Niepełnia. Anna Kańtoch. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Anna Kańtoch
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Классическая проза
Год издания: 0
isbn: 9788364384714
Скачать книгу
oto ostateczny dowód, że narzeczona nie miała przed nim tajemnic.

      W mejlach nie znaleźli niczego ciekawego. Były dwie wiadomości dotyczące imprezy sylwestrowej, którą zamierzali połączyć z krótkim wypadem na narty („co zabieracie? można tam miec swoj alkochol? jak tak, to mam cos specjalnego, spodoba ci sie”) i mnóstwo spamu. Zajrzeli na Facebooka Marty – rano dziewczyna wrzuciła zdjęcie przystrojonej choinki, które miało sześć polubień i dwa banalne komentarze („śliczna! moja będzie w tym roku cała niebieska! żywa? nie boisz się, że igły jej szybko opadną?”). Nowszych wpisów nie było, w powiadomieniach znaleźli informację o urodzinach koleżanki oraz o tym, że Ewa Sobczak dodała post na stronie wydarzenia „Sylwester w Wiśle!!!”. To samo na Instagramie i DeviantArcie – trochę zdjęć i rysunków (Marta ostatnio rysowała mniej, jakby pogodziła się, że artystką już raczej nie zostanie), kilkanaście komentarzy, większość pochlebnych, od kolegów i znajomych.

      Piotrek nie mógł się zdecydować, czy czuje ulgę, że Marta nie prowadziła sekretnego drugiego życia, czy jest zaniepokojony, bo nie znaleźli żadnego tropu, który mógłby wyjaśnić jej zniknięcie.

      – Sprawdźmy jeszcze historię przeglądarki – zaproponowała Kaśka, a on zgodził się w milczeniu.

      Trafili na stronę z przepisami na świąteczne pierniczki, kilka blogów modowych, jeden poświęcony fotografii i dwa serialowe, LubimyCzytać (Marta miała tam konto, ale choć czytała sporo, rzadko oceniała książki), forum, na którym wypowiadała się głównie na temat urody różnych aktorów (podobał jej się Cumberbatch, nie podobał McAvoy), YouTube i TwojąPogodę. Piotrek już miał się poddać, kiedy zauważył stronę www.bialydom.pl. Kliknął.

      – To chyba znowu jakiś blog – powiedziała Kaśka, a Piotrek zmarszczył brwi. Na stronie był rysunek: zima, biały dom na zaśnieżonym pustkowiu, w oddali ciemnozielona ściana drzew. Słońce zachodziło – albo wschodziło, nie potrafił zdecydować – i śnieg miał czerwony odcień, jakby podświetlała go łuna pożaru. Od lasu aż do okien na parterze wiodła linia śladów, chyba ludzkich, choć tego też nie był pewien. Poza nimi na obrazku nic nie świadczyło o obecności jakiejkolwiek żywej istoty. Było to samotne miejsce, jak dom zbudowany na końcu wszechświata.

      – Marta to rysowała? – zapytała Kaśka, a Piotrek skinął głową. Poznawał jej styl, ten charakterystyczny dobór kolorów. Lubiła kontrasty: czerń i biel, biel i czerwień. Jednocześnie poczuł pierwsze ukłucie niepokoju: Marta zawsze pokazywała mu swoje rysunki, a tego nie znał.

      – Wejdź dalej – ponagliła go dziewczyna.

      Piotrek kliknął. Strona kazała mu podać hasło.

      Tym razem ukłucie niepokoju było głębsze, łaskotało mdląco w okolicy żołądka. Dlaczego po wizycie Marta wylogowywała się z tego jednego jedynego miejsca?

      Wpisali na chybił trafił kilkanaście różnych haseł, tych bardziej oczywistych, jak data urodzenia Marty, a potem Piotra, nazwy ich ulubionych kapel, imiona świnek morskich, które hodowała w dzieciństwie, czy ulica, przy której mieszkała, i tych mniej, jak pierwsze słowo, którego Marta nauczyła się po hiszpańsku, czy numer rejestracyjny samochodu Kaśki.

      Piotrek odwrócił głowę, unikając wzroku siedzącej obok dziewczyny. Byli przecież z Martą tak blisko. Spali w jednym łóżku, słuchali tej samej muzyki, oglądali te same seriale, dzielili się jedzeniem i marzeniami. Dlaczego narzeczona, która podała mu hasło do swojego konta bankowego, chciała przed nim ukryć zawartość strony z obrazkiem jakiegoś domu? A więc Marta miała jednak jakieś tajemnice. Przed nim, przed Piotrkiem.

      W łazience wysikał się, a potem, myjąc ręce, spojrzał w lustro. Jego twarz, ta całkiem ładna pociągła twarz z wąskimi ustami, wydawała się inna, nie tylko bledsza, ściągnięta strachem, ale obca w jakiś subtelny, trudny do uchwycenia w pierwszej chwili sposób.

      Twarz człowieka, który właśnie dowiedział się, że jego narzeczona nie do końca jest dziewczyną, za jaką ją uważał.

      Gdy wrócił do połączonej z salonem kuchni, Kaśka jedną ręką zalewała kolejny kubek herbaty, a w drugiej trzymała tlącego się papierosa.

      – Są takie chwile, kiedy po prostu trzeba zapalić – powiedziała, podsuwając Piotrkowi paczkę. – Poczęstuj się.

      Nie palił od czasów liceum, a i wtedy robił to bardziej dla szpanu. Przyjął jednak papierosa, a Kaśka podała mu ogień. Kiedy się zaciągnął, dym podrapał go w gardło – wrażenie przyjemne i nieprzyjemne zarazem, jakby nagle zaczął znajdować radość w tym, co ciemne, szorstkie i bolesne.

      Zakaszlał, Kaśka poklepała go po plecach.

      – Wszystko w porządku?

      – Myślisz, że Marta może kogoś mieć? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

      – W sensie innego faceta? Jezu, skąd mam wiedzieć? Jeszcze wczoraj powiedziałabym, że nie, ale teraz… – Urwała, widząc minę Piotrka. – Głupoty gadam, przepraszam. Chyba razem powariowaliśmy. Co my wyprawiamy? Marta poszła gdzieś na parę godzin, wielkie rzeczy. Pewnie spotkała znajomego na tej ślizgawce i gdzieś z nim zabalowała, a teraz nie ma jak wrócić. Zobaczysz, zjawi się rano, jak tylko autobusy zaczną kursować, i będzie cię przepraszać.

      – A komórka? Czemu nie odbiera?

      – Może zgubiła? To by wszystko wyjaśniało, rozdzieliliście się, telefon gdzieś jej wypadł, a ciebie nie mogła znaleźć, i wtedy spotkała kogoś znajomego.

      Uwierzył w to, na krótką, ciepłą chwilę udało mu się uwierzyć. Zamknął oczy, Kaśka objęła go i przytuliła – z wahaniem, jakby dotykała ocalonego z potopu brudnego kociaka. Siostra Marty nigdy nie przepadała za okazywaniem uczuć. A może było w tym coś więcej, rezerwa, która nagle się między nimi pojawiła, cień podejrzenia. Marta ukrywała coś przed Piotrkiem i Piotrek był z Martą, kiedy ta zniknęła.

      Jestem przewrażliwiony i tyle, pomyślał.

      * * *

      Położył się nad ranem, kiedy Kaśka wyszła, nakazując mu „przespać się trochę i przestać się martwić, bo wszystko będzie dobrze”. Zdołał zasnąć, z komórką na wszelki wypadek tuż obok twarzy. Budził się co chwila i spoglądał na wyświetlacz, zdjęty lękiem, że przegapił połączenie albo esemesa, a potem z powrotem zapadał w niespokojny sen. Dochodziło południe, gdy wstał, z ciężką głową i niesmakiem w ustach, jakby był na kacu. Zjadł połowę banana, bo tylko to był w stanie w siebie wepchnąć, umył zęby i wziął prysznic. Wciąż towarzyszyło mu poczucie obcości, obca wydawała się nie tylko widziana w lustrze jego własna twarz, ale i całe mieszkanie, wyszarzałe, z konturami mebli ostro rysującymi się w świetle zimowego dnia i cieniami niepokoju zwiniętymi w kątach. Jak zły brat bliźniak mieszkania, które znał wcześniej, sprzed zniknięcia Marty. Pomyślał, że teraz całe jego życie może już do końca dzielić się na „wcześniej” i „później” i ta świadomość na chwilę odebrała mu oddech.

      Koło pierwszej zadzwoniła Kaśka, a Piotrek już po jej niepewnym, pełnym napięcia „cześć” poznał, że dziewczyna nie ma dobrych wiadomości. Nie miała; dzwoniła jedynie po to, żeby zapytać, czy Marta się znalazła.

      – Przyjadę za parę godzin, wcześniej muszę jeszcze wpaść do rodziców – oznajmiła, gdy usłyszała, że nie. – Postaram się wszystko im wytłumaczyć tak, żeby nie denerwowali się za bardzo, ok?

      – Jasne, dzięki.

      Niedzielne popołudnie spędził pochylony nad laptopem, wypróbowując kolejne hasła do strony z białym domem. Wpisywał tytuły książek, filmów i seriali, imiona fikcyjnych postaci, daty historyczne i te, które z jakiegoś powodu mogłyby wydawać się Marcie ważne, miasta, w których była i które chciała kiedyś zwiedzić, nazwy zabytków,