– Niemal siłą go pan tu zatrzymał, mimo że formalnie nie było podstaw – zauważyła. – Ani trybu.
– Formalne podstawy są.
– Jakie?
Konarzewski wrócił za biurko i wspierając się o nie, opadł na krzesło.
– Dotarliśmy do pewnych dowodów świadczących o tym, że Zaorski może być zamieszany w śmierć dziewczynki.
– Co proszę?
Komendant w końcu uznał, że nie ma sensu dłużej się podduszać. Uniósł brodę, rozsupłał krawat, a potem z ulgą przewiesił go przez oparcie krzesła.
– Tak cię to dziwi? – spytał. – Mam ci przypomnieć, jaką rolę odgrywał przy poprzedniej sprawie, która wstrząsnęła tym miastem?
– Nie musi pan.
– Właśnie. Więc może pamiętaj o tym.
Pamiętała wszystko aż za dobrze. Szczególnie spotkanie w Gałęźniku, kiedy zbliżyli się znacznie bardziej, niż powinni. I wszystkie inne chwile razem. Chwile, o których przynajmniej teraz powinna zapomnieć. Należało przełączyć się na tryb czysto służbowy.
– Jakie to dowody? – spytała.
Konarzewski sięgnął do monitora ustawionego w rogu biurka, a potem obrócił go tak, by Burza mogła nań spojrzeć.
– Medyk sądowy zrobił sekcję – oznajmił inspektor. – Przyczyny zgonu dalej nie udało się ustalić, ale oczyszczono bebechy z treści jelitowej i zgadnij, co znaleziono.
Kaja powiodła wzrokiem po dokumencie, który przełożony wyświetlił.
– Sporo nieprzetrawionej treści – powiedziała cicho. – Większość nie opuściła jeszcze jelita cienkiego… a przynajmniej tak jest tutaj napisane. – Oderwała wzrok od ekranu. – Niestety niewiele mi to mówi.
– Mnie też. Ale biegły twierdzi, że dzięki temu może oszacować czas zgonu na cztery do sześciu godzin przed tym, jak znaleźliśmy ciało.
– To już coś.
– Taaa… – przyznał Konarzewski. – Oprócz tego przeanalizowali wszystko, co dziewczynka zjadła. I wychodzi na to, że takie rzeczy serwują tylko w jednym miejscu w okolicy.
– Gdzie?
– W Kurewskiej Przystani.
Był to niewielki przydrożny motel, położony nieopodal trasy prowadzącej do Tomaszowa Lubelskiego. Mieściła się tam restauracja, ale większość podróżnych zatrzymywała się tam głównie ze względu na młode Ukrainki i Białorusinki, gotowe właściwie na wszystko i z każdym.
Nazwa przyjęła się jeszcze przed pierwszym sezonem Gry o tron, głównie dlatego, że wyszynk nazywał się po prostu Przystań.
– Sprawdziliśmy od razu monitoring – dodał szef i przysunął się, by lepiej widzieć ekran. – Ale okazało się, że nie ma czego oglądać.
– To zrozumiałe.
– Skurwiele w ogóle go nie włączają, a kamery są tam tylko dla picu.
Kaja nie spodziewała się niczego innego i przełożony z pewnością także nie powinien. Mieszkańcy Żeromic omijali Kurewską Przystań szerokim łukiem, zatrzymywali się tam jedynie niczego nieświadomi, głodni przejezdni lub mężczyźni szukający uciech cielesnych w niezbyt wygórowanych cenach.
– Z samego rana kilku naszych pojechało na miejsce i przesłuchało personel – podjął Konarzewski. – Pokazali im zdjęcie dziewczynki.
– I?
– Kelnerka i barman od razu ją rozpoznali. Zwracają uwagę na dzieciaki, żeby nie było przypału. Tak to określili.
– Aha – mruknęła Burza. – Ale nadal nie rozumiem, co wspólnego ma z tym Zaorski?
– To, że jego samochód zauważono na parkingu w tym samym czasie.
Kaja momentalnie poczuła, że robi jej się gorąco.
– Tak po prostu?
– Co?
– Nie dość, że go zauważyli, to jeszcze to zapamiętali? I zanotowali godzinę?
– To auto źle się ludziom kojarzy – odbąknął szef. – Podobnie jak jego kierowca.
Właściwie trudno było się dziwić dwójce z obsługi. Podobnie jak dla innych, tak i dla nich Seweryn wciąż był osobą znajdującą się na liście przestępców seksualnych. Ilekroć pojawiał się w miejscu, gdzie znajdowały się dzieci, musiał wzbudzać pewną obawę. Skojarzenie jednego wydarzenia z drugim nie byłoby tak dziwne i nikt nie musiałby notować konkretnej godziny, by o czymś takim pamiętać.
– Widzę po minie, że nie wspomniał ci o tym.
– Nie – przyznała Burzyńska.
– Może wyleciało mu z głowy.
Kaja nie miała zamiaru wdawać się w ironiczne przepychanki. Liczyło się tylko to, by jak najszybciej skierować śledztwo na inny tor. Ten, na którym znalazło się w tej chwili, był całkowicie mylny.
– Ktoś widział tam Zaorskiego czy tylko jego samochód? – spytała.
– A co, ma samoprowadzące się auto?
– Pytam poważnie.
– Skoro był jego accord, to był on też.
– Ale ktoś go widział?
– Nie.
Pokiwała głową i znów pozwoliła sobie na to, by nachylić się nad biurkiem przełożonego. Pokrótce opowiedziała mu o tym, co miało miejsce w nocy, starając się, by nie zabrzmiało to jak zwykła próba wybronienia Seweryna.
– Dlatego go tu przyprowadziłam – powiedziała. – Chciał przekazać nagranie, które otrzymał przez AirDro…
– Rzekomo otrzymał.
– To z pewnością informatyk ustali bez trudu. Jeśli plik został przysłany z innego urządzenia, musiał zostać jakiś ślad.
Konarzewski potarł się po szerokim karku i westchnął. Trudno było ocenić, czy dał wiarę słowom podkomendnej, czy wręcz przeciwnie.
– Załóżmy, że ktoś mu to przysłał – odezwał się. – W jakim celu, to dla mnie niepojęte.
– Dla niego też, ale…
– Załóżmy jednak, że tak było – powtórzył stanowczo. – To nie dowodzi, że ktoś zabrał jego samochód. Nie widziałaś w nocy kierowcy, prawda?
– Nie. Byłam oślepiona światłami.
– Więc mogła to być próba ogrania cię – zawyrokował komendant. – Może przyjechał tylko po to, by wyglądało na to, że ktoś zwinął mu auto. Tak teraz, jak i dzień wcześniej, kiedy widziano je pod Kurewską Przystanią.
Zanim Burza zdążyła skontrować tę hipotezę, przełożony podniósł się, a potem powoli ruszył w kierunku drzwi.
– Omamił cię po raz kolejny – rzucił, wychodząc do przestrzeni wspólnej. – A oprócz tego próbuje wykorzystać.
Ruszyła