisiaj przyjść do mnie po szkole. Gdybyś chciała. – Wyglądała na zdenerwowaną. – Pewnie nie zechcesz. Spoko.
Lexi miała ochotę się uśmiechnąć. Tylko skrępowanie z powodu zębów ją powstrzymało.
– Jasne, że chcę.
– Spotkamy się pod masztem przed administracją.
Lexi poszła do swojej klasy i zajęła miejsce z tyłu. Przez resztę dnia zerkała na zegar, pragnąc przyspieszyć bieg czasu, aż wreszcie za dziesięć trzecia stanęła pod masztem. Uczniowie tłoczyli się wokół niej i wśród przepychanek wsiadali do czekających autobusów.
Może Mia się nie pokaże. Pewnie tak.
Już miała zrezygnować, gdy dziewczyna zjawiła się u jej boku.
– Czekałaś – powiedziała z taką samą ulgą, jaką poczuła Lexi. – Chodź.
Mia poszła przodem, torując drogę przez rój uczniów w kierunku błyszczącego czarnego escalade’a zaparkowanego na głównej drodze. Otworzyła drzwi i wsiadła.
Lexi wsunęła się za nową przyjaciółką na pachnące skórą beżowe siedzenie.
– Hola, madre – rzekła Mia. – To jest Lexi. Zaprosiłam ją do nas. Zgoda?
Kobieta za kierownicą się obróciła. Jej uroda oszołomiła Lexi. Mama Mii, bladolica, o idealnych rysach i prostych blond włosach, wyglądała jak Michelle Pfeiffer. W tym drogim łososiowym sweterku mogłaby z powodzeniem trafić na okładkę katalogu Nordstroma.
– Witaj, Lexi. Jestem Jude. Miło cię poznać. Dlaczego do tej pory się nie spotkałyśmy?
– Dopiero co się tutaj wprowadziłam.
– Aha. To wszystko wyjaśnia. Skąd przyjechałaś?
– Z Kalifornii.
– Nie będę ci miała tego za złe – rzekła Jude z radosnym uśmiechem. – Czy twoja mama nie będzie miała nic przeciwko temu, że nie wrócisz od razu do domu?
– Nie – odparła Lexi, z napięciem czekając na nieuniknione następne pytanie.
– Mogłabym do niej zadzwonić, przedst...
– Maaamooo – przerwała jej Mia. – Znowu zaczynasz.
Jude posłała Lexi uśmiech.
– Wprawiam córkę w zażenowanie. Niestety, ostatnio wciąż mi się to zdarza, wystarczy, że oddycham. Ale czy mogę przestać być matką? Twoja mama pewnie też jest żenująca, co, Lexi?
Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale to nie miało znaczenia. Jude roześmiała się i mówiła dalej, jakby w ogóle nie zadała pytania.
– Mogę być widzialna, ale mam być niesłyszalna. Dobrze. Zapnijcie pasy, dziewczyny.
Uruchomiła silnik, a Mia od razu zaczęła mówić o książce, o której usłyszała.
Oddaliły się od szkoły i wjechały na ładną, wąską główną ulicę. W miasteczku stawały co chwila w korku, dopiero kiedy wydostały się na autostradę, zrobiło się luźno. Jechały krętymi dwupasmówkami między szpalerami drzew, aż wreszcie Jude oznajmiła:
– Nareszcie w domu. – I zjechała na żwirowy podjazd.
Z początku po obu stronach nie było nic oprócz drzew tak wysokich i gęstych, że nie dopuszczały promieni słońca, lecz potem droga znów skręciła i znalazły się na nasłonecznionej polanie.
Dom mógłby zostać wymyślony przez powieściopisarza. Konstrukcja z drewna i kamieni, cała przeszklona, wznosiła się dumnie pośród ukształtowanego ręką człowieka otoczenia. Niskie kamienne murki wyznaczały granice rabat. W tle niebieściła się cieśnina. Nawet z tej odległości Lexi słyszała fale bijące o brzeg.
– Och! – westchnęła, wysiadając z auta.
Jeszcze nigdy nie była w takim domu. Jak powinna się zachować? Co powiedzieć? Na pewno zrobi coś nie tak i Mia będzie się z niej śmiać.
Jude objęła córkę ramieniem i ruszyły razem.
– Na pewno jesteście głodne. Może zrobię wam quesadille? A wy mi opowiecie o pierwszym dniu w liceum.
Lexi instynktownie została w tyle.
Pod drzwiami Mia się obejrzała.
– Lexi? Nie chcesz wejść? Rozmyśliłaś się.
Lexi poczuła, że jej niepewność znika albo może – ściślej – zlewa się z niepewnością Mii i przekształca w coś innego. Były do siebie podobne. Nie do wiary, dziewczynka, która nie miała nic, była podobna do dziewczynki, która miała wszystko.
– Ależ skąd – odparła i ze śmiechem pospieszyła do drzwi.
W środku zsunęła buty i spostrzegła – o sekundę za późno – dziury w skarpetkach. Zawstydzona, ruszyła za Mią w głąb wspaniałego domu. Podziwiała szklane ściany niczym obrazy z oszałamiającym widokiem na ocean, kominek z kamienia, lśniące podłogi. Bała się czegokolwiek dotknąć.
Mia chwyciła ją za rękę i pociągnęła do ogromnej kuchni. Połyskliwe miedziane garnki wisiały na czarnej konstrukcji nad ośmiopalnikową kuchenką, a w kilku miejscach stały świeże kwiaty. Usiadły przy długim blacie z czarnego granitu. Jude zabrała się do przygotowania quesadilli.
– Ona tak po prostu do mnie podeszła, madre. Powiedziałam, że siadając przy mnie, popełnia towarzyskie samobójstwo, ale ona się tym w ogóle nie przejęła. Super, prawda?
Jude się uśmiechnęła i chciała coś odpowiedzieć, ale Mii nie zamykała się buzia. Lexi ledwie nadążała za nieprzerwanym potokiem słów. Jakby Mia od lat chowała w sobie spostrzeżenia i myśli, które teraz się z niej wylewały. Lexi pamiętała, jak sama wiele tłumiła, jak się bała i starała nie odzywać. Razem z Mią porównały, co sądzą o liceum, chłopakach, klasach, filmach, tatuażach, przekłutych pępkach – dosłownie na każdy temat miały takie samo zdanie. Im bardziej okazywały się podobne, tym większy niepokój ogarniał Lexi: co będzie, kiedy Mia pozna jej przeszłość? Czy zechce się przyjaźnić z córką narkomanki?
Koło piątej drzwi od frontu otworzyły się z trzaskiem i do domu wpadła spora gromadka.
– Buty! – krzyknęła Jude z kuchni, nie podnosząc głowy.
Dziewięcioro czy dziesięcioro chłopców i dziewcząt ruszyło naprzód. Lexi od razu poznała, że należą do grona tych najpopularniejszych. Każdy zresztą by to spostrzegł – ładne dziewczyny w dżinsach z obniżoną talią i koszulkach odsłaniających brzuch oraz chłopcy w niebiesko-żółtych dresach z logo szkoły. Pewnie przyjechali prosto z treningu futbolistów i cheerleaderek.
– Mój brat to ten w szarych dresach – rzekła Mia, nachylając się. – Nie oceniaj go po towarzystwie, w którym się obraca. Te dziewczyny mają mózgi jak miętówki.
To był ten chłopak z pierwszej lekcji.
Oderwał się od gromady ze swobodą kogoś, kto wie, jaki jest popularny, podszedł do Mii i objął ją ramieniem.