Era komputerów zrewolucjonizowała metodę Gierasimowa. Zamiast ręcznych pomiarów zaczęto wykorzystać laser. Czaszka umieszczona na obrotowej platformie jest skanowana światłem lasera. Zamiast kilkudziesięciu newralgicznych punktów, w które technik wbijał kołeczki, laser ustala ich około pięćdziesięciu tysięcy. Teraz technik nie musi spędzać kilku godzin na pomiarach i przygotowaniu odlewu – wynik otrzymuje na ekranie komputera w kilka sekund. Do tego może wybrać dowolny kolor oczu i tysiące kombinacji kolorów włosów i fryzur.
Taką opowieść zaserwował Hannie Duciak technik z laboratorium kryminalistycznego obsługujący skaner. Miał prawie dwa metry wzrostu, ciemne włosy, bladą twarz i był przeraźliwie chudy. Biały fartuch wisiał na nim jak na kiju od szczotki. Hanna pomyślała na początku, że jest na coś przewlekle chory, ale poruszał się energicznie, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Przedstawił się jako Marek. Marek jakiśtam. Nie dosłyszała nazwiska. Próbowała zerknąć na identyfikator na jego piersi, był jednak przekrzywiony i nic nie dało się z niego odczytać.
– Pokaż mi ten eksponat – powiedział, kiedy się wreszcie wygadał.
Hanna postawiła przed nim na biurku kartonowe pudełko i ostrożnie wyciągnęła z niego czaszkę owiniętą w folię bąbelkową. Oboje włożyli rękawiczki i technik z namaszczeniem rozwinął folię.
– Memento mori – rzucił i puścił do niej oko.
Hanna udała, że tego nie widzi. Odsunęła się trochę zbyt szybko i strąciła z biurka papierową teczkę, z którą tu przyszła. Po podłodze rozsypały się papiery. Jak na złość portret opracowany przez policyjnego grafika komputerowego na podstawie twarzy zmumifikowanej kobiety znalezionej na poddaszu kamienicy przy Siemieńskiego upadł pod nogi Marka. Technik podniósł portret i przyjrzał mu się uważnie. Zdenerwowana Hanna w tym czasie pozbierała inne kartki.
– To ona? – usłyszała pytanie.
Była na siebie zła, że zobaczył ten portret. Opanowała się z trudem, przygryzła dolną wargę aż do bólu i potwierdziła. Starała się, żeby jej głos zabrzmiał naturalnie. Nie wyszło najlepiej. Technik jednak nie zwrócił uwagi na jej zdenerwowanie.
– Piękna kobieta – skomentował i oddał jej portret.
Schowała go bez słowa.
– Ciekawe, czy wyjdzie podobnie – dodał, obracając w dłoniach czaszkę i przyglądając się jej z różnych stron.
Mimo że Hanna Duciak dzień wcześniej poświęciła parę godzin, aby usunąć z niej wyschnięte resztki ciała i dokładnie wyczyścić, wciąż pozostawała nienaturalnie szara. Jak twarz zmumifikowanej kobiety, do której należała.
– Prokurator od razu się zgodził, żeby odtworzyć twarz na skanerze? – zapytał Marek.
– Nie robił problemów.
Hanna poczuła, że z nerwów zaczyna się pocić. Stanęła za plecami technika i wytarła szybko rękawem czoło i górną wargę.
– Grafik powiedział, że twarz była bardzo zniszczona i nie jest pewien portretu. Poszłam do prokuratora i poprosiłam o zgodę.
– Który prokurator prowadzi postępowanie?
– Wysocki.
Technik spojrzał na nią do góry z szerokim uśmiechem. Z wyszczerzonymi zębami wydał się Hannie bardzo podobny do czaszki, którą cały czas obracał w dłoniach.
– Teraz rozumiem – powiedział. – To kobieciarz. Ładna kobieta załatwi u niego wszystko.
Hanna chciała szybko zmienić temat.
– Możemy już zaczynać? – zapytała.
– Oczywiście.
Włożył czaszkę do skanera i uruchomił program. Laserowe światła przez kilkanaście sekund dokładnie badały każdy zakamarek czaszki, po czym zgasły. Na ekranie komputerowym zaczęła pojawiać się twarz kobiety. Hanna poczuła mrowienie w okolicach karku. Znowu zaczęła się pocić.
– Jakie włosy? – zapytał Marek.
– Takie jak na tamtym portrecie.
Szybko i sprawnie wybierał odpowiednie opcje na pasku programu.
– Teraz to jest naprawdę bajka. Mamy do wyboru kilka tysięcy opcji fryzur, dziesiątki odcieni włosów, koloru oczu, skóry, ułożenie ust – mówił. – Wiele zależy od wyobraźni operatora programu.
Na głowie kobiety pojawiły się długie czarne włosy zaczesane do tyłu i splecione w gruby warkocz.
– Kolor oczu?
– Brązowe.
– Jesteś pewna?
Szybkie kliknięcia myszką.
– A usta? – zapytał. – Mamy do wyboru kilkaset ułożeń warg. Zazwyczaj korzystamy z dziesięciu najbardziej popularnych.
Wyświetlił na ekranie usta do wyboru.
– Wstaw te. – Wskazała palcem.
Marek wykończył portret, zapisał go na pendrivie i podał go Hannie. Równocześnie stojąca obok drukarka wypluła kolorowy obraz twarzy pięknej kobiety w wieku około trzydziestu lat.
Hanna Duciak zdjęła kartkę z drukarki i wpatrywała się w nią jak zahipnotyzowana.
– Piękna kobieta – powtórzył technik.
– Tak – wyszeptała z trudem.
– Dziękuję! – wykrzyknęła w połowie drogi do wyjścia.
– Nie ma sprawy – powiedział za nią technik. – Może chociaż jakaś wspólna kawa w rewanżu? – dodał ciszej, kiedy zamknęły się za nią drzwi. – Nie? To trudno…
Hanna szła szybko korytarzem do wyjścia z budynku. Na parkingu znalazła swój motor, pudełko z czaszką i teczkę z dokumentami włożyła do bagażnika za siedzeniem, odpaliła i wolno wyjechała na ulicę.
Nawet nie zauważyła, kiedy dojechała do ulicy Grabiszyńskiej. Ocknęła się dopiero na światłach na skrzyżowaniu z Hallera. Pod przyłbicą kasku czuła, jak po policzkach płyną jej łzy. Wolno ruszyła na zielonym, karnie ustawiona w sznurze samochodów ciągnących w kierunku Oporowa. Podświadomie jechała tam, gdzie bardzo lubiła odpoczywać, gdzie można było wystawić twarz do słońca i obserwować cudownie zieloną o tej porze roku panoramę południowo-zachodniego Wrocławia.
Minęła cmentarz Grabiszyński, skręciła w lewo, przejechała tory tramwajowe i zatrzymała się na parkingu u stóp wzgórza, na którym mieścił się Cmentarz Żołnierzy Polskich poległych w czasie drugiej wojny światowej. Zsiadła z motoru i z pudełkiem w jednej ręce oraz kaskiem w drugiej zaczęła wspinać się po szerokich na kilkanaście metrów kamiennych schodach.
Cmentarz powstał na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Wzgórze zostało usypane w gruzu pozostałego jeszcze z czasów Festung Breslau, kiedy kilkumiesięczne działania wojenne zmieniły siedemdziesiąt pięć procent miasta w kupę potrzaskanych cegieł i gruzu. Na płaskim szczycie wzgórza umieszczone były sześćset trzy kwatery żołnierzy odnajdywanych w zbiorowych mogiłach na terenie zachodniej Polski – często bezimiennych. Nad cmentarzem górowały dwa kamienne monolity o wysokości ponad dwudziestu metrów każdy, mające symbolizować husarskie skrzydła. Cmentarne wzgórze znajdowało się przy parku Grabiszyńskim, nad rzeką Ślęzą – przy dobrej pogodzie spacerowało tu sporo ludzi.
Teraz na szczycie nie było nikogo. Hanna przeszła pomiędzy prostokątnymi nagrobkami, usiadła na trawie i zapatrzyła się w dół na płynącą wolno rzekę. Łzy zdążyły już wyschnąć na jej policzkach, ale ciągle czuła ucisk w gardle, jakby płacz ciągle