Głosy z zaświatów. Remigiusz Mróz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Mroczna strona
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8195-076-3
Скачать книгу
się i szybko przyjęła postawę zasadniczą. Nie miała złych relacji z przełożonym, ale z pewnością nie mogła też liczyć na to, że będzie przymykał oko na obcesowe zachowanie ze strony podkomendnej. Sama zresztą była nim zaskoczona. Nie mogła jednak przejść obojętnie obok tego, jak potraktowano Seweryna.

      – Niemal siłą go pan tu zatrzymał, mimo że formalnie nie było podstaw – zauważyła. – Ani trybu.

      – Formalne podstawy są.

      – Jakie?

      Konarzewski wrócił za biurko i wspierając się o nie, opadł na krzesło.

      – Dotarliśmy do pewnych dowodów świadczących o tym, że Zaorski może być zamieszany w śmierć dziewczynki.

      – Co proszę?

      Komendant w końcu uznał, że nie ma sensu dłużej się podduszać. Uniósł brodę, rozsupłał krawat, a potem z ulgą przewiesił go przez oparcie krzesła.

      – Tak cię to dziwi? – spytał. – Mam ci przypomnieć, jaką rolę odgrywał przy poprzedniej sprawie, która wstrząsnęła tym miastem?

      – Nie musi pan.

      – Właśnie. Więc może pamiętaj o tym.

      Pamiętała wszystko aż za dobrze. Szczególnie spotkanie w Gałęźniku, kiedy zbliżyli się znacznie bardziej, niż powinni. I wszystkie inne chwile razem. Chwile, o których przynajmniej teraz powinna zapomnieć. Należało przełączyć się na tryb czysto służbowy.

      – Jakie to dowody? – spytała.

      Konarzewski sięgnął do monitora ustawionego w rogu biurka, a potem obrócił go tak, by Burza mogła nań spojrzeć.

      – Medyk sądowy zrobił sekcję – oznajmił inspektor. – Przyczyny zgonu dalej nie udało się ustalić, ale oczyszczono bebechy z treści jelitowej i zgadnij, co znaleziono.

      Kaja powiodła wzrokiem po dokumencie, który przełożony wyświetlił.

      – Sporo nieprzetrawionej treści – powiedziała cicho. – Większość nie opuściła jeszcze jelita cienkiego… a przynajmniej tak jest tutaj napisane. – Oderwała wzrok od ekranu. – Niestety niewiele mi to mówi.

      – Mnie też. Ale biegły twierdzi, że dzięki temu może oszacować czas zgonu na cztery do sześciu godzin przed tym, jak znaleźliśmy ciało.

      – To już coś.

      – Taaa… – przyznał Konarzewski. – Oprócz tego przeanalizowali wszystko, co dziewczynka zjadła. I wychodzi na to, że takie rzeczy serwują tylko w jednym miejscu w okolicy.

      – Gdzie?

      – W Kurewskiej Przystani.

      Był to niewielki przydrożny motel, położony nieopodal trasy prowadzącej do Tomaszowa Lubelskiego. Mieściła się tam restauracja, ale większość podróżnych zatrzymywała się tam głównie ze względu na młode Ukrainki i Białorusinki, gotowe właściwie na wszystko i z każdym.

      Nazwa przyjęła się jeszcze przed pierwszym sezonem Gry o tron, głównie dlatego, że wyszynk nazywał się po prostu Przystań.

      – Sprawdziliśmy od razu monitoring – dodał szef i przysunął się, by lepiej widzieć ekran. – Ale okazało się, że nie ma czego oglądać.

      – To zrozumiałe.

      – Skurwiele w ogóle go nie włączają, a kamery są tam tylko dla picu.

      Kaja nie spodziewała się niczego innego i przełożony z pewnością także nie powinien. Mieszkańcy Żeromic omijali Kurewską Przystań szerokim łukiem, zatrzymywali się tam jedynie niczego nieświadomi, głodni przejezdni lub mężczyźni szukający uciech cielesnych w niezbyt wygórowanych cenach.

      – Z samego rana kilku naszych pojechało na miejsce i przesłuchało personel – podjął Konarzewski. – Pokazali im zdjęcie dziewczynki.

      – I?

      – Kelnerka i barman od razu ją rozpoznali. Zwracają uwagę na dzieciaki, żeby nie było przypału. Tak to określili.

      – Aha – mruknęła Burza. – Ale nadal nie rozumiem, co wspólnego ma z tym Zaorski?

      – To, że jego samochód zauważono na parkingu w tym samym czasie.

      Kaja momentalnie poczuła, że robi jej się gorąco.

      – Tak po prostu?

      – Co?

      – Nie dość, że go zauważyli, to jeszcze to zapamiętali? I zanotowali godzinę?

      – To auto źle się ludziom kojarzy – odbąknął szef. – Podobnie jak jego kierowca.

      Właściwie trudno było się dziwić dwójce z obsługi. Podobnie jak dla innych, tak i dla nich Seweryn wciąż był osobą znajdującą się na liście przestępców seksualnych. Ilekroć pojawiał się w miejscu, gdzie znajdowały się dzieci, musiał wzbudzać pewną obawę. Skojarzenie jednego wydarzenia z drugim nie byłoby tak dziwne i nikt nie musiałby notować konkretnej godziny, by o czymś takim pamiętać.

      – Widzę po minie, że nie wspomniał ci o tym.

      – Nie – przyznała Burzyńska.

      – Może wyleciało mu z głowy.

      Kaja nie miała zamiaru wdawać się w ironiczne przepychanki. Liczyło się tylko to, by jak najszybciej skierować śledztwo na inny tor. Ten, na którym znalazło się w tej chwili, był całkowicie mylny.

      – Ktoś widział tam Zaorskiego czy tylko jego samochód? – spytała.

      – A co, ma samoprowadzące się auto?

      – Pytam poważnie.

      – Skoro był jego accord, to był on też.

      – Ale ktoś go widział?

      – Nie.

      Pokiwała głową i znów pozwoliła sobie na to, by nachylić się nad biurkiem przełożonego. Pokrótce opowiedziała mu o tym, co miało miejsce w nocy, starając się, by nie zabrzmiało to jak zwykła próba wybronienia Seweryna.

      – Dlatego go tu przyprowadziłam – powiedziała. – Chciał przekazać nagranie, które otrzymał przez AirDro…

      – Rzekomo otrzymał.

      – To z pewnością informatyk ustali bez trudu. Jeśli plik został przysłany z innego urządzenia, musiał zostać jakiś ślad.

      Konarzewski potarł się po szerokim karku i westchnął. Trudno było ocenić, czy dał wiarę słowom podkomendnej, czy wręcz przeciwnie.

      – Załóżmy, że ktoś mu to przysłał – odezwał się. – W jakim celu, to dla mnie niepojęte.

      – Dla niego też, ale…

      – Załóżmy jednak, że tak było – powtórzył stanowczo. – To nie dowodzi, że ktoś zabrał jego samochód. Nie widziałaś w nocy kierowcy, prawda?

      – Nie. Byłam oślepiona światłami.

      – Więc mogła to być próba ogrania cię – zawyrokował komendant. – Może przyjechał tylko po to, by wyglądało na to, że ktoś zwinął mu auto. Tak teraz, jak i dzień wcześniej, kiedy widziano je pod Kurewską Przystanią.

      Zanim Burza zdążyła skontrować tę hipotezę, przełożony podniósł się, a potem powoli ruszył w kierunku drzwi.

      – Omamił cię po raz kolejny – rzucił, wychodząc do przestrzeni wspólnej. – A oprócz tego próbuje wykorzystać.

      Ruszyła