– Owsianka wystygła – mówi Maj.
– Dostaliśmy zlecenie od gminy Oslo.
– Pewnie to uczciliście, co?
– Tylko po maluchu w Bristolu.
Ewald kładzie kopertę przed Maj. Ona ją otwiera, szybkimi palcami przelicza zawartość i podnosi na niego wzrok.
– Po j e d n y m maluchu?
– Musiałem im postawić, przyszła moja kolej.
– A nie było tak poprzedniej soboty?
– Nie chciałem, aby myśleli, że jestem tight.
– Tajt? Mów porządnie, Ewald!
– Skąpiradło.
– No tak, skąpstwo możesz pozostawić mnie. A ty w tym czasie będziesz się szastać.
Ewald Kristoffersen mocuje serwetkę między górnymi guzikami koszuli.
– Poza tym zimna owsianka to moje ulubione danie – oświadcza.
Zjada to, co zostało, a na koniec wyskrobuje głęboki talerz i oblizuje łyżkę. Wtedy Jesper wyciąga rękę z kieszeni i kładzie coś na stole. Herbatnik. Ewald patrzy na syna.
– To dla mnie?
Jesper kiwa głową.
Ewaldowi Kristoffersenowi łzy napływają do oczu. Zawsze łatwo się wzruszał. Chłopiec jest w gruncie rzeczy dobry. Ewald pospiesznie wychodzi do przedpokoju i za chwilę wraca, trzymając coś w ręku. Daje Jesperowi malutkie mydełko, chłopiec je rozpakowuje i od razu chce wsadzić do buzi. Maj powstrzymuje go w ostatniej chwili i zerka na Ewalda.
– Byłeś też w perfumerii?
– Zszedłem tylko do Cyrku Schumanna.
Jesper zaczyna płakać. Całe jego ciało drży. Twarz się rozpada, ręce biją powietrze. Płacz zmienia się w zawodzenie, kiedy usta zamykają się z kłapnięciem. Maj musi go przytrzymać. Musi go przytrzymywać siłą. Ewald odwraca głowę. Jesper się uspokaja. To nigdy nie trwa długo. Ale i tak wystarczy. Ewald powoli odwraca się w stronę syna, który siedzi na kolanach matki, blady i oklapły.
– Wiesz, ja nie byłem w cyrku. Byłem w ubikacji.
Ewald się śmieje, a Jesper unosi głowę i leciutko się uśmiecha.
– Cyrk Schumanna to miejsce, w którym mężczyźni tacy jak ty i ja stoją i sikają. A dlaczego to się nazywa Cyrk Schumanna? Po prostu dlatego, że mieści się tam mniej więcej siedmiu mężczyzn[2]. Któregoś dnia cię tam zabiorę, Jesper.
Później zmywają razem, wszyscy troje. Jesper wyciera łyżki. Udaje mu się nie upuścić żadnej na podłogę. Siedząc w salonie i pijąc kawę, Ewald zjada herbatnika. Jesper wcześnie idzie spać i na szczęście zasypia. Jego łóżko stoi w niedużym holu między przedpokojem a łazienką, w pokoju bez okien. Maj idzie do Ewalda i siada na kanapie. Wiadomości, które do nich docierają, albo przez radio, którego słucha Ewald, albo z gazety „Aftenposten”, którą zaczyna przeglądać Maj, mogą brzmieć następująco: „Wykonano ostatnią egzekucję w procesie zdrajców narodu, który tym samym uznaje się za zakończony. Były minister Ragnar Skancke został rozstrzelany”. „Długopisy zyskują popularność w Norwegii, chociaż kosztują dwadzieścia pięć koron”. Przekazana zostaje również informacja, że Norweski Komitet Noblowski nie przyzna w tym roku nagrody pokojowej. Nastał pokój, ale nagrody nikt nie może dostać. Poza tym zakłady piłkarskie okazały się bezdyskusyjnym sukcesem, chociaż w wielu miejscach pracy efektywność spada o jedną czwartą w środy, kiedy należy złożyć kupony.
– Mówiłeś komuś, że jestem dobra w prowadzeniu rachunkowości? – pyta Maj.
Ewald wyłącza radio.
– Możliwe. A co?
– Dzwonili z Czerwonego Krzyża. Pani Lund chce, żebym weszła do zarządu.
– I co jej odpowiedziałaś?
– Że muszę się naradzić z mężem.
Ewald się śmieje.
– Przecież wiem, że już się zdecydowałaś.
– Może przydałoby mi się zająć myśli czymś innym.
Przez chwilę oboje milczą, nasłuchując. Z holu nie dobiega żaden odgłos. Słyszą jedynie padający deszcz.
– Ale czy masz na to czas? – pyta Ewald cicho.
Teraz z kolei śmieje się Maj.
– Czas? Przynajmniej tego mi nie brakuje.
– A co z Jesperem?
– W razie konieczności pani Vik może go przypilnować. Poza tym…
– Tak?
– Może Czerwony Krzyż pomógłby nam załatwić telefon, żebyśmy nie musieli…
Ewald Kristoffersen, który rzadko wpada w gniew, ma raczej skłonność do melancholii i beztroski, uderza pięścią w stół.
– Nie potrzebujemy niczyjej łaski!
– Obudziłeś Jespera.
Maj wychodzi do holu. Ewald słucha, jak żona śpiewa. Jego też ogarnia senność. Jesper jeszcze przez chwilę płacze. W końcu zapada cisza, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk w całym domu.
Maj