Ucieczka do Meksyku. Jennie Lucas. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jennie Lucas
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Światowe życie
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-3694-2
Скачать книгу
Więc uciekłam, żebyście nie mogli zabrać mi dziecka.

      Zapadła cisza, a on zmrużył oczy.

      ‒ Od dnia, w którym Claudie mi powiedziała, że jesteś w ciąży, próbowałem cię odszukać, i to na całym świecie. Tak, uroiła sobie, że nie chcę się z nią ożenić, bo nie może mieć dziecka. Myliła się. – Podszedł jeszcze bliżej. – Pospieszyłem do Londynu, ale ty już wyjechałaś, a potem znikałaś jak kamfora, ilekroć wpadałem na twój trop. Sporo to kosztowało, querida. Tak jak to. – Zatoczył ręką łuk. – Ten dom należy do pewnej spółki holdingowej na Kajmanie. Sprawdziłem to. Dlaczego nie chcesz przyznać, kto ci pomaga? Wyznaj prawdę!

      Wolałam nie wspominać o kimś, kto nazywał się Edward St. Cyr.

      ‒ Jaką prawdę?

      ‒ Kiedy odkryłaś, że jesteś w ciąży, wiedziałaś, że nigdy cię nie poślubię. – Głos mu złagodniał, ciemne oczy niemal mnie pieściły. – Więc powzięłaś inny plan. Dogadałaś się… ze swoją kuzynką.

      Tego się nie spodziewałam.

      ‒ Zwariowałeś? Dlaczego Claudie miałaby mi pomagać? Chce za ciebie wyjść!

      ‒ Owszem. Po twoim zniknięciu powiedziała mi, że wie, gdzie jesteś, ale że nie pokażesz mi dziecka, dopóki nie zapewnimy mu stabilnego domu. Dopóki się z nią nie ożenię.

      Rozdziawiłam usta.

      ‒ Nie rozmawiałam z Claudie od roku. Nie ma pojęcia, gdzie jestem! Naprawdę próbowała zmusić cię szantażem do małżeństwa?

      ‒ Kobiety zawsze chcą wyjść za mnie za mąż – oznajmił ponuro. – Nie cofają się przed oszustwem czy kłamstwem.

      ‒ Masz o sobie wysokie mniemanie!

      ‒ Każda kobieta chce być żoną milionera. To nic osobistego.

      Wręcz przeciwnie. Czy jakaś kobieta mogłaby się nie zakochać w Alejandrze? Nie pragnąć go wyłącznie dla siebie?

      ‒ Ale chcę wiedzieć… – W jego głosie pojawił się groźny ton. – Czy to dziecko w twoich ramionach jest moje. Czy stanowi część spisku, który uknułyście?

      ‒ Pytasz mnie, czy mój syn jest owocem jakiegoś wyrafinowanego numeru?

      ‒ Nie masz pojęcia, jak często ktoś udaje kogoś, kim nie jest.

      ‒ Myślisz, że skłamałabym… dla pieniędzy?

      ‒ Może nie. Może z innego powodu. Jeśli nie działasz w zmowie z Claudie, to może działasz na własną rękę.

      ‒ Czyli?

      ‒ Miałaś nadzieję, że udając niedostępną i znikając z moim dzieckiem, sprawisz, że będę chciał cię przyprzeć do muru. Ożenić się z tobą.

      ‒ Nigdy nie chciałabym być twoją żoną!

      ‒ Słusznie.

      To jedno słowo przypominało cios. Niemal zaślepił mnie gniew. Potem przypomniałam sobie sny, które mnie nawiedzały.

      ‒ Może chciałam tego kiedyś, zanim odkryłam, że uwiodłeś mnie bezdusznie, żeby poślubić Claudie i ukraść mi dziecko.

      ‒ Musisz wiedzieć, że to nieprawda.

      ‒ Jak mogę być pewna?

      ‒ Nigdy nie zamierzałem żenić się z Claudie ani z nikim innym.

      ‒ Owszem, tak powiedziałeś. Powiedziałeś mi też kiedyś, że nie zamierzasz mieć dzieci. A jednak jesteś tu i chcesz wiedzieć, czy Miguel to twój syn!

      ‒ Nie mam wyboru. Dałaś mu Miguel na imię?

      ‒ Więc?

      ‒ Dlaczego? – Spojrzał na mnie z błyskiem podejrzliwości w oku, której nie rozumiałam.

      ‒ Chodzi o miasto… San Miguel. Stało się naszym domem.

      ‒ Aha.

      Zaskoczyła mnie jego gwałtowna reakcja. Czyżby się zastanawiał, czy mały nosi imię jakiegoś mężczyzny?

      ‒ Dlaczego tak bardzo się przejmujesz?

      ‒ Nie przejmuję się – odparł zimno.

      Maleństwo załkało w moich ramionach. Przytuliłam je mocniej i zobaczyłam, jak na jego główkę spadają łzy.

      ‒ Jeśli nie zrobiłeś mi dziecka celowo, jeśli było to dziełem przypadku i nie chcesz być ojcem, to… pozwól nam odejść!

      ‒ Mam zobowiązania…

      ‒ Zobowiązania! Dla ciebie to tylko ktoś, kto odziedziczy po tobie twój tytuł i nazwisko. Dla mnie jest wszystkim. Nosiłam go w łonie przez dziewięć miesięcy. Jest jedynym powodem, dla którego żyję.

      Płakałam teraz otwarcie, tak jak moje dziecko – ze współczucia, a może dlatego, że była już pora spania. Starałam się uspokoić małego.

      Alejandro miał kamienną twarz.

      ‒ Jeśli jest moim synem, zabiorę was oboje do Hiszpanii. Niczego wam nie zabraknie. Zamieszkacie w moim zamku.

      ‒ Nie poślubię cię za żadną cenę!

      ‒ Ślub? A kto o tym mówi? Choć oboje wiemy, że wyszłabyś za mnie po sekundzie, gdybym cię poprosił.

      Pokręciłam głową.

      ‒ Co mógłbyś mi zaoferować? Pieniądze? Zamek? Tytuł? Nie potrzebuję tego.

      Pociemniały mu oczy.

      ‒ Nie zapominaj o seksie. Gorącym i niewiarygodnym.

      Popatrzył na mnie ponad główką naszego dziecka. Poczułam nagle, jak moje ciało napręża się i rozpływa jednocześnie.

      ‒ Wiem, że pamiętasz, jak było między nami – oznajmił stłumionym głosem. – Ja też.

      ‒ Tak – przyznałam szeptem. – Ale czy ma to znaczenie? Bez miłości… to jest puste. Wiesz o tym. Pieniądze, pałace, tytuł… tak, nawet seks… przyniosło ci to kiedykolwiek szczęście?

      Patrzył na mnie. Przez chwilę słychać było tylko stukot deszczu o dach, kwilenie naszego dziecka i łomot mojego serca. I nagle, po raz pierwszy, Alejandro popatrzył – tak naprawdę – na naszego syna. Potem pogłaskał delikatnie jego główkę. Płacz dziecka ustał jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej; obaj, ojciec i syn, popatrzyli na siebie tymi samymi oczami, z tym samym wyrazem twarzy. Miguel niespodziewanie dotknął nosa Alejandra, który parsknął śmiechem i spojrzał na małego ze zdziwieniem, a potem na mnie. Chłodno.

      ‒ Przeprowadzimy badanie DNA. Natychmiast.

      ‒ Oczekujesz, że zgodzę się na pobranie krwi mojego dziecka, żeby udowodnić coś, czego nie chcę udowadniać? Albo wierzysz, że jest twoim synem, albo nie! I zostaw nas w spokoju!

      ‒ Dosyć – oznajmił beznamiętnie.

      Musiał wcisnąć jakiś ukryty guzik, bo w drzwiach pojawili się znienacka dwaj ochroniarze, po czym ruszyli przez wewnętrzne podwórze w stronę sypialni, którą dzieliłam z Miguelem.

      ‒ Dokąd idą? – spytałam.

      ‒ Zabrać rzeczy.

      ‒ Czyje?

      Trzeci ochroniarz podszedł do mnie od tyłu i nagle wyjął mi Miguela z ramion.

      ‒ Nie! – krzyknęłam i rzuciłam się na mężczyznę, lecz Alejandro mnie chwycił.

      ‒ Jeśli badania DNA dowiodą, że nie jest moim synem,