Kaja przez moment się rozglądała, co sprawiło, że stojący za nią kierowca ponaglił ją, podjeżdżając pod sam zderzak. Najwyraźniej na żonę burmistrza nie wypadało trąbić.
Szybko dostrzegła stojącego kawałek dalej Seweryna i podjechawszy do niego, opuściła szybę po stronie pasażera.
– Podjedziemy na komisariat? – zaproponowała.
– Po moim trupie w stanie enzymatycznego rozkładu.
– W takim razie gdzie?
– Może do Gałęźnika?
Pokręciła głową bez choćby chwilowego zawahania, a Zaorski skarcił się w duchu za tę propozycję. Działał jednak całkowicie automatycznie. Wystarczyło, że zobaczył Burzę, a od razu zbierało mu się na dwuznaczne uwagi, sugestywne propozycje, długie spojrzenia i próby znalezienia się bliżej.
– Kawalądek? – podsunęła.
Publiczne miejsce. Dobry wybór, gdyby nie pewien szkopuł.
– Jestem tam umówiony z Michałem za pół godziny – odparł Zaorski. – Może po prostu zjedźmy na najbliższą stację.
Zatrzymali się na orlenie, a Seweryn skorzystał z okazji i kupił sobie półlitrową, niegazowaną wodę. Spodziewał się komentarzy o tym, że go suszy, zamiast tego jednak usłyszał krótką policyjną komendę, by się podzielił.
Burza pociągnęła łyk i omiotła wzrokiem wnętrze samochodu.
– Mogły zostać jakieś ślady po nocnym kierowcy – powiedziała.
– Mogły. Ale wątpię, żeby Konar zgodził się wysyłać techników tylko dlatego, że ktoś użyczył sobie mojego kombiaka.
– Ja też.
– Mamy zresztą ważniejsze rzeczy do roboty.
Przysiedli na masce hondy, a Zaorski wyciągnął komórkę. Włączył nagranie, które otrzymał w nocy od nieproszonego gościa.
Pozornie niewinna, przywodząca na myśl dziecięcą kołysankę melodia nawet w dzień wywołała w Sewerynie niepokój.
– Jak z horroru – odezwała się Kaja.
– Słuchaj dalej.
Dźwięki dzwonków nieco ucichły, ale nadal były wyraźnie słyszalne. Dołączył do nich głos małej dziewczynki mówiącej wyraźnie po niemiecku.
– Eins. Eins. Punkt. Vier. Zwei.
Burza spojrzała pytająco na Zaorskiego.
– Drei. Punkt. Vier. Drei.
Jeszcze przez chwilę grały cymbałki, po czym nagranie się skończyło. Seweryn wygasił ekran i schował telefon do kieszeni.
– To wszystko? – spytała Kaja.
– Jeśli chodzi o przekaz od Heidi, to tak.
– Heidi?
– Tak ją nazwałem – odparł Zaorski i napił się nałęczowianki. Smakowała cudownie, jakby miała rozwiązać wszystkie jego problemy, a on utwierdził się w przekonaniu, że dopiero na kacu docenia się życiodajność zwykłej niegazowanej wody.
– Nazwałeś dziewczynkę, którą usłyszałeś na nagraniu?
– Nie tylko. Wydaje mi się, że to ta sama, która leży w prosektorium. Lepiej mówić na nią Heidi niż NN, prawda?
Burzyńska bez słowa zabrała mu butelkę.
– Dlaczego akurat Heidi? – mruknęła.
– A jak miałem ją nazwać? Helga? Berta? Gertruda? Brunhilde? – odparował. – Heidi to taka postać z bajki, diablice ją lubią. Zamieszkała na moment z dziadkiem w Alpach, a potem…
– Znam Heidi, Seweryn – ucięła Burza. – I to na podstawie książki dla dzieci szwajcarskiej pisarki, Johanny Spyri.
– Może. Co nie zmienia faktu, że…
– Że nie masz absolutnie żadnego dowodu na to, że głos na nagraniu należy do dziewczynki, która leży w chłodni.
– Nazywajmy ją po imieniu, tak wypada.
Łypnęła na niego z ukosa i oddała mu butelkę, jakby chciała zasugerować, że najlepiej będzie, jeśli przestanie gadać i nieco uzupełni poziom elektrolitów.
– Nie wiem zresztą, czy potrzebuję jakiegokolwiek dowodu – dodał. – Nie jestem ani śledczym, ani sędzią. Zestawiam ze sobą tylko dwa dość logicznie połączone fakty.
Burza zmarszczyła czoło, wbijając wzrok w rozległe pola rozciągające się za stacją benzynową. Musiała zastanawiać się nad tym, czy dobrze robi, spotykając się tutaj z Zaorskim. Z jej punktu widzenia najsensowniej byłoby zabrać go na komisariat i przesłuchać w obecności innego funkcjonariusza.
Najwyraźniej jednak wiedziała, że w żaden sposób go do tego nie przekona. Spotkań z lokalnymi stróżami prawa miał dosyć, szczególnie od kiedy wszyscy jak jeden mąż uznali go za gwałciciela o mafijnych powiązaniach.
– Ten plik nazywał się „Prawda.mp3” – kontynuował Seweryn, obawiając się, że Kaja zaraz zmieni zdanie. – A przysłał go ktoś, kto jako nazwę telefonu wprowadził słowo „fenol”.
Burzyńska wciąż patrzyła przed siebie, a on odstawił butelkę na maskę.
– Prawda i fenol? – spytała. – Co to ma niby znaczyć?
– To pierwsze znam tylko ze słyszenia. To drugie z praktyki, głównie za sprawą wodnego roztworu, karbolu. Używa się go do dezynfekcji pomieszczeń, a kiedyś służył jako antyseptyczny środek na salach operacyjnych. Potem z niego zrezygnowano, bo jest, cóż… trochę toksyczny. Sam fenol możesz znaleźć w niektórych lekach, a oprócz tego chyba jako środek bakteriobójczy.
Kaja czekała na więcej konkretów, ale było to właściwie wszystko, co Zaorskiemu udało się ustalić. Wszystko inne wydawało się albo mało istotne, albo zupełnie abstrakcyjne. I tak czy owak nie dawało żadnych odpowiedzi.
– Fenol, prawda i te numery po niemiecku – bąknęła Burzyńska i skrzyżowała ręce na piersi. – Co to ma znaczyć?
Seweryn wyjął kartkę z kieszeni skórzanej kurtki i podał Kai. Wynotował na niej wszystko, co powiedziała Heidi, ale to także nie było zbyt pomocne. Liczby mogły oznaczać właściwie wszystko.
Kaja zerknęła na jego zapiski.
11.42. 3.43.
– Zapis godzinowy? – spytała.
– Taka była moja pierwsza myśl – przyznał. – Mimo że większość ludzi używa dwukropka, sposób z kropką jest poprawniejszy. Przynajmniej tak twierdzą mądre lingwistyczne głowy w internecie.
Burza zignorowała uwagę, przypatrując się cyfrom. Zaorski miał ich serdecznie dosyć, towarzyszyły mu nie tylko przez całą noc, ale i ranek, kiedy próbował choć chwilę się przespać. Ledwo jednak zamykał powieki, widział ciąg znaków.
– Te kropki na pewno mają tam być? – spytała.
– Heidi wyraźnie mówi Punkt. Po niemiecku kropka. Zresztą w tym kontekście nic innego nie pasuje.
Kaja skinęła głową.
– Ale może cyfry powinny być rozdzielone? – podsunęła. – Mała mówi eins, eins, a nie elf. A ty zapisałeś jedenaście.
– Mój niemiecki lekko kuleje.
Burza