Do czego to doszło, żeby dwóch oprychów gwarantowało bezpieczeństwo jego dzieci? Wolał nie próbować odpowiedzieć na to pytanie, bo musiałby zrekapitulować właściwie całe swoje życie i szereg decyzji, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy.
Dydul w końcu się zgodził. Jego ludzie wrócili z Zaorskim do domu, a potem ustawili się tak, by nie przegapić nikogo, kto zjawiłby się w okolicy.
Mimo to nocą Seweryn otrzymał kolejny plik.
Tym razem nadawca przekonywał, że dał mu już wszystkie elementy układanki. Wystarczyło tylko je złożyć.
10
Po dwuipółgodzinnym śnie poranna pobudka była jak śmierć. W dodatku poprzedniego dnia Burza zjadła niewiele, a wypiła nieco za dużo. Otwarciu oczu towarzyszyło więc też ukłucie w skroniach, które stopniowo przeradzało się w tępy ból i rozchodziło po całej głowie. Kawa nie pomogła, może nawet pogorszyła sprawę, ale bez niej Kaja nie mogła rozpocząć dnia.
Na śniadanie zrobiła Dominikowi naleśniki. Kiedyś mógł jeść je garściami, zwijając w coś przypominającego kulkę – teraz wolał seven daysa, najlepiej tego z podwójnym nadzieniem. Ewentualnie jakiegokolwiek croissanta ze sklepu.
By nieco mu dogodzić, Kaja kładła kilka kawałków mlecznej czekolady do naleśnika, a potem go zawijała. Niespecjalnie zdrowo, ale lepsze to niż rogalik z sorbinianem potasu i propionianem wapnia. Nie orientowała się, na ile te konserwanty są szkodliwe, ale z pewnością ich nazwy nie brzmiały najlepiej.
Podała synowi jedzenie, upewniła się, że ma do szkoły wszystko, czego potrzebuje, a dopiero potem zabrała się do porannej toalety. Mijając szafkę w sypialni, zobaczyła, że ma kilka nieprzeczytanych esemesów.
Wszystkie od Zaorskiego.
Pierwsza w nocy, pierwsza piętnaście, druga, druga pięć, druga czterdzieści. Najwyraźniej naprawdę zależało mu na tym, żeby się z nią skontaktować.
Dostał kolejną wiadomość? Boże, jeśli tak, to oznaczało także, że zginęło następne dziecko.
Burza natychmiast przeczytała wiadomości.
„Fenol znowu się skontaktował”.
„Twierdzi, że mam wszystko, czego trzeba, żeby poskładać to do kupy”.
„Śpisz?”
„Zadzwoń do mnie, jak tylko wstaniesz”.
„Sprawdź, czy nie ma kolejnej ofiary”.
Burzyńska zamknęła oczy, starając się poradzić sobie ze świadomością, że ostatni esemes właściwie powinien być sformułowany inaczej. Ofiara była na pewno. Pytanie tylko, jaka i gdzie.
– Kaja?
Burza obróciła się w kierunku przedpokoju i bez wyrazu popatrzyła na męża. Normalnie potrafiła się zmusić, by zapozorować nieco więcej uczuć, niż naprawdę żywiła do Michała. Teraz nie było nawet sensu próbować.
– Co się stało?
– Chyba zabito kolejne dziecko.
Spodziewał się z pewnością wszystkiego, tylko nie tego.
– Jezu… – rzucił.
Zamierzał powiedzieć więcej, zapytać o szczegóły, ale Kaja uznała, że najlepiej będzie, jeśli dowie się wszystkiego z oficjalnych źródeł. Na tym etapie niewiele osób wiedziało o nagraniach, które otrzymywał Seweryn, a Burza nie chciała opisywać mężowi wszystkiego od początku. Właściwie w ogóle nie miała ochoty z nim rozmawiać.
– Muszę jechać na komisariat – oznajmiła. – Odwieziesz Dominika?
– Jasne – odparł szybko. – Pewnie, nie ma problemu.
Podszedł do niej i ujął delikatnie jej rękę.
– Poradzisz sobie? – spytał.
Skinęła lekko głową, a on pocałował ją w policzek. Od razu się odwróciła i szybko zrobiła tyle, ile było absolutnie konieczne, by mogła spojrzeć na siebie w lustrze. Chwilę później jechała już w kierunku komisariatu.
Po drodze wybrała numer Zaorskiego, ale się nie dodzwoniła. Kiedy jednak dotarła na miejsce, zobaczyła znajomą bordową hondę kombi. Seweryn siedział w środku, bębniąc nerwowo palcami o kierownicę.
Ledwo ją dostrzegł, wyskoczył na zewnątrz i podszedł do jej auta.
– Co ty tu robisz? – spytała.
Wysiadłszy z volva, rozejrzała się niepewnie. Kilku uprzejmych z pewnością doniesie Michałowi o spotkaniu przed pracą.
– Czekam na ciebie – odparł. – I to właściwie…
– Daj spokój.
– Z czym?
– Z tym, co chciałeś powiedzieć.
– Że czekam znacznie dłużej niż tylko…
– Tak – odparła, nieco zmieszana.
Parking przed komisariatem był ostatnim miejscem, gdzie chciała prowadzić taką rozmowę. Właściwie w ogóle nie zamierzała jej podejmować.
– Więc naprawdę mam nie mówić, że czekałem całe życie?
– Z całą pewnością nie – przyznała. – Poza tym powinieneś wiedzieć, że banały na mnie nie działają.
– Dużo istotnych rzeczy rodzi się z banałów.
Złagodził nieco tę deklarację, niewinnie wzruszając ramionami. Kaja wciąż do końca nie rozumiała, w jaki sposób działa jego umysł. Z jednej strony nadawali na podobnych falach i byli roztropni, z drugiej Zaorski potrafił rzucać pozornie błahymi uwagami, które w okamgnieniu mogły sprawić, że cały racjonalizm zniknie.
– Weź pod uwagę wojny – dodał. – Każda przecież wybucha z błahych powodów, a…
– Nie masz ważniejszych rzeczy na głowie? – ucięła Burza.
– Ważniejszych od tworzenia topornych porównań, żeby okazać ci uczucie? Nie.
Pokręciła bezradnie głową, a potem wymownie spojrzała na kieszeń jego dżinsowych spodni. Seweryn uniósł brwi.
– Wzrok ci ucieka w ciekawe miejsca – zauważył.
– Wyciągaj telefon.
– Tak po prostu?
– Seweryn…
– Bez gry wstępnej?
Cały on. Przyjechał tu, żeby załatwiać ważkie sprawy, ale nie przeszkadzało mu to w sztubackich podchodach.
– Komórka – poleciła Burza.
– Tak jest, pani starsza aspirant.
Wyjął smartfona, odnalazł nagranie i oddał jej telefon. Kaja przez moment wsłuchiwała się w kojącą melodię, do której szybko dołączył głos mówiącej po niemiecku dziewczynki.
– Dreißigtausend… – powiedziała wolno, a potem zawiesiła głos. – Kinder.
Burza zerknęła na pasek świadczący o tym, ile czasu pozostało do końca nagrania. Kilkadziesiąt sekund. Liczyła na to, że usłyszy coś więcej – coś, co sprawiło, że Seweryn uznał, że w końcu mogą odkryć, co to wszystko oznacza.
Dziewczynka powtarzała jednak w kółko to samo. Dreißigtausend Kinder. Dreißigtausend Kinder.
Kiedy nagranie dobiegło końca, Seweryn stanął obok i przesunął