Ponieważ funkcjonariusz siedzący obok commissario Brunettiego miał na sobie mundur, Ruggieri ignorował go, był jednak wyczulony na to, czy młodszy mężczyzna reaguje w należyty sposób na słowa starszych i lepszych od siebie. Kiedy umundurowany młodzieniec nie uszanował jego dyskretnej wyższości, prawnik przestał używać liczby mnogiej, zwracając się do policjantów.
– Jak już mówiłem, commissario – ciągnął Ruggieri – było to przyjęcie urodzinowe mojego przyjaciela. Znamy się od czasów szkolnych.
– Znał pan wiele obecnych tam osób? – zapytał Brunetti.
– Właściwie wszystkie. Większość z nas przyjaźni się od dzieciństwa.
– A tę dziewczynę? – zapytał komisarz z lekkim zmieszaniem.
– Pewnie przyszła z jednym z zaproszonych gości. Tylko tak mogła się tam dostać – odparł, po czym, chcąc dowieść, jak on i jego przyjaciele strzegą swojej prywatności, dodał: – Jeden z nas zawsze na wszelki wypadek obserwuje drzwi, żeby wiedzieć, kto przychodzi.
– W rzeczy samej – rzekł Brunetti, kiwając ze zrozumieniem głową, i w odpowiedzi na spojrzenie Ruggieriego dorzucił: – To zawsze najlepszy sposób. – Sięgnął po mikrofon, żeby przysunąć go nieco bliżej prawnika. – Wie pan może, z kim przyszła, jeśli mogę zapytać?
Ruggieri potrzebował trochę czasu na odpowiedź.
– Nie. Nie widziałem, żeby rozmawiała z kimkolwiek ze znajomych.
– Jak to się stało, że zaczął pan z nią rozmawiać? – zapytał Brunetti.
– Och, wie pan, jak to jest – odparł Ruggieri. – Wiele osób tańczyło lub stało w pobliżu. Byłem sam, obserwowałem tańczących i nim się spostrzegłem, ona stała obok i pytała, jak mam na imię.
– Znał ją pan? – zapytał komisarz w swoim najlepszym, staroświeckim stylu, nieco zdziwionym tonem.
– Nie – zaprzeczył z emfazą prawnik, po czym dodał: – A zwróciła się do mnie per ty.
Brunetti pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą i zadał kolejne pytanie:
– O czym rozmawialiście?
– Powiedziała, że nikogo nie zna i nie wie, jak dostać coś do picia – odpowiedział Ruggieri. Nie doczekawszy się żadnego komentarza ze strony Brunettiego, ciągnął: – Musiałem więc zapytać, czy mogę jej coś przynieść. Ostatecznie od czego są dżentelmeni? – Brunetti nadal milczał i prawnik pospiesznie wyjaśnił: – Pytanie, jak to możliwe, że nikogo tam nie zna, wydawało się niegrzecznością, ale rzeczywiście przeszło mi przez myśl.
– Oczywiście – zgodził się komisarz, jakby sam często znajdował się w takiej sytuacji. Przybrał skupiony wyraz twarzy i czekał.
– Chciała wódkę z sokiem pomarańczowym, a ja zapytałem, czy jest na to wystarczająco dorosła.
Brunetti wyczarował uśmiech i zapytał:
– I co powiedziała?
– Że ma osiemnaście lat, a jeżeli jej nie wierzę, to znajdzie kogoś, kto uwierzy.
Naśladując minę, którą często widział u siostry swojej babci, Brunetti wydął wargi w dyskretnym wyrazie dezaprobaty. Siedzący obok Pucetti poruszył się na krześle.
– Niezbyt grzeczna odpowiedź – zauważył półgębkiem komisarz.
Ruggieri przeczesał dłonią ciemne włosy i znużony wzruszył ramionami.
– Niestety, obecnie właśnie takich udzielają. To, że są wystarczająco dorośli, aby głosować i pić, nie znaczy, że potrafią się zachować.
Brunetti uznał za rzecz ciekawą, że Ruggieri znowu wspomniał o wieku dziewczyny.
– Mecenasie – zaczął z wyraźną niechęcią – poprosiłem, żeby pan przyszedł i z nami porozmawiał, ponieważ ponoć dał jej pan jakieś tabletki.
– Słucham? – odparł Ruggieri zdziwionym tonem, po czym uśmiechnął się swobodnie do komisarza i dodał: – Robiłem ponoć wiele rzeczy.
Odwzajemniając się nerwowym uśmiechem, Brunetti kontynuował:
– Ta dziewczyna... na pewno pan czytał... trafiła do szpitala. Carabinieri przesłuchali wiele osób i dowiedzieli się, że rozmawiał pan z jakąś dziewczyną w zielonej sukience.
– Kim były te osoby? – Głos Ruggieriego zabrzmiał ostro.
Komisarz podniósł obie ręce w wymownym geście bezsilności.
– Niestety, nie mogę panu tego wyjawić, avvocato.
– Więc ludzie mogą kłamać, a ja nie mogę nawet się przed nimi bronić?
– Jestem pewien, że przyjdzie na to czas, signore – odparł Brunetti, pozwalając, by prawnik sam pojął, kiedy ten moment mógłby nastąpić.
Ignorując odpowiedź komisarza, Ruggieri zapytał:
– Co jeszcze mówili?
Brunetti zmienił pozycję na krześle i założył nogę na nogę.
– Tego również nie mogę powiedzieć, signore.
Ruggieri odwrócił wzrok i bacznie przyglądał się ścianie, jakby za nią mogła się kryć jakaś inna osoba.
– Mam nadzieję, że powiedzieli coś o tej dziewczynie.
– To znaczy?
– O tym, jak mnie obłapiała – odparł gniewnie prawnik, po raz pierwszy, odkąd weszli do pokoju, ujawniając silne emocje.
– No cóż, ktoś powiedział, że zachowywała się... bezczelnie – oświadczył Brunetti, zacinając się przy ostatnim słowie.
– Oględnie mówiąc – rzekł Ruggieri i wyprostował się na krześle. – Po tym, jak przyniosłem jej drinka, opierała się o mnie. Później zaczęła się poruszać w rytm muzyki, ocierając się o moją nogę. Szklankę... schłodzoną od kostek lodu... umieściła między piersiami, które wylewały się niemal z jej sukienki. – Ruggieri sprawiał wrażenie oburzonego tym młodzieńczym bezwstydem.
– Rozumiem, rozumiem – powiedział komisarz, świadom tego, że siedzący obok Pucetti jest coraz bardziej spięty. Młodszy oficer przesłuchiwał niedawno młodego mężczyznę oskarżonego o przemoc wobec swojej dziewczyny i przedstawił raport świadczący o zawodowej bezstronności. – Mówiła coś do pana?
Ruggieri zastanowił się nad tym, otworzył usta, zawahał się, po czym odparł:
– Powiedziała mi, że ją podniecam. – Prawnik przerwał, żeby jego rozmówcy w pełni zrozumieli te słowa. – Potem zapytała, czy moglibyśmy gdzieś pójść, tylko we dwoje.
– Dobry Boże! – zdumiał się Brunetti. – I co pan jej powiedział?
– Że nie jestem zainteresowany. Nie lubię iść na łatwiznę. – Widząc, jak komisarz mu przytakuje, ciągnął: – I bez względu na to, co pan usłyszał od tych ludzi, nic nie wiem o żadnych tabletkach.
– Czy dziewczyna, z którą pan rozmawiał, miała na sobie zieloną sukienkę?
Prawnik posłał Brunettiemu chłopięcy uśmiech i odparł:
– Niewykluczone. Patrzyłem na jej cycki, nie na strój.