San Miguel de Allende stało mi się bliskie. Lubiłam jego brukowane ulice i kwiaty, które hodowałam; lubiłam sprzedawać swoje obrazy na targowiskach pod gołym niebem. Lubiłam przyjaciół, miejscowych i przyjezdnych, którzy przyjęli z otwartymi ramionami niezamężną kobietę z dzieckiem. Wiedziałam, że będę za nim tęsknić.
‒ Poradzę sobie – wyszeptałam.
Wiedziałam, jak zdobyć paszport, pieniądze i ubrania i wynieść się stąd w ciągu pięciu minut. Robiłam to już w Tokio, Berlinie, Istambule, Sao Paulo.
Wtedy jednak pomagał mi Edward. Teraz nie miałam nikogo.
Nie myśl o tym, powiedziałam sobie. Zatrzymam taksówkę na ulicy i złapię następny autobus do Mexico City. Posłużę się kartą kredytową, którą zostawił mi Edward, i polecę do Stanów, gdzie się urodziłam. Ruszę na zachód i zniknę. Potem znajdę posadę i spłacę Edwarda co do grosza. Będę wychowywać dziecko w jakimś małym mieście i dopilnuję tym razem, by Alejandro nigdy mnie nie znalazł…
W holu błysnęła lampa. Siedział na krześle w pokoju, patrząc na mnie płomiennym wzrokiem. Przystanęłam gwałtownie.
‒ Lena Carlisle – oznajmił cicho. – Wreszcie.
Przycisnęłam instynktownie dziecko do piersi.
‒ Co ty tu… Jak mnie…
‒ Jak cię znalazłem? – Wstał, wysoki i barczysty. – Albo jak się dostałem do twojego domu? – W jego głosie wyczuwało się tylko nieznaczny akcent, efekt dorastania w Hiszpanii. Potem, przez lata, zarządzał z nowego Jorku i Londynu milionowym biznesem. – Naprawdę uważasz, że cokolwiek mogłoby mnie powstrzymać?
Był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętałam. Przez ostatnie dwanaście miesięcy prześladowały mnie zmysłowe sny na jego temat. Poczułam, jak drżą mi kolana.
Nie odrywając ode mnie lodowatego spojrzenia, Alejandro podszedł bliżej. Cały ubrany na czarno, roztaczał wokół siebie atmosferę władzy.
‒ Czego chcesz? – spytałam zdławionym głosem.
Popatrzył na moje dziecko o zaspanych oczkach.
‒ To prawda? – Mówił śmiertelnie spokojnym głosem, ale te słowa paliły mi serce. – To moje dziecko?
Boże, tylko nie to. Cofnęłam się w ślepej panice.
‒ Moi ludzie czekają na zewnątrz – uprzedził. – Nie dotrzesz nawet na ulicę.
Ignorując go, ujęłam żelazną klamkę i otworzyłam ciężkie dębowe drzwi, po czym zaczęłam biec. I przystanęłam gwałtownie. Przed moim domem, tuż obok luksusowego sedana i czarnego SUV-a blokujących wąską alejkę, stało w półkolu szczęściu potężnie zbudowanych ochroniarzy.
‒ Sądziłaś, że będę ryzykował? – dobiegł mnie z tyłu jego cichy głos.
Stał tuż za mną; czułam niemal ciepło jego mocnego ciała. Zadrżałam, świadoma bliskości mężczyzny, który kiedyś posiadł moje ciało i duszę. Odwróciłam się, by spojrzeć na ducha wciąż prześladującego moje serce. Jego mroczne i płomienne spojrzenie sprawiło, że powróciły wspomnienia, które tak bardzo pragnęłam stłumić. Pokochałam go beznadziejnie od chwili, gdy zjawił się u mojej pięknej i bogatej kuzynki. Przyrządzałam im herbatę, organizowałam przyjęcia z kolacjami. Robiłam to wszystko z uśmiechem, ignorując ból, jaki odczuwałam, gdy przechwalała się po jego wyjściu, że złowi tego niedostępnego hiszpańskiego księcia. „Będę księżną jeszcze przed końcem roku!” – piała.
Potem, ku ogólnemu zdumieniu, rzucił ją.
Dla mnie.
Był pierwszym mężczyzną, który kiedykolwiek zwrócił na mnie uwagę, a ja zatraciłam się bez reszty w jego mocy i niebezpiecznym uroku. Przez sześć lekkomyślnych i cudownych tygodni londyńskiego lata Alejandro trzymał mnie w swych ramionach; zdawało mi się, że należy do mnie cały świat.
Te wspomnienia – żywionych nadziei, dziewczęcej wręcz naiwności – były niczym ciosy. Alejandro patrzył na mnie posępnie, ale pamiętałam jego figlarny uśmiech. Intensywność spojrzenia. Słodkie słowa wypowiadane w nocy. Gorące pocałunki, dotyk naszych nagich ciał w jego londyńskim apartamencie hotelowym. I raz, przy ścianie, na tylnych schodach posiadłości Carlisle’ów.
Nasz romans wydawał się wieczny jak gwiazdy na niebie. Lecz tego dnia, gdy zebrałam się na odwagę i powiedziałam, że jestem w nim zakochana, z jego twarzy od razu zniknął uśmiech. „Kochasz mnie? – rzucił pogardliwie. – Nawet mnie nie znasz”. Dwie minuty później zniknął, pozbawiając mnie nadziei. Ale tak naprawdę załamałam się dopiero później…
Teraz wziął mnie za rękę.
‒ Wejdź do domu, Leno. Mamy sporo do omówienia.
Był teraz tak blisko. Dotykał mnie. Zaprowadził mnie do holu i sięgając ponad moją głową, zamknął ciężkie drzwi. Ten bezwzględny i bogaty książę nie pasował do mojego wygodnego i artystycznie ekscentrycznego domu, którego ściany przyozdobiłam swoimi obrazami – głównie portretami własnego syna.
‒ To prawda, co powiedziała Claudie? – spytał cicho. – Że to dziecko jest moje?
Zbierając się na odwagę, spojrzałam na niego gniewnie.
‒ Naprawdę oczekujesz, że odpowiem?
‒ To proste pytanie. Są tylko dwie możliwe odpowiedzi. – Pogłaskał mnie po policzku, ale w jego oczach nie było czułości. – Tak albo nie.
‒ Byłbyś koszmarnym ojcem! Nie pozwolę, by mój słodki chłopiec stał się takim bezdusznym draniem jak…
‒ Jak ja? – Zniżył groźnie głos. – Naprawdę tak o mnie myślisz? Po tym, co kiedyś przeżyliśmy?
Przykuta do miejsca jego spojrzeniem, zadrżałam. Może kiedyś zdołałam przekonać samą siebie, że pod tą fasadą zamożności, władzy i arystokratycznego tytułu kryje się przyzwoity i dobry człowiek. Tak jak inne kobiety, widziałam tylko to, co chciałam widzieć. Byłam ślepa, dopóki nie zdarto mi opaski z oczu.
‒ Tak właśnie o tobie myślę.
Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Uśmiechnął się ironicznie.
‒ Masz oczywiście rację. Nie obchodzi mnie nic ani nikt. A już najmniej ty, zwłaszcza po tym, jak wraz ze swoją kuzynką posunęłaś się do szantażu. Z powodu tego dziecka.
‒ Szantażu? To ty mnie celowo uwiodłeś, żebym zaszła w ciążę i żebyś mógł odebrać mi syna, a potem wychowywać go z Claudie!
Znieruchomiał.
‒ O czym ty mówisz?
Drżałam z przejęcia.
‒ Myślisz, że nie wiem? Kiedy się okazało, że jestem w ciąży, zdążyłeś mnie już porzucić i wrócić do Hiszpanii. Nie odpowiadałeś na moje telefony. Ale choć byłam idiotką, wciąż pragnęłam ci o wszystkim powiedzieć, ponieważ miałam nadzieję, że ruszy cię sumienie! Więc błagałam Claudie o pieniądze, żebym mogła polecieć do Madrytu. Bałam się jej wyznać dlaczego. Od tak dawna pragnęła wyjść za ciebie. Ale kiedy jej powiedziałam, że jestem w ciąży, zrobiła coś, czego nigdy nie potrafiłabym sobie wyobrazić.
‒ Co?
‒ Parsknęła śmiechem, a potem kazała mi zaczekać. Poszła do przedpokoju, nie zamknęła jednak drzwi. Zadzwoniła do ciebie i pogratulowała genialnego planu! Tak, byłeś przebiegły. Uwiodłeś